Dzień 6237

229 26 4
                                    

Dlaczego tak trudno jest nam zrozumieć filozofów? Wbrew pozorom nie chodzi wcale o dzielące nas czasem nawet kilka tysięcy lat zmian obyczajów, tradycji, codzienności, wszystkiego. Świat Sokratesa, Platona, Arystotelesa, Kartezjusza, Hegla czy nawet Schopenhauera i Nietzschego nie miał absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, która nas otacza. Każdy z nich był jednak człowiekiem, bez względu na otoczenie. Nie rozumiemy ich, bo nimi nie jesteśmy. Nawet kiedy myślimy, że już zrozumieliśmy... to nie prawda. To trochę tak, jak wymagać od bałwana, że zrozumie czym jest upał. Można mu o nim opowiedzieć. Może wyuczyć się o nim absolutnie wszystkiego i opowiadać tak, jakby palące słońce naprawdę musnęło jego policzek, ale.... Ale nigdy nie zrozumie, bo tego nie poczuł.

Przez długi czas wydawało mi się, że rozumiem, a tak naprawdę chciałem rozumieć. Gdybym tylko wiedział jaką cenę będę musiał za zrozumienie zapłacić prawdopodobnie nigdy bym tego nie pragnął. I w końcu zrozumiałem. W jednej chwili zrozumiałem, że naprawdę nic nie wiem. Zrozumiałem, że Horacy wcale nie mówił o cieszeniu się każdym dniem i nie martwieniu się o przyszłość, tylko o łapaniu niczym haustów powietrza tych dni, które wydają się być dobre. Zrozumiałem, że Nietzsche miał rację, bo ludzie faktycznie dzielą się na nad- i podludzi. Ludzie dzielą się na zwycięzców i ofiary, od pierwszego dnia życia aż do samego końca. Zrozumiałem dlaczego nie rozumiałem własnych łez. Nie mogłem ich zrozumieć, bo nie było w nich nic logicznego. One zawsze były częścią mojej natury. Podczłowiek po prostu płacze. Podczłowiek jest ofiarą nadczłowieka całe swoje życie. Podczłowiek cierpi. Podczłowiek czuje ból. To nie jego wina, ani zasługa. Podczłowiek jest po prostu podczłowiekiem z wszystkimi atrybutami swojego podczłowieczeństwa. Zrozumiałem, że bez względu na to, co zrobię zawsze przegram, zawsze będę cierpiał i płakał. Nie ma w tym nawet grama logiki, bo ja jestem pod-, a Martin nadczłowiekiem.

Po takiej dawce zrozumienia ciężko jest się podnieść. Ciężko jest wstać i wyjść z wanny, podczas gdy spływające z włosów krople wody mieszają się z łzami, ale się wstaje, wyciera się włosy i twarz, zakłada się ubrania i wychodzi na śniadanie. Do momentu, w którym ukazuje mi się twarz bruneta jestem przekonany, że poznałem już wszystkie skutki zrozumienia, ale okazuje się to być kolejnym kłamstwem. Dyplomatycznie obojętny wyraz jego chłodnych rysów, który przez ostatnie kilka miesięcy był jedynym stałym punktem we wszechświecie, jedyną trzymającą mnie kotwicą okazuje być się moim przekleństwem. Ta twarz, w której usilnie szukałem spokoju sprawia, że zatapiam się w swoim podczłowieczeństwie tak głęboko, jak to tylko możliwe. Gdy moje serce przeszywa nagłe ukłucie bólu nawet nie poruszam się, bo... bo teraz już rozumiem. On też rozumie, a wręcz wydaje mi się, że zrozumiał dużo wcześniej i dlatego nie wraca do wczorajszej sytuacji, nie wspominając o absurdalnej próbie przepraszania. Ktoś wchodzi do pomieszczenia, niesie jakiś półmisek, który nigdy nie trafia na stół, bo Martin nagle podnosi się, a z jego ust wydobywa się głośny, jadowity ryk, w tym obcym, kanciastym języku. Dalej boli. Łzy zbierają się w oczach. Zrozumienie spowodowało jeszcze coś. Dało mi prawdziwy spokój, bo teraz już się nie boje. Wiem, że będzie bolało i że popłyną łzy.

Po śniadaniu wracam do pokoju, żeby się spakować, chociaż nie mam pojęcia kiedy dokładnie wyjeżdżamy. Otwieram okno i siadam na parapecie. Piękny, pachnący latem i żywicą dzień. Pukanie do drzwi. Nie spodziewam się zobaczyć tam blondyna, jednak ku mojemu zdziwieniu to właśnie on stoi przede mną, z pogodnym uśmiechem na bladej twarzy, który nagle spada i roztrzaskuje się o drewnianą podłogę.

- Zrobił ci coś? – odzywa się drżącym, cichym głosem, jakby bał się, że zbyt głośne dźwięki mogły spowodować, że się rozsypię. Nawet nie powstrzymuję śmiechu, którzy opuszcza moje usta i widzę, że Håkona zrozumienie jeszcze nie dotknęło.

the waterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz