Rozdział 3- Śledztwo

59 6 0
                                    

O ósmej rano wraz z Frankiem udaliśmy się do domu Marcusa. Zastaliśmy tam jego żonę.
   -Dzień dobry -wypalił mój towarzysz jak zwykle bez wyczucia zanim zdążyłem go powstrzymać- Jesteśmy detektywami, badamy sprawę morderstwa pani męża i chcielibyśmy zadać kilka pytań.
   -Witam -powiedziała nie biorąc, ku mojej uldze, za złe mojemu partnerowi, że nazwał ten dzień dobrym -Proszę usiąść, kawy czy herbaty?
   -Ma pani może kakao? Jeśli tak, poprosił bym.
   -Oczywiście, zaraz podam, a pan?- zapytała zwracając się do Franka.
   -Ja wolę kawę -uśmiechnął się.
Czekaliśmy siedząc w bardzo wygodnych fotelach.

Po chwili Lucy, bo tak miała na imię żona ofiary, przyniosła kubki z napojami.
   -Co chcecie wiedzieć?
   -Cóż... Właściwie wszystko co może pani powiedzieć o swoim mężu.
   -Jest... Byliśmy małżeństwem od 15 lat. Wiem, że gdy mnie poznał, zmienił pracę na dyrektora jakiegoś działu w firmie produkującej zabawki, ale mi nie mówił co wcześniej robił. Miał dużo znajomości i to dzięki nim zajął tak wysokie stanowisko już na początku. Po pracy zawsze gdzieś wychodził na godzinę lub dwie, prawdopodobnie żeby się napić z kolegami z pracy.
   -Prawdopodobnie? Nie jest pani pewna?
   -Nie mówił mi o tym, a ja nie miałam potrzeby go pytać. Ufaliśmy sobie.

Wypiłem kakao do końca, podziękowaliśmy i udaliśmy się do wyjścia.
   -Czyli nic nie mamy. Strata czasu.
   -Żadna strata czasu! To było najlepsze kakao jakie piłem od dawna!
   -Musisz w końcu zacząć pić kawę, nawet ty nie jesteś takim dziwakiem, że nigdy jej nie polubisz.
   -Każdą kawę jaką mi przynosisz wylewam do doniczki w moim biurze i zazwyczaj po trzech takich polewkach roślina więdnie.

Ku mojemu zdziwieniu Frank nie zripostował mojej wypowiedzi. W ogóle mi nie odpowiedział. Właściwie przez następną godzinę nie odezwał się ani razu. Nie ukrywałem, że byłem z tego faktu niezmiernie zadowolony. Zajechałem samochodem pod moją ulubioną kawiarnię i zamówiłem dwa kakaa. Dopiero wtedy się przełamał i powiedział:
   -Nawet tego nie spróbuję dopóki nie obiecasz, że będziesz wypijał kawę, którą Ci przynoszę.
Tym razem to na mojej twarzy pojawił się tak typowy dla niego uśmiech.
   -Nie kupiłem tego dla Ciebie, tylko dla mnie.
   -Ostatnio za dużo tego pijesz- skrzywił się.
Teraz byłem już doprawdy rozbawiony.
   -I to jest powód, dla którego się na mnie obraziłeś? -mój uśmiech cały czas się zwiększał.
   -Powodem, dla którego, jak to określasz, obraziłem się jest to, że codziennie wylewasz po kubku świetnej kawy z jednych z najlepszych ziaren kawowych. A one wcale nie są tanie -powiedział z wyrzutem -Do tego pochodzą z moich prywatnych zapasów.
W tym momencie już nie wytrzymałem i otwarcie wybuchnąłem śmiechem.
   -Frank -zacząłem cały czas się śmiejąc -Jesteś moim najlepszym przyjacielem, nikt tak jak ty nie potrafi mnie rozbawić.
Po tych słowach naburmuszył się jeszcze bardziej, wspomniał coś o dziwakach w zakrwawionych płaszczach, którzy nie piją kawy i wyszedł zostawiając mnie śmiejącego się do rozpuku.

Gdy skończyłem pić kolejne dwa napoje wróciłem do samochodu, gdzie czekał na mnie Frank.
   -W czasie, który trwoniłeś w kawiarni zadzwoniłem do Emila. Poprosiłem go, żeby przesłuchał osoby, które pracowały z Marcusem i okazało się, że z nikim z nich nie wychodził na żadne spotkania od miesięcy, a relacje z nim ograniczały się do pracy.
   -Chcesz mi powiedzieć, że w piętnaście minut zdążyłeś zadzwonić do Emila, powiedzieć mu o co chodzi, nakłonić go do ruszenia się z komisariatu, co jak obaj wiemy jest niełatwym zadaniem, a w dodatku przesłuchał tych ludzi i oddzwonił do Ciebie streszczając Ci to czego się dowiedział?
   -Niech Cię cholera weźmie James!
   -Hahahaha, to zdecydowanie nie jest twój dzień drogi Franku. Więc jak było naprawdę?
   -Emil zadzwonił na twój telefon, który tu zostawiłeś, najwyraźniej nie był zadowolony, że odebrałem, bo długo go namawiałem, żeby mi powiedział co chciał Ci przekazać. Ponoć miał przydzieloną tę sprawę, ale gdy usłyszał, że tobie też została powierzona wolał opowiedzieć Ci wszystko czego się dowiedział i nieoficjalnie wziąć sobie urlop na resztę dnia. Dowiedział się też gdzie pracował Mark przed małżeństwem. Był zwykłym pracownikiem fizycznym w Crane Industries.
   -Crane? Jonathan Crane to przecież Scarecrow!

Po tym odkryciu wyruszyliśmy do siedziby Crane Industries, by zobaczyć co wspólnego miał były pracodawca ofiary z jej śmiercią. Dotarliśmy pod budynek, nie był za wielki. Widać było, że firma nie ma szans się przebić wyżej. Z drugiej strony być mogło, że właściciel nie potrzebował tego. Zadowalał się tym co ma. Po pokazaniu oznaki ochrona wpuściła nas nie robiąc problemów. Weszliśmy do jego gabinetu. Jonathan siedział w fotelu. W jego biurze było ciemno. -Czym zasłużyłem sobie na waszą wizytę w moich skromnych progach ponowie? -powitał nas.
   -Dobrze wiesz, Crane. To ty chciałeś wprowadzić na rynek nowy narkotyk! -zaczął jak zwykle porywczy Frank.
   -Tak? Oczywiście. Macie mnie. -powiedział ze zmartwioną miną- Przejrzeliście mnie na wylot! Poddaję się, zabierzcie mnie do więzienia, tam odpokutuję swoje winy. Tylko jeśli mógłbym zerknąć na dowody przed aresztowaniem, żebym był pewny, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem... NIE JESTEM GŁUPI -jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie- nie macie nic na mnie. Żaden ze złapanych nie piśnie o mnie słowa. Wiecie czemu? Bo się boją. Jedynie mnie podejrzewacie, ale nie macie niezbitych dowodów. Ale nie po to przyszliście, prawda? Chodzi o Marcusa, biednego Marcusa. Był moim przyjacielem.
   -Co z nim zrobiłeś?
   -Ja? Nic mu nie zrobiłem. Ale chętnie wam powiem kto stał za jego śmiecią. Był to Oswald Cobblepot.
   -Pingwin? Po co?
   -Dla zemsty. To Mark zaprosił wszystkich na licytację, był łącznikiem. Nie wszystkim spodobał się atak policji. Zaczęli szukać kozła ofiarnego i padło na Marcusa.
   -Dlaczego nam to mówisz?
   -Żeby ukarać Cobblepot'a za morderstwo mojego dobrego znajomego; zaufanego człowieka. Teraz nie jest łatwo takich znaleźć. Sam nie będę podejmował działań przeciw niemu, za dużo by mnie to kosztowało, a skoro policja może się do niego dobrać to chętnie skorzystam z okazji.
   -Chcesz nas wykorzystać.
   -W żadnym wypadku! Wykonuję swoje obowiązki, a przecież obowiązkiem każdego obywatela jest pomoc stróżom prawa, którzy dbają o nasze bezpieczeństwo. Mam rację?- dodał ze złośliwym uśmiechem.
   -Nadal nic to nam nie daje. Nie mamy dowodów- podsumował Frank.
   -Och, jestem pewien, że mogę znaleźć kilku świadków morderstwa, których przekonam do złożenia zeznań- już mieliśmy wychodzić, ale dodał szczerząc się- Zanim opuścicie moje progi, rad bym wiedzieć z kim miałem do czynienia.
   -Z detektywami- powiedział oschle Frank
   -Czy owi detektywi nie mają imion?
   -James, panie Crane, James.
   -James? James jaki? James bez nazwiska?- szyderczo nas pożegnał.
Wyszliśmy nie odzywając się.

Gdy dotarliśmy do auta było już po szesnastej. Na komisariacie powinienem standardowo wypełnić raport, ale zrzuciłem to na Franka. Dobrze mu zrobi napisanie sprawozdania. W końcu kiedyś przestanie być młodszym detektywem i awansuje na pełnoprawnego detektywa, a wtedy papierkowa robota stanie się dla niego codziennością. Przy okazji ja jej nie muszę wykonywać. Do momentu ukończenia służby tego dnia, rozmyślałem o zeznaniach Crane'a.

Gotham City Police DepartmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz