Ja tylko chcę Cię chronić...

458 48 41
                                    


Minęło sporo czasu odkąd zamieszkałam w warsztacie Sansa. Początkowo każdego dnia słyszałam dobiegające z domu szkieletów krzyki Papyrusa, który przeklinał brata, Alphys, Undyne i pracowników laboratorium, że pozwolili na ucieczkę człowieka. Sans opowiadał mi o tym jak urządzano za mną pościgi poszukiwawcze, jak wmawia młodszemu  bratu, że nie ma pojęcia co się że mną stało i tak dalej.
Aktualnie warsztat wygląda bardzo przytulnie. Mam tu materac z pościelą, półki z książkami i wygodny fotel z lampką do czytania, stolik i krzesła, roślinkę doniczkową, puchaty dywan na podłodze, a nawet kilka pluszaków. Od ucieczki z laboratorium minęły około trzy tygodnie. Większość dnia spędzam na czytaniu, rysowaniu i pisaniu w notesie. Parę razy dziennie przychodzi do mnie Sans i jeśli Papyrusa nie ma w domu, mogę pójść do środka i umyć się w wielkiej misce, którą załatwił mi szkielet. Oprócz tego mogę też opróżnić moje wiadro z nieczystościami, uprać ubrania, przejść się po okolicy (oczywiście w towarzystwie kościotrupa) lub pooglądać telewizję. Miałam obmyślić jakiś genialny plan ucieczki z tego miejsca... ale jakoś nie mogę się do tego zabrać i ciągle odkładam to na później. Dużo rozmawiam ze szkieletem i wielokrotnie próbowałam od niego wyciągnąć informacje na temat eksperymentów w laboratorium Alphys, jednak bez skutku. On bardzo unika tego tematu i robi wszystko, aby o tym nie mówić.

Właśnie kończyłam rysować portret swojej mamy w szkicowniku, gdy do warsztatu wszedł Sans.

-O, hej! - powiedziałam z uśmiechem.

-Cześć kiciu, zbieraj się. Idziemy na spacer.

-Znowu do lasu? Chyba wolę pooglądać coś w TV - odparłam lekko znudzona.

-Nie idziemy do lasu.  Opuszczamy Snowdin.

Spojrzałam na niego z szerokimi oczami. W końcu!!! Zobaczę coś więcej niż tylko ten las za domem braci? O mamciu, jestem taka szczęśliwa!

-Tak tak tak tak tak!!!!!!! - podskoczyłam z radości - To dokąd idziemy?

-Zobaczysz, spodoba Ci się.

Poczekaliśmy do zmroku i wyruszyliśmy. Doszliśmy do rzeki, gdzie już czekała na nas tajemnicza osoba na łodzi.

-Dokąd Was zabrać? Tra la la...

-Waterfall - odpowiedział Sans.

Weszliśmy na pokład, a gdy zaczęliśmy płynąć, szkielet zawiązał mi na oczach opaskę. W całym ciele czułam napięcie, nie mogłam się doczekać aż dotrzemy na miejsce i będę mogła zdjąć materiał z oczu.
Nasz wodny przewoźnik powiedział nagle:

-Strzeżcie się mężczyzny przemawiającego dłońmi.

Nie miałam pojęcia o co chodzi, jednak usłyszałam, że szkielet aż zachłysnął się powietrzem na te słowa. Zbieg okoliczności? A może wiedział o kogo chodzi? E tam, to pewnie nic takiego.
Po kilku minutach zaczęłam słyszeć szum wody, który był bardzo kojący dla uszu. Zbliżyłam rękę do twarzy, jednak zanim zdążyłam jej dotknąć Sans złapał za mój nadgarstek.

-Nie podglądaj - wyszeptał - Już niedaleko.

Uśmiechnęłam się i cierpliwie czekałam. Po chwili poczułam, że łódka się zatrzymała.

-Wróćcie do mnie czasem, tra la la... - powiedział wioślarz na pożegnanie.

Sans pomógł mi wysiąść, co nie było wcale łatwe ze względu na zawiązane oczy.

-Mogę już zdjąć opaskę? - zapytałam po paru krokach.

-Cierpliwości kiciu - odparł krótko.

Po jego głosie słyszałam, że się uśmiecha. Gdzie my idziemy?
Szum wody stawał się coraz głośniejszy, a na twarzy czułam wilgoć. Materiał na moich oczach był już częściowo mokry. Szkielet cały czas ostrożnie prowadził mnie za rękę. Robił to tak dobrze, że ani razu się nie potknęłam. W końcu się zatrzymaliśmy.

Pragnienie   {Fell Sans x Reader} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz