Rozdział 8- Crane

24 4 1
                                    

   -Zapytam po raz ostatni panie Seeley, co pan wie o śmierci Toma Moore?
   -Powtarzam, ja nic nie wiem! Ostatnie co pamiętam, to gdy wręczył mi list - powiedział cały drżąc.
   -Jaki list?
   -Nie wiem, nie wiem... Mówię przecież, że nic nie pamiętam od tamtego momentu!
   -Chce pan powiedzieć, że nie pamięta pan niczego z ostatniego dnia?!
   -Tak! Cały czas wam to tłumaczę! Nie mam nic wspólnego z jego śmiercią! - głos mu się łamał.
   -A jednak rozmawiał z nim pan tuż przed jego śmiercią.
   -Nie wiem, naprawdę nie...
   -DENZEL! - ryknąłem na niego - Nawet jeśli nic nie powiesz mamy wystarczające powody, by cię aresztować! Napaść na funkcjonarjusza pełniącego służbę, zakłucanie porządku, PRÓBA ZABÓJSTWA CYWILA. Lepiej gadaj wszystko co wiesz Seeley.
   -To nie byłem ja... Nic nie wiem... ja naprawdę... ja nic... - kontynuował wątłym głosem.
   -Niech cię Seeley! Dowiemy się czego chcemy nawet jak nie puścisz farby! - mówiąc to wstałem przewracając krzesło w pokoju przesłuchań i wyszedłem.

   -Jimmy - powiedziała Mary spiorunowałem ją wzrokiem, ale udała, że tego nie widzi - Przysyłają mnie z laboratorium, to urządzenie znalezione w kieszeni Seeley'a jest wysoko zaawansowane technologicznie. Miał przy sobie drugie takie samo, ale oba uległy uszkodzeniu podczas waszej szarpaniny.
   -Wiadomo do czego służą?
   -Kontrola umysłów.
   -Szalony Kapelusznik...
   -To samo stwierdzili federalni - odezwał się komisarz. Nie wiedziałem kiedy wszedł. Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu przerwałem ciszę.
   -Komisarzu, to jest przełomowy moment w śledztwie. Jeszcze kilka dni!
   -Wiem Bernet. Jedyne co udało mi się uzyskać, to że będziesz mógł pracować równolegle z federalnymi pod warunkiem, że nie będziesz im wchodził w drogę.
   -Dziękuję panie Gordon.
   -Gordon wystarczy - uśmiechnął się - Nie jestem żadnym panem.
Tymi słowami zakończył rozmowę i wyszedł. Zawsze zastanawiałem się, czy ludzie tak mówiący wiedzą co czują odbiorcy. To miłe, że nie każą się nazywać tak oficjalnie, ale niezręcznie jest mówić do swojego przełożonego po imieniu, czy nazwisku. Szczególnie jeśli ten przełożony jest człowiekiem-legendą w podeszłym wieku. Ciekawiło mnie, czy zdaje sobie sprawę ze swojej sławy. Nie widziałem go nigdy podczas walki, co jak się okazało miało się niedługo zmienić.

Nie powinienem tam pójść, ale presja wywarta przez moją ambicję skierowała mnie do Jonathana Crane'a. W tym momencie za wszelką cenę chciałem być krok przed federalnymi. Crane był jak zwykle w swoim ciemnym biurze. Siedział na fotelu skierowany tyłem do mnie, tak że go nie widziałem.
   -Wie pan czemu tak lubię siać strach w ludzkich sercach? - nie czekał na odpowiedź - Bo wiem, że to moje dzieło. Wiem, że tylko ja potrafię to robić z takim skutkiem. Gdy ktoś się przerażony jest równocześnie bezbronny, przeżywa chwilę słabości. Czasami staje się uległy. I zawsze, za każdym razem, czuję się władcą. Czuję się potężny i wiem, że dopóki są w objęciach strachu tak pozostanie.
   -Do rzeczy Scarecrow. Chcę namiary na...
   -Doskonale wiem czego chcesz. Zastanawiałem się, kiedy domyślicie się kto za tym stoi. Przyznam, że zaintrygowało mnie to. Ktoś miał w garści całe Gotham. Przeraził wszystkich, od biednego szarego obywatela po obrzydliwie bogatą śmietankę miasta. Każdy mógł stac się ofiarą Wirusa - gdy to mówił stwierdziłem, że przywykłem już do jego szaleńczego tonu głosu. To oznaczało, że przychodziłem do niego zbyt często. Tak, dwa razy to zdecydowanie za dużo - Pomyśleć, że dokonał tego niepozorny Kapelusznik. Życie potrafi zaskakiwać. Prawda, Jim? To mi przypomniało, że jeszcze nie podałeś swojego nazwiska...
   -Gdzie jest Tetch?
   -Zwolnij detektywie, nie ładnie jest przerywać innym - wyszczerzył się - Poza tyn pamiętaj, że nic nie ma za darmo! Ostatnim razem pomogłem Ci, bo miałem w tym swój interes.
   -Nie wierzę, że zrobiłeś to dla Palmottiego.
   -Oczywiście, że nie dla niego. Zrobiłem to, żebym miał kogoś z policji na swoich usługach.
   -Mnie nie kupisz Crane. Źle trafiłeś.
   -Wiem, że Cię nie kupię Jamesie Bernet. Ale ostatnio dużo się o tobie dowiedziałem. Więcej niż byś chciał - przerażający uśmiech wdarł się na jego twarz.
Cały pobladłem, moje ciało zaczęło się trząść, a źrenice zwężyły się. Podszedłem do niego szybkim krokiem, podniosłem go z fotela za kołnierz i przygwoździłem do ściany.
   -Co zrobisz? Zabijesz? Aresztujesz? Wiesz, że nie możesz! HAHAHA!
   -Trzymaj się od niej z daleka - głos mi drżał. Wiedział, że nie mogę mu nic zrobić. W jego oczach widniała upiorna satysfakcja. Ciągle się uśmiechał. Puściłem go.
   -Kapelusznik kryje się w opuszczonej fabryce zabawek na przedmieściach. Dokładny adres znajdziesz na kartce. Będzie leżała pod wycieraczką twojego domu. A teraz muszę się zająć biznesami. Żegnaj detektywie Bernet - zakończył z uśmiechem.

Był już wieczór, gdy wracałem z komisariatu. Jak zwykle idąc rozmyślałem. Do tego momentu popełniło samobójstwo dziewięćdziesiąt siedem osób, większość z nich zginęło od czasu przejęcia śledztwa przez Federalne Biuro Śledcze. Fala samobójstw cały czas się powiększała i nic nie wskazywało na to, by miała zatrzymac się samoistnie. Ludzie ginęli coraz szybciej. Dochodziło nawet do kilkunastu zamachów na własne życie dziennie. Opinia publiczna nazwała to Wirusem Widmo. Wzbudzają niepotrzebną panikę. Już tego dnia odbywały się trzy protesty nawołujące policję do działań, co nie ułatwiało nam pracy. Niektórzy wykorzystali okazję i zaczęli rabować przechodniów i napadać na lokalne sklepy wiedząc, że policja zajęta jest między innymi tymi właśnie protestami. Pomimo tego wszystkiego to nie był jakoś szczególnie zły moment dla Gotham. Tego typu okresy zdażały się od czasu do czasu. Co prawda wszystkie służby porządkowe musiały wtedy pracować trzy razy ciężej, ale wszystko w końcu wracało do normy. Tyle, że każdy był zmęczony. Nie bez powodu płace tych służb w Gotham były nawet dwukrotnie wyższe niż średnia krajowa. Kto za małe stawki chciałby utrzymywać porządek w mieście z najwyższym wskaźnikiem przestępczości w całych stanach?

Dotarłem do domu. Spod wycieraczki wyciągnąłem kartkę. To, że ją tam znalazłem przygnębiło mnie jeszcze bardziej. Scarecrow nie kłamał, a to oznaczało, że będę z nim miał poważne problemy. Zacząłem czytać: "Moja toksyna strachu ma różne właściwości w zależności od jej stężenia. Poznałeś już działanie wysokiego stężenia, ale mocno rozcieńczony nie powoduje halucynacji i działa znacznie dłużej. Wywołuje niepokój, który stopniowo rośnie. Ponieważ nie wywołuje żadnych halucynacji, strach jest bezpodstawny. Ludzki mózg próbuje znaleźć jego powód. Dzięki temu użyty w odpowiednim czasie może wywołać lęk przed jakimś konkretnym zdarzeniem lub działaniem. Lęk prowadzi do sprzeciwu, sprzeciw do protestów. Jestem pewien, że nawet jeśli jeszcze tego nie odkryliscie to w końcu dowiecie się, że te protesty są moim dziełem. Twoja rola polega na chronieniu mnie. Będziesz robił wszystko co możesz, żeby udowodnic moją niewinność. Oczywiście jeśli policja nie dowie się, że protesty to nie przypadek masz milczeć. Ciesz się życiem James." Do kartki załączone było zdjęcie fabryki z adresem na odwrocie. Westchnąłem i wszedłem do domu.

Gotham City Police DepartmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz