Rozdział 10- W Natłoku Wydarzeń

39 3 0
                                    

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Emily wyjechała tuż po śmierci Rona do swojej matki, chciała mi dać czas. Czas, żebym się z tym uporał. Jedyne co pamiętam z pogrzebu to ona wtulona w moje ramię i słoneczne niebo. Nie było żadnej chmury. Pogoda była piękna, kontrastowała z ogólnym nastrojem. I śpiew ptaków. Cichy, w oddali, a jednocześnie doniosły bardziej od krzyku, wwiercający się w świadomość, drażniący uszy. Ale pogodny, wręcz wesoły. Melodyczny. Wstałem. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem w nim mężczyznę w brudnym płaszczu, z zapoconymi włosami i podkrążonymi oczyma. Dzwonek rozległ się ponownie. Podszedłem do drzwi otwierając je. Od razu poznałem, że człowiek stojący w wejściu jest jednym z federalnych. Łącznik.
   - James Bernet, zgadza sie? Przydzielono mnie jako twojego łącznika. Jestem Vincent, możesz mi mówić Vin - Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że można mówić tak szybko. Bez pytania wszedł do środka - Masz coś w lodówce? Nic dziś nie jadłem - powiedział przechodzac do kuchni - Trochę tu brudno. Powinieneś ogarnąć to miejsce. Wiesz, że na środku kuchni masz kałużę wymiocin? Chyba jednak straciłem apetyt.
   - Co? - to było jedyne co zdołałem z siebie wydobyć.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
   - Wydaje mi się, że masz ciężką noc za sobą. Dam ci dwie godziny na pozbieranie się. - tymi słowami mnie pożegnał.
Odetchnąłem z ulgą. Głowa mi pękała i ostatnie, czego potrzebowałem to głośny, gadatliwy, bez ksztyny wyczucia agent FBI.

Gdy wchodziłem do komisariatu czułem się i wyglądałem o wiele lepiej. Przekrwione i podkrążone oczy zostały, ale reszta mnie była w nienagannym stanie. Wewnątrz zauważyłem jakieś poruszenie. W centrum zainterefowania stał Arnold. W drugim końcu pomieszczenia zobaczyłem Franka. Podszedem do niego z wolna.
   - O co to całe zamieszanie?
   - Nie czytałeś gazet?
Spojrzałem na niego ponuro.
   - Od trzech dni nie miałem kontaktu z światem zewnętrznym.
Wskazał mi nagłówek i napis pod nim:
"W brawurowej akcji GCPD pod dowództwem sierżanta Arnolda Gage'a ujęli Edwarda Nygmę, przestępcę znanego szerzej jako Riddler".
Rzeczywiście było czego gratulować. Pojmanie Człowieka Zagadki nie było prostym wyczynem. Choć może nie do końca. Nie miał warunków by się opierać. Był za słaby fizycznie. Najtrudniejszą częścią było namierzenie go. Złożyłem Arnoldowi krótkie, ale treściwe wyrazy uznania i udałem się do biura. Pod koniec dnia wychodząc z komisariatu widziałem Vincenta czytającego gazetę. Już miałem iść dalej, gdy zauważyłem kątem oka, że upada. Po chwili mężczyzna, który stał tuż obok niego, najprawdopodobniej napastnik, zaczął go ciągnąć w boczną uliczkę. Rozejrzałem sie wokół, nikogo nie było. Zastanawiałem się, czy wrócić do komisariatu po pomoc. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić poczułem piekielny ból z tyłu głowy i straciłem przytomność.

Obudziłem się siedząc na krześle w bardzo dobrze mi znanym pomieszczeniu, które było jak zwykle w półmroku. Pomieszczenie znajdowało się na drugim piętrze, miało duże okno z widokiem na ulicę, w który mógłbym się wpatrywać godzinami. Przede mną stało biurko, a za nim fotel odwrócony przodem do okna.
   - Witaj James! Nawet nie przypuszczasz jak dużo trudu sprawiło mi sprowadzenie cię tutaj. Przekupienie policjantów, żeby odwrócili uwagę innych od ulicy, nawet usunięcie przechodniów nie było łatwe. Oczywiście najbardziej ryzykowne było pozbawienie się tego federalnego, który cię niańczył. Lepiej doceń to co robię dla ciebie.
   - Po co mnie tu ściągnąłeś?
   - Jest ktoś kto mi wadzi, niejaki Nathan Keith wraz z jego kilkoma ludźmi. To przestępca, mam materiały, które go obciążają. Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie kojarzył z jego aresztowaniem.
   - Tylko tyle? Zazwyczaj nie fatygujesz się tak, jedynie po to, by mi coś zlecić.
   - Nie podoba mi się, że FBI zaczęło się tobą interesować. Nie mogę pozwolić sobie na to, żeby dowiedzieli się o naszej współpracy. Znajdę inny sposób na porozumiewanie się ze sobą. Póki co obserwuj dokładnie tego Vincenta i dowiedz się dlaczego zwracają na ciebie uwagę.
   - Nie będzie się zastanawiał dlaczego go ktoś zaatakował?
   - Opracowałem wersję wydarzeń, którą mu przekażesz. Możesz już iść.

Nienawidziłem Crane'a całym sobą, za to, że mnie szantażował, za to, że mnie wykorzystywał, za to, że mnie lekceważył. Doszedłem do samochodu Vina przy komisariacie, on leżał na tylnym siedzeniu nieprzytomny. Podjechałem pod dom, gdy się zatrzymałem on wstał powoli, przyłożył rękę do głowy i się skrzywił.
   - Napadli cię. Zdążyli zabrać portfel zanim wyciągnąłem broń i ich przegoniłem.
Jęknął tylko. Podparłem go i razem tak przeszliśmy do drzwi. Nagle popchnął mnie i przygwoździł do ściany. Impet uderzenia odebrał mi dech.
   - Miej się na baczności Bernet. Mam uwierzyć, że jacyś przestępcy zaatakowali kogoś tuż przed komisariatem? Myślisz, że nie zauważyliśmy jak odwracałeś uwagę policji od Scarecrowa w sprawie protestów? Śledzimy każdy twój krok. Jeszcze jesteś nam potrzebny, ale jeśli będziesz dalej w tym siedział to pozbędziemy się ciebie bez żadnych skrupułów.
Cały pobladłem, zimny pot zalał mi twarz. Uświadomiłem sobie w jakiej sytuacji się znalazłem. Vincent puścił mnie i odszedł jak gdyby nigdy nic.

Wróciłem na komisariat, nie miałem ochoty siedzieć bezczynnie w domu. Szczególnie, że musiałem aresztować Nathana Keith'a. Zabrałem się do pracy. Niestety, "materiały obciążające" okazały się tylko wytycznymi, gdzie i kiedy będzie przebywał mój cel. Były tylko trzy terminy. Najbliższy dzisiejszej nocy, około dwudziestej drugiej w kamienicy na Crime Alley. Od razu wykluczyłem to spotkanie. W Crime Alley, każdy wywęszy glinę. Za duże ryzyko. Poza tym ciężko by było dostać się do budynku niezauważonym. Kolejne miało się odbyć w dokach Gotham, późnym popołudniem następnego dnia. Trzecie również w dokach, ale kilka dni później. Siedziałem przy biurku do północy starając dowiedzieć się jak najwięcej mogłem o Keith'u.

Następnego dnia już od rana siedziałem przy dokach przebrany za bezdomnego. Kilka butelek piwa wystarczyło, żeby przekupić tutejszych "mieszkańców". Nie musiałem się więc obawiać, że ktoś z nich postanowi mnie napaść. Dla lepszego wczucia się w rolę trzymałem przy sobie butelkę taniego piwa. Dzięki mojemu wyglądowi jeszcze z poprzedniego dnia miałem kilkudniowy zarost, w który wtarłem popiół z papierosów. O zniszczony płaszcz nie było trudno, wydawać by się mogło, że za alkohol można tu kupić wszystko. Niekoniecznie najlepszym, ale za to skutecznym pomysłem było podbicie sobie oka z pomocą Franka. I tak, śmierdząc piwem, z limem pod okiem oraz zniszczonym ubraniem, czekałem na Nathaniela Keith'a. Zjawił się późnym popołudniem, jego wspólnicy wchodzili do budynku co około dwadzieścia minut. Ich rozmowa była długa, trwała kilka godzin. Problemem było to, że nic nie słyszałem. Nie mogłem dosłyszeć słów, za cicho mówili. Cały dzień zmarnowany. Korzystając z tego, że miałem jeszcze trzy godziny bez Vincenta, który zaprzestał kontrolowania mnie, żeby nie przyciągać uwagi innych, udałem się do Crane'a. Pomimo tego, że był już wieczór, było upalnie. Niemal od razu pożałowałem godzinnego spaceru. Jakimś cudem uniknąłem udaru.

Crane już na mnie czekał w swoim biurze, ku mojej radości, z nowym ubraniem. Po tym jak się przebrałem podał mi szklankę chłodnej, orzeźwiającej wody.
   - Nie udało mi się ich podsłuchać. Byli poza moim zasięgiem.
   - Wiem, wiem. Sprawdzałem na ile jesteś użyteczny. Na twoje szczęście podsłuchanie ich zleciłem komuś bardziej kompetentnemu od ciebie. Nadal możesz na tym dobrze wyjść. W najbliższy piątek ma zostać odebrana z doków dostawa broni, a następnie przewieziona do magazynów policyjnych - zdziwiłem się słysząc to, bo jeszcze nie wiedziałem o dostawie - Chcą zaatakować konwój i przejąć ładunek. Twój dług u mnie cały czas się powiększa James. Pamiętaj o tym.

Spotkałem się z Vincentem pod komisariatem.
   - Jak poszedł podsłuch?
   - Świetnie! - powiedziałem udając ekscytację. Chyba się nabrał - Dowiedziałem się, że w piątek przez miasto przejedzie transport broni, na który napadnie Nathan Keith. Już opracowałem plan działania. Zamiast broni w opancerzonych wozach będą jednostki uderzeniowe policji. Zajmą się napastnikami. W tym samym czasie, aby nie narażać się na stratę ładunku pojedzie on w cywilnych ciężarówkach. Pilnować ich będzie kilku funkcjonariuszy na wszelki wypadek. - Vincent uśmiechnął się tylko, oparł się o ścianę i wyjął gazetę.
To samo powtórzyłem Frankowi, a następnie przedstawiłem plan komisarzowi. Miał wątpliwości, szczególnie dotyczących tego, czy rzeczywiście dojdzie do ataku. W końcu nie miałem żadnych dowodów. Na moje szczęście z jakiegoś powodu cieszyłem się zaufaniem Gordona. Mieliśmy trzy dni na przygotowania.

Gotham City Police DepartmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz