12. Hand That You Hold

1.2K 148 73
                                    


Chyba jestem na siebie zła XD Ciągle wam obiecuję, że akcja poleci dalej do przodu, a dostajecie rozdziały takie jak ten, gdzie wewnętrzne rozkminy ciągną się jak niekończące spaghetti XD Musicie mi wybaczyć niestety. Konflikty wewnętrzne jednej postaci, pisane z różnych perspektyw są cholernie ciężkie do ogarnięcia xd

Plus (albo minus xd) jest taki, że ten rozdział jest o połowę dłuższy niż zazwyczaj.

Enjoy i nie zaśnijcie XD

PS. Dodaję ten rozdział jeszcze raz, bo wtt znowu uciął spory kawałek i nie wysyła powiadomień. Także wybaczcie spam, gdyby nagle przyszło ich kilka XD

**************

Eren wślizgnął się do domu, gdy słońce już niemal w całości skryło się za horyzontem. Od razu wyczuł, że nikogo w nim nie było: jedynym akompaniamentem dla zawieszonych w powietrzu drobinek kurzu była głęboka cisza przerywana szumem fal rozbijających się o brzeg. Powoli przeszedł przez kuchnię, porzucając niedbale swoje rzeczy i zajrzał do sypialni. Powitała go pustka, której aż za bardzo się spodziewał.

Był wściekły na samego siebie. Choć spędził całkiem przyjemny dzień w towarzystwie Willy'ego i Marco, nie potrafił wybaczyć sobie tego, jak potraktował Levi'a. Coraz częściej tracił kontrolę nad własnymi słowami, nie myśląc o konsekwencjach. Ackerman martwił się jego samopoczuciem; robił dokładnie to, co on sam zrobiłby dla niego. Powrót na Paradis wydawał się logicznym rozwiązaniem, lecz w tamtej chwili, kiedy Eren czuł tylko buzującą w żyłach wściekłość i własny pot spływający po twarzy, odebrał to jako jawny atak na swoją osobę.

Dlaczego tak go potraktował? Nie miał pojęcia. Jedynym plusem dzisiejszego dnia był drobny przełom, który dostrzegł w rozmowach z Marco. Podczas pogawędki z Willym o środkach transportu w dawnych czasach, Pablo - Marco wspomniał, że potrafi jeździć konno. Zarzekał się też, że był kiedyś w szkółce jeździeckiej, choć nie mógł za żadne skarby przywołać nazwy jakiejkolwiek stadniny znajdującej się w Marley.  Jedyną rzeczą, którą kojarzył była gniada klacz i twarz przystojnego instruktora.

Mącąc głęboką ciszę, Eren przeszedł do łazienki. Nawet chłodny prysznic nie zdołał do końca ukoić jego nerwów. Levi zniknął bez śladu i nie odbierał telefonu. Po raz pierwszy w życiu, Jaeger miał nadzieję, że znajdował się u Petry. Choć w ostatnim czasie podświadomie działała mu na nerwy, wiedział, że u niej byłby bezpieczny.

Spędził kilka pustych godzin w łóżku, zastanawiając się, dlaczego ostatnio wszystko wydawało się zbyt skomplikowane. Nawet gdy bardzo się starał, nie potrafił trzeźwo myśleć i pozwalał emocjom brać nad nim górę. Jeszcze nigdy nie czuł się tak roztrzęsiony i nieobliczalny.

Zegar już dawno wybił czwartą, gdy w domu w końcu rozległy się ciche kroki. Znał ich ton aż nazbyt dobrze, choć wydawały mu się nieco bardziej chaotyczne niż zazwyczaj. Eren od razu wyślizgnął się z łóżka i przemknął do salonu. Przystanął jednak w pół kroku, unosząc brwi na widok drobnej, słaniającej się postaci.

Levi opierał się o ścianę, oddychając powoli. Ledwo stał na nogach, za wszelką cenę próbując utrzymać się w pionie. Jego rozbiegany wzrok dopiero po dłuższej chwili zatrzymał się na Erenie. Ackerman był wyraźnie zdziwiony jego obecnością.

- Czemu nie śpisz? - wyrzucił z siebie, zbyt mocno akcentując słowa, jakby za żadne skarby świata nie chciał dać po sobie poznać, jak bardzo był pijany. - Wszystko w porządku?

Jaeger przez chwilę stał w miejscu kompletnie osłupiały. Tylko raz w życiu widział go w tak tragicznym stanie ­­­­- jakieś pół roku temu, gdy razem z Erwinem próbowali odciągnąć jego myśli od niemal samobójczej misji czekającej Erena. Od tamtej pory Levi pilnował się, by nikt nie widział go w takiej wersji.

Heavy Dirty Soul II | EreriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz