Dziki Łów

472 24 29
                                    

Dedykacja dla Sinthel, która dała request.

Category: M/M, F/M
Fandoms: The Silmarillion and other histories of Middle-earth
Relationships: Aredhel|Irissë/Celegorm|Turcafinwë, Celegorm|Turcafinwë/Original Male Character, Celegorm|Turcafinwë/Curufin|Curufinwë (mentioned)
Characters: Celegorm|Turcafinwë, Aredhel|Irissë, Original Male Character
Warnings: Explicit content

~~~~~~~~~

Tyelkormo umoczył dwa palce w granatowej farbie i przesunął nimi po policzku, po czym powtórzył to po drugiej stronie. Namalował też pasek od dolnej wargi do podbródka, a także kilka dużych znaków na klatce piersiowej.

Teraz jest już gotowy.

Zarzucił na ramiona jelenią skórę i dosiadł wierzchowca. Przy pasie na wszelki wypadek miał sztylet i krótki nóż.

Koń ruszył z kopyta, a Tyelkormo odrzucił głowę do tyłu i wydał okrzyk radości.

***

Szczupły, ciemnowłosy chłopak szedł przez las z wiązanką chrustu, pogwizdując sobie wesoło. Noc była ciepła i piękna. Łowcom dopisała pogoda, pomyślał.

W tym samym momencie zza drzew wypadł siwy ogier. Nim chłopak zdążył się zorientować, co się dzieje, jeździec porwał go z ziemi i posadził przed sobą, tyłem do kierunku jazdy, i mocno przycisnął do siebie. Chrust upadł na ziemię; nieszczęsny chłopak miał głowę na ramieniu swego porywacza i nie mógł nawet próbować zgadnąć, kim on jest. Widział tylko, że ma bardzo jasne, niemal białe włosy. Czuł też bijący od niego intensywny zapach igieł sosnowych z nutką potu.

Z przerażeniem poczuł, jak dłonie mężczyzny bezceremonialnie obmacują go przez spodnie, ściskając pośladki. Pomimo wiercenia się i szarpania nie zdołał nawet zbliżyć się do upragnionej wolności. Jeździec miał zbyt silne ramiona, którymi mocno go obejmował. Po co wychodziłem z domu! Mówili, zostań, bo jeszcze cię ktoś złapie! Nie posłuchałeś - masz za swoje!

Nieoczekiwanie koń zwolnił. Porywacz mocno objął swego jeńca i zeskoczył z rumaka, który pobiegł dalej.

Blondyn upadł razem z porwanym chłopakiem na miękki mech i od razu rzucił się do jego ust. Złapał dłoń szatyna i bezczelnie położył ją sobie na kroczu, przykrytym skórzaną przepaską. Chłopak poczuł, że mężczyzna jest bardzo podniecony.

Gdy jasnowłosy oderwał się na chwilę, by złapać tlenu, młody elf od razu go poznał, pomimo farb na twarzy. Toż to książę Noldorów, Turcafinwë, trzeci syn Fëanáro!

Takiej osobistości nie wypada odmówić.

Chłopak sam zainicjował kolejny pocałunek. Co jak co, jest zbyt dziko i zbyt mało tu kobiet, ale może lepsze to niż czekanie aż do ślubu przez paręset lat. Zwłaszcza że Turcafinwë jest, umówmy się, bardzo atrakcyjny.

Dłonie Tyelkormo trafiły na oślep do sznurowania koszuli towarzysza. Błyskawicznie ją rozpiął, a potem do końca rozdarł. Szybko uporał się też z wiązaniem spodni, ale ich ciemnowłosy właściciel z obawy przed ich zniszczeniem sam je zsunął. Zrozumiał już, że się nie wymknie, poza tym takie były zasady - kogo łowcy złapali w tę noc w lesie, ten musiał albo uciekać, albo się poddać.

Turcafinwë błyskawicznie zrzucił skórę z bioder, złapał szatyna w talii i bezceremonialnie się w niego wbił. Chłopak, pozbawiony jakiegokolwiek przygotowania czy lubrykantu, zawył z bólu. Kolejne brutalne pchnięcia sprawiły, że z jego oczu mimo woli popłynęły łzy. Turcafinwë w ogóle o niego nie dbał i to bolało go też psychicznie. Nie tak wyobrażał sobie pierwszy raz. No, ale trzeba było zostać w domu, zamiast pchać się do lasu.

ONE-SHOTS [Silmarillion]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz