Szkielecia blisKOŚĆ

561 48 63
                                    


Bardzo się stresowałam. Szłam związana po zaśnieżonej drodze w tym dziwnym kostiumie, który dał mi szkielet. Parę razy słyszałam jak ziewnął, więc chyba naprawdę jest zmęczony. Może uda mi się uciec, gdy zaśnie. Co prawda mi też trochę kleiły się oczy i miałam ochotę na drzemkę, ale stały dopływ adrenaliny nie pozwalał mi nawet myśleć o śnie. Byłam jak po wypiciu 5 kubków kawy na raz.

-Już niedaleko mała, cierpliwości - powiedział Sans.

Oby, bo już mam dosyć podejrzliwych spojrzeń niektórych potworów, które spotykamy po drodze. Cały czas się boję, że któryś z nich wywęszy mój ludzki zapach i się na mnie rzuci. Czy szkielet próbowałby mnie wtedy bronić?

Po około 15 minutach marszu Sans w końcu się zatrzymał i pociągnął za linę przywiązaną do moich nadgarstków, aby przysunąć mnie bliżej siebie.

-Witaj w domu, dziecino - powiedział.

Otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka.
Bardzo się zdziwiłam. Spodziewałam się zobaczyć mrocznie urządzony pokój, z jakimiś klatkami i narzędziami tortur, jak z jakiegoś horroru. Tymczasem dom był urządzony bardzo zwyczajnie. Nadal miał ten pasujący do Sansa mroczny styl, ale nie wyglądał strasznie. Znalazłam się w dużym pokoju, na środku którego stała czerwona kanapa, a na przeciwko niej wisiał na ścianie duży telewizor z podłączoną konsolą do gier. Pod prostopadłą ścianą stała półka z książkami (widziałam, że kilka z nich było o kosmosie), miękki fotel z lampką obok (pewnie miejsce do czytania, ale nie potrafię wyobrazić sobie Sansa siedzącego i czytającego jakieś książki o kosmosie) i jakiś kwiatek doniczkowy. Kawałek dalej były schody prowadzące na piętro. Ze zmieszaniem spojrzałam na niski stoliczek umieszczony pod ścianą, obok której stanęłam. Leżał na nim kamień, trochę większy od mojej pieści, a tuż obok ktoś postawił mały talerzyk z kawałkami jakiejś karmy. Sans chyba zobaczył, że patrzę na niego ze zdziwieniem i powiedział:

-To mój zwierzak. Wabi się Głaz.

-Twój zwierzak to kamień?

-Przynajmniej nie wymaga zbyt dużo opieki - puścił oczko z uśmiechem.

Spojrzałam w stronę pokoju naprzeciwko mnie, który nie miał drzwi. Była to kuchnia. Widziałam lodówkę, piekarnik, śmietnik, szafki kuchenne i zlew (który nie wiem czemu, ale był baaardzo wysoki i ani Sans, ani ja za cholerę byśmy tam nie dosięgnęli).
Szkielet zamknął drzwi na klucz, czyli albo będę musiała mu go ukraść, albo spróbować wyjść przez okno.

-Daj rączki - powiedział i chwycił moje ręce, rozwiązując sznur.

-Flowey jeszcze się nie obudził - powiedziałam.

-Spokojnie, nic mu nie jest. Pewnie niedługo odzyska przytomność. A jak nie, to trudno - wzruszył ramionami.

-Jak możesz tak mówić? To mój przyjaciel.

-Uhhh, przyjaciel, żałosne - skrzywił się - żartowałem przecież. Płatek mu z głowy nie spadnie.

Rozsiadł się na kanapie i włączył telewizor. Na ekranie ukazała się walka dwóch potworów. Jeden z nich wyglądał jak jakaś przerośnięta, fioletowa jaszczurka z czerwonymi oczami i ostrymi jak brzytwa kolcami na grzbiecie, a drugi przypominał wilkołaka, tylko zamiast sierści miał łuski i płetwę na plecach. Oba potwory były nieźle poturbowane, ale jaszczur chyba wygrywał. Walczyli na jakimś kiepsko wyglądającym ringu, a wokół niego stało dużo kibicujących i krzyczących istot.

-No siadaj, nie wstydź się mnie mała - Sans poklepał dłonią miejsce obok siebie.

Powoli zbliżyłam się do kanapy, niepewnie usiadłam na jej końcu i obok siebie położyłam Flowy'ego. Szkielet zbliżył się tak, że dotykaliśmy się udami i zarzucił za mnie rękę.

Pragnienie   {Fell Sans x Reader} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz