Wielki Papyrus

547 46 65
                                    


Obudził mnie zapach spalenizny. Gwałtownie usiadłam na łóżku przypominając sobie gdzie jestem. Sansa nie było obok mnie, za to zobaczyłam Flowy'ego, który patrzył na mnie z niepokojem.

-Wszystko dobrze? - zapytał.

-To ja powinnam zapytać o to Ciebie. Bardzo długo byłeś nieprzytomny.

-Taak, mam dosyć dużego guza, ale poza tym nic mi nie jest. Cieszę się, że Tobie też. Czemu ten potwór jeszcze nic Ci nie zrobił?

-Bardzo dobre pytanie, sama chciałabym to wiedzieć - zamyśliłam się - Wiesz... on wydaje się dosyć samotny. Gdy byliśmy w barze, Ty byłeś nieprzytomny, ale ja widziałam jak inni są dla niego wredni. Nikt nie wydawał się przyjaźnie nastawiony.

-Czyli szuka przyjaciela? Wątpię. Tutaj każdy jest przyzwyczajony do samotności.

-Może masz rację... sama nie wiem.

-Posłuchaj, wiem, że może wydawać Ci się miły, skoro nic Ci jeszcze nie zrobił, ale ja bym mu nie ufał. Skąd wiesz, że nie chce Cię wykorzystać?

-Wykorzystać? - zdziwiłam się - Niby do czego?

-Do przejścia przez barierę.

-Przejścia przez... co? Barierę? - o czym on mówi?

-Taaa, wiesz, to takie coś, co trzyma potwory...

Nagle usłyszeliśmy głośny trzask tłuczonego szkła i towarzyszący mu krzyk:

-Kurwa mać!

Znieruchomiałam, Flowey tak samo. Spojrzeliśmy na lekko uchylone drzwi sypialni, a po chwili na siebie.

-Może pójdę sprawdzić co się stało - zaproponował kwiatek i zaczął sunąć łodygą jak wąż w stronę drzwi.

-Czekaj, idę z Tobą - szepnęłam.

Wyszliśmy na korytarz. Na palcach zaczęłam iść w stronę schodów i wychyliłam się lekko, aby sprawdzić co robi szkielet. Z kuchni powoli wydostawał się czarny dym, smród spalenizny ledwo dało się wytrzymać. Aby zobaczyć co dzieje się w pomieszczeniu, musiałam podejść do samego wejścia. Gdy już tam byłam, ukradkiem zajrzałam do środka. Panował tam niesamowity bałagan - na szafkach leżały skorupki po jajkach, rozlany olej ściekał na podłogę, na której leżało sporo rozbitego szkła. W koszu dostrzegłam jakąś czarną papkę, z której leciała para. Sans stał przy kuchence gazowej i wyglądał na ostro zdenerwowanego. Chyba smażył jajecznicę. Postawił dwa talerze na blacie i nałożył równe porcje jajek. Tylko, że te porcje były naprawdę duże, jedna składała się chyba z 6-7 jajek. Szkielet wziął talerze i zaczął iść w stronę salonu, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Ze zmieszaniem wyszłam z ukrycia i czekałam co powie. Wyglądał na zaskoczonego i trochę zawstydzonego, na jego kościach policzkowych pojawił się ledwo zauważalny rumieniec.

-Myślałem, że jeszcze śpisz - oznajmił.

-Obudził mnie zapach spalenizny.

-Ohh, tiaa, nie mam zbyt doświadczenia w gotowaniu. U nas zajmuje się tym mój młodszy brat, a gdy nie ma go w domu przez dłuższy czas, to chodzę jeść do Grillby'ego.

-Rozumiem. A to jest..? - wskazałam palcem na papkę na talerzach.

-Paskudna jajecznica. Ale doceń to, mogłem nic nie robić i pozwolić Ci głodować.

-Tak, dziękuję. A co się stało w kuchni?

-Cóż, jak już mówiłem, nie mam doświadczenia. Gdy jajka się smażyły, trochę mi się przysnęło. Obudziłem się przez ten smród, chciałem ratować jedzenie, ale to była już tylko czarna, spalona papka. Wziąłem talerz do ręki i wyjebałem się na plamie oleju na podłodze tłukąc go. Wkurzyłem się i po prostu wywaliłem to spalone gówno do kosza i usmażyłem drugą porcję.

Pragnienie   {Fell Sans x Reader} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz