Spokój prysł kiedy samolot wylądował na ruchliwym lotnisku w Madrycie :Hiszpanie robili zamieszanie Paulinka płakała i Łucja znowu poczuła się jak puszka wleczona za rozpędzonym samochodem.
Przed terminalem czekała już na nich wielka czarna limuzyna i po godzinie jazdy minęli kutą bramę rodowej posiadłości Aarona.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmił, włączając laptopa.
Łucja za moment miała wcielić się w rolę signory di Viscenti.
-Spokojnie - dodał jakby wyczuwał jej napięcie. - Dla ciebie to tylko zlecenie do wykonania, nic więcej. Pamiętaj o tym.
Być może wydawało się jej, a być może rzeczywiście w jego głosie zabrzmiała nuta zawziętości, tyle że z całą pewnością nie do niej skierowana: adresowana raczej do tego, kto wymusił na nim małżeństwo.
Cóż, pomyślała sobie, to jego problem. Ona tylko robiła to, o co ją poprosił a mówiąc precyzyjniej, za co jej zapłacił. Ślub był czystą formalnością.
Przez jeden króciutki moment zrobiło się jej smutno, że to tylko zlecenie, a nie bajka w której jest naprawdę nową Panią di Viscenti i oto mąż któremu kilka godzin temu ślubowała miłość po grób, przywozi ją do rodzinnego gniazda by przedstawić rodzicom. Ale tak to tylko w bajkach bywa.Limuzyna zatrzymała się przed piękną starą willą, której szlachetna uroda wprawiła Łucję w niemy zachwyt. Wysiadł a z samochodu i ostrożnie wyjęła śpiącą Paulinkę. Miała na sobie najlepszą sukienkę, kupioną w sklepie charytatywnym raptem za niecałe pięć funtów. Sukienka była o numer za duża, a fason zdawał się odpowiedniejszy dla pań po pięćdziesiątce niż dla młodej ale co tam. Gdyby jej strój miał mieć jakiekolwiek znaczenie Aaron zadbałby o odpowiednią garderobę.
- Chodźmy - człowiek którego poślubiła tego ranka ujął ją pod łokieć.
Zerkneła na niego :twarz pozbawiona wyrazu, daleka twarz z której nic nie dało się wyczytać. Tylko odrobinę zbyt mocny uścisk świadczył o napięciu. W każdym razie wyczuła to instynktownie na pewno nie myślał teraz ani o niej ani o Paulince.
Kiedy weszli po stopniach wielkie drewniane drzwi same się otworzyłyi w progu stanął starszy pan w kamizelce :zapewne lokaj albo kamerdyner, pomyślała. Pozdrowił Arona i choć nie zrozumiała ani słowa, z miny i tonu głosu Hiszpana odgadła że w domu nie oczekiwano przybycia panica.
Tym bardziej w towarzystwie.
Jeszcze kilka krótkich zdań jedno spojrzenie w kierunku obcej kobiety z dzieckiem i na twarzy kamerdynera odmalowało się już nie zdziwienie ale zdumienie pomieszaną ze zgrozą.
W sieni Aron zwrócił się do Łucji:
-Musicie być zmęczone-powiedział bezosobowym głosem - powinniście odpocząć. Chodź.
Po szerokich marmurowych schodach Łucja ruszyła na piętro wodząc wokół szeroko otwartymi oczami :białe ściany zawieszone starymi gobelinami obrazy olejne. Otoczenie sprawiało wrażenie niezwykle nobliwe, tchnęło dostojeństwem przeszłości. Poczuła się niemal jak w muzeum pełnym bezcennych eksponatów.
CZYTASZ
Różana Miłość
RomanceHiszpański milioner Aron di Viscenti postanawia zrobić kawał ojcu. Zamierza poślubić pierwszą kobietę jaką spotka. Ślepy traf chciał że oświadczył się Łucji. Okazało się że kobieta bardzo potrzebuje pieniędzy i po krótkim wahaniu decyduje się przyją...