Dzień 6199

285 27 2
                                    

Nie wiedzieć czemu człowiek ma naturalną skłonność do upiększania rzeczywistości przez nakładanie na nią różnych iluzji. Wręcz uwielbiany zakłamywać fakty, dodając sobie tym jako władcom świata wspaniałości i ucywilizowania. Znacznie chętniej mówimy o tej lepszej stronie świata, a gorszą pokazujemy albo w celu dydaktycznym jako swoisty strach na zbyt odważne wróble bądź jako manifestacja naszego buntu. Największych kłamstw na jakie ludzkość wpadała jest kilka, może kilkanaście i powtarzamy je z pokolenia na pokolenie od kilkuset lat, jeśli nie dłużej. Tak na przykład stworzyliśmy ideał miłości, miłości pięknej, idealnej, na wskroś uduchowionej, pełnej patosu i wdzięku zarówno w tej szczęśliwej jak i tej tragiczniej; miłości o której traktuje biblia, o której w licznych utworach rozpisywał się Shakespeare, która zabiła Wertera, która przeminęła z wiatrem, była dumna i uprzedzona, z którą zmagał się nawet Kubuś Puchatek i która zmusiła Małego Księcia do opuszczenia własnej planety. Ta rozpowszechniona i przetworzona na najróżniejsze sposoby iluzja jest często przyczyną bardzo przykrego w skutkach i niebezpiecznego zderzenia z rzeczywistością.
Jednak to nie miłość jest największym kłamstwem, ona przynajmniej w jakimś stopniu istnieje. Szczyt kreatywności osiągnęliśmy wymyślając sobie wolność. Dojście do formy ostatecznej "świadomości" wolności zajęło nam dość długi okres czasu, bo przechodziliśmy od braku świadomości wolności, przez kult jednostki, następnie świadomość częściowej wolności w starożytnej Grecji, które przechodziła później niezmiennie na kolejne pokolenia całego świata, aż ostatecznie zniesione zostało niewolnictwo i powstały pierwsze konstytucję. Dziś każdy ma prawo do wolności, z tym, że... To nie prawda. Nie ma ludzi wolnych. Człowiek żyjący w społeczeństwie nie może i nigdy nie jest wolny. Wejście w interakcje już z jednym człowiekiem wolność ogranicza. Skutkiem przebywania wśród innych ludzi jest permanentne ograniczenie wolności jednostki przez nią samą, spowodowane czymś, co Freud nazwałby superego. Wmówiliśmy sobie, że jesteśmy samodzielni, że możemy decydować o swoich działaniach, zachowaniach czy decyzjach. Wpoiliśmy sobie, że możemy naszym życiem sterować i je kontrolować.
W pewnym momencie docieramy jednak  do punktu najróżniejszej natury od śmierci kogoś bliskiego, przez zwolnienie z pracy, obalanie egzaminu aż po śmiertelną chorobę, który wbrew naszej woli rujnuje wszystkie misterne plany, które tak długo i mozolnie budowaliśmy, a w efekcie okazały się solidne jak domek z kart. Pęka iluzja wolności brutalnie rzucając nami o twardy bruk, co odczuwamy bardzo dotkliwie i długo nie możemy pogodzić się z faktem, że to co tak dobrze znamy i do czego jesteśmy przyzwyczajeni było jedną wielką iluzją.

Szpilka, który przebiła moją bańkę "wolności" był moment, w którym czarne Maserati zatrzymało się po raz pierwszy. Od ten pory stałem się jego niewolnikiem z gorzkim niesmakiem strzępów kłamstwa. Wsiadam do niego codziennie, bo nie mogę tego nie zrobić. Gdy to już się stanie tracę resztką jakichkolwiek praw i zdany jestem tylko i wyłącznie na łaskę kierowcy. I kiedy widzę, że kieruje się w przeciwną stronę niż miejsce mojego zamieszkania nie mogę się nawet odezwać.
Dziś właśnie jest jeden z takich dni. Jeden z dni, w którym Martin pokazuje w jak wielkim błędzie tyle lat tkwiłem. Docieramy do jego mieszkania, on wysiada, a ja za nim. Wchodzi do budynku, następnie windą na górę, otwiera drzwi i już jest w mieszkaniu, a ja tuż obok, bez słowa, chwili zawracania czy sprzeciwu. I nagle padają słowa, o których nigdy nie śmiałbym nawet pomyśleć, słowa uderzające w mój i mocno tak naruszony układ szkolnej drabiny bytów:

- Naucz mnie.

Nie ma dobrego nauczyciela, bez tego boskiego pierwiastkami, powołania czy jakiejś innej szczypty magii. Prawdziwy nauczyciel musi posiadać to coś i Martin jest zdecydowanie jedną z takich osób. Jednak fakt, że umiesz nauczyć kogoś czegoś wcale nie oznacza, że będziesz równie dobrze sprawdzał się po drugiej stronie biurka. Brunet ewidentnie powinien pozostać po jednej i tylko jednej stronie.
W chwili gdy jego słowa dotarły do mojego mózgu, wywołały przyjemny, wręcz intrygujący prąd. W jakiś dziwny sposób uczenie własnego nauczyciela objawiły mi się jako niezwykłe intrygujące. Możliwość znalezienia się po drugiej stronie była tak przeciwstawna hierarchii panującej w szkole, że aż podniecająca. Rzeczywistość okazała się jednak... nie aż tak kolorowa. Martin nie słucha mnie praktycznie w ogóle. Od razu chce robić wszystko perfekcyjnie i profesjonalnie, co z samego założenia jest wręcz śmiesznie głupie. Kiedy widzę, co robi ze świeżo zaostrzonym nożem, który kompletnie nie leży mu w dłoni momentami mam ochotę zamknąć oczy. Stara się kroić niczym doświadczony szef kuchni w renomowanej restauracji, a kiedy nóż ślizga się na cebuli, bądź listki pietruszki rozsypują się po desce, mocno zaciska zęby, wzmacniając uchwyt noża do tego stopnia, że aż bieleją mu kłykcie. Wścieka się do granic możliwości tłumiąc to oczywiście w sobie, a ja zastanawiam się tylko kiedy wybuchnie, ciskając  moim przerobionym na papkę ciałem,  o białe, idealnie wypolerowane kafelki. Nie mam zamiaru nawet się odzywać, kiedy Martin walczy z batatem, któremu stara się odkroić końcówkę, żeby potem pozbawić go skó...

the waterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz