Rozdział 12

98 8 31
                                    

Jonah

Jest wcześnie. Ósma. Dee ledwo wybiegła z domu, więc gnam za nią na złamanie karku. Jest taka szybka, że ledwo za nią nadążam. Samochodem! Teraz już wiem, dlaczego biega tak szybko. Jakim cudem nie wiedziałem wcześniej, że gra w piłkę? Bo jestem idiotą. We wszystkim, co się z nią wiąże, jestem idiotą. Za mało o niej wiem, za mało się dla niej staram. Chciałbym więcej, bardziej, ale nie wiem jak. Chcę wiedzieć, ale to znikąd do mnie nie chce przyjść, więc muszę działać po omacku. Nigdy nie miałem dziewczyny, a teraz mam i staram się być najlepszy. Koślawo mi to wychodzi, ale mam nadzieję, że mnie rozumie.

Doganiam ją, gdy wbiega do parku.

— DEE! — drę się za nią.

Wie, że to ja.

Zatrzymuje się i truchtając w miejscu, odwraca z szerokim uśmiechem.

Boże, jak ja kocham tę dziewczynę. Ja! Ten, który nigdy nie chciał kochać. To niepojęte.

Zawraca i podbiega do samochodu. Opiera się łokciami o drzwi i całuje mnie krótko. Tak, kocham ją do szaleństwa.

— Nie biegaj dziś, chodź, jedź ze mną — proszę ją.

— Jonah, nie mogę, muszę trzymać formę — marudzi.

— No chodź, nie daj się prosić, są wakacje — proszę ją i uśmiecham się do niej tak, jak wiem, że podziała. — Pojedziemy nad wodospad — faluję brwiami, bo wiem, że uwielbia to miejsce.

Teraz to też moje ulubione miejsce. Jeśli Dee coś lubi, lubię i ja.

— Jesteś okropny — śmieje się i zrywa się do biegu, krzycząc: — Dwadzieścia minut! Włączaj stoper! — I tym samym kategorycznie odmawia.

Śmieję się i nawet nie sięgam do zegarka na ręce. Wiem, że pewnie przebiegnie szybciej niż ostatnio. Czekam cierpliwie, ale stukam palcami o deskę rozdzielczą, a po chwili śmieję się sam z siebie. Wydaje mi się, że ciągle na nią czekam, ze wszystkim. Najpierw czekałem na to, żeby ją poznać. Potem obiecałem poczekać z seksem, a teraz czekam nawet na nią samą przed parkiem, ale wcale mi to nie przeszkadza. Ona jest wyjątkowa. Warto na to wszystko czekać. Ona sprawia, że to na co czekam, staje się bardziej wartościowe. Wydaje mi się, że samo czekanie jest przyjemniejsze, niż efekt. Poza tym ja też mam swoje wątpliwości. Boję się do niej zbliżyć i do końca odkryć przed nią. Pokazać jej swoje wady, ale nie te ukryte wewnątrz, wady mojego charakteru, bo to jestem w stanie naprawić, już chyba naprawiłem, chodzi mi o te, które widać gołym okiem. Na moim ciele. Boję się jej reakcji. Mama miała rację. Boję się tego, co ona sądzi o moich tatuażach i o tym, co jest pod nimi. Kiedy o tym myślę, widzę jej gładkie ciało, które odsłoniła na plaży. Wyglądała tak, że nie potrafiłem przestać się gapić. Złapała mnie na tym. Jak jakiegoś leszcza, który nie potrafił się opanować. To było nawet śmieszne, ale mniej śmieszne jest to, jak przy niej wyglądałem. Wstydziłem się. Wciąż się wstydzę. Chyba dlatego nie spieszy mi się do seksu. Nie chciałbym, żeby w trakcie dostrzegła, jak okropnie wygląda to, co mam na skórze. Nie zniósłbym, gdyby się skrzywiła. Umarłbym ze wstydu i skrępowania. Widziała mnie już bez koszulki, chociażby nad wodospadem, czy na plaży, ale to nie to samo, gdy jest się naprawdę blisko. Gdy dzieli się intymność. Ona jest śliczna. Gładka. Bez skazy. Jest idealna. A ja? Szkoda gadać...

Moje myśli biegną tuż za nią do parku i doganiają ją w chwili, gdy z niego wybiega. Uśmiecham się. Wraca. Szybko. Nawet bardzo. Biegła pewnie jak szalona. Zrobi wszystko, żeby mi udowodnić, jaka jest dobra.

— Jestem! — melduje się, uderzając dłonią o dach.

Dyszy głośno i pochyla się, opierając łokciami o otwartą szybę.

Chcę odbijać Twoje światłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz