Dzień 6191

293 25 4
                                    

Słuchając marudzenia Cole'a, który nieustannie przerywał każdemu z naszej trójki, bo chciał iść zapalić uświadomiłem sobie, że człowiek musi być od czegoś uzależniony. Człowiek potrzebuje czegoś, często niszczącego jego zdrowie, do... no właśnie, do czego? Może to jakiś rodzaj zajęcia myśli, może odreagowania, pozbycia się nadmiaru emocji, a może jedyna stała w życiu, której trzymamy się za wszelką cenę raniąc sobie przy tym dłonie, bo wszystko wokół nam ucieka? Niektórzy są uzależnieni od nikotyny, od alkoholu, od substancji psychoaktywnych czy cukru, ale istnieją też inne, bardziej duchowe czy psychiczne niż materialne uzależnienia. Nie zawsze trzeba wprowadzać do krwioobiegu jakąś substancję, żeby mówić o uzależnieniu. Niektórzy są uzależnieni od wykonywania różnych czynności, jeszcze inni od słuchania konkretnej piosenki wciąż i wciąż, bywają uzależnieni od sportów, jak i tacy uzależnieni od leżenia na łóżku i oglądania seriali. Istnieją też uzależnienia wymagające większego zaangażowania umysłu, które są domeną znacznie mniejszej ilości ludzi. Niektórzy wprost muszą pluć jadem, zadawać głębokie, krwawiące rany, bo żywią się tą krwią, którą chłepcą potem z szalonym błyskiem w rozpalonych oczach, nigdy nie mogąc się nasycić. Niektórzy zdążyli już to polubić. Niektórzy nawet nie starają się powstrzymywać. Niektórzy są, jak Oliver. Niektórzy ranią z premedytacją, bo uzależnieni są właśnie od zapachu bólu.
Oliver nigdy nie był prosty. Jego zachowania nigdy nie dało się przewidzieć. Aż do momentu, w którym otwierał usta nie było się pewnym czy rzuci jakąś kąśliwą uwagę, patrząc w sposób, który wywołuje autentyczne poczucie winy, że w ogóle się oddycha, czy po prostu się zaśmieje i odpowie coś równie nieważnego. Jednak ostatnio... Ostatnio coś się z nim stało. Jest bardziej wrogo nastawiony, rzadziej się odzywa, rzadziej patrzy na mnie w normalny sposób, a ja... A ja przyglądam się temu bezradnie, bo co mogę zrobić, skoro on nie chce mi niczego mówić? Przecież nie muszę wszystkiego wiedzieć, przecież nie wszyscy muszą być moimi przyjaciółmi, a Oliver, jak sam stwierdził, nigdy nim nie był. Istnieje opcja, że jestem po prostu zbyt wrażliwy na jego zachowanie i zbyt mocno to wszystko odbieram, a potem nadinterpretuję, ale nic nie poradzę, że nie potrafię inaczej.

Jakby jeszcze tego było mało musiałem, po prostu musiałem dołożyć sobie kolejnego problemu w postaci wkurwionego Martina, któremu do tego stopnia bałem się spojrzeć w oczy, że wczoraj, w ogóle nie poszedłem do szkoły, choć nawet nie miałem z nim lekcji. Sama myśl, o możliwości spotkania go na korytarzu, o tym, jak by na mnie patrzył powodowała u mnie niemal drgawki sprzężone z pieczeniem oczu, z których zaraz potem strumieniami płynęły gorzkie łzy, które po kilku minutach na szczęście ustępowały. Powiedziałem mamie, że boli mnie głowa, na co zmarszczyła brwi, bo dla mnie zazwyczaj nawet gorączka nie była przeszkodą w pójściu na zajęcia, ale powiedziała, żebym się położył i wyszła do pracy. Faktycznie położyłem się, potem trochę poczytałem, obejrzałem powtórki jakichś seriali w telewizji, potem przygotowałem obiad i tak, w mgnieniu oka, minął mi ten dzień, opóźniający tylko nieubłaganą konfrontację z nauczycielem.
Już podczas przekraczania progu szkoły przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i już wiedziałem, że nie będzie dobrze. Kroki i głosy uczniów, światło, dźwięk dzwonka... wszystko wydawało mi się bardziej intensywne, niepokojące i denerwującego. Literaturę przesiedziałem z dziwnie bijącym sercem, zapisując interpretację kolejnego wiersza, który może nawet by mi się podobał, gdyby nie to, że nie mogłem myśleć o niczym innym niż o tym kamiennym, pozornie dyplomatycznie obojętnym, a jednak tak surowym wyrazie twarzy i tych jasnych, bijących świeżym, zimowym powietrzem oczach o tak zdegustowanym wyrazie... Wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłem, przecież on... on jest Lundem, nauczycielem, z którym moja relacja wygląda nieco inaczej niż z resztą pedagogów, ale... ale wciąż nawet nie pomyślałbym o nim w ten sposób, a jednak... Jednak zrobiłem to i teraz będę musiał za to odpowiedzieć, ale zanim, czekają mnie jeszcze dwie godziny chemii, która jeżeli nie odbywa się na niej nic związanego ze stawianiem ocen, jest raczej luźną lekcją, ma której pani opowiada trochę o chemii, trochę o swoim ciężkim życiu, niskich zarobkach i innych takich, prowadząc jeszcze w trakcie rozmowę z Mike'iem, który robi dosłownie wszystko, żeby cała klasa, razem z Gavriwov wybuchnęli śmiechem. Siedząca obok, a raczej leżąca na moim ramieniu Daisy, która ma chemię głębiej niż w głębokim poważaniu, z częstotliwością kilkunastu razy na minutę powtarza, że chce jej się spać. Oliver zadziwiająco nie wbija beznamiętnego spojrzenia w jakiś punkt za oknem, tylko kiedy nie musi niczego zapisywać czyta coś w zeszycie do literatury. Chwilę zastanawiam się, po co to robi, bo w końcu mieliśmy już dziś literaturę, ale zanim jestem w stanie zapytać zaczynam coś notować, a potem wdaję się w rozmowę z brunetką i zwyczajnie o tym zapominam. Dopiero stojąc pod parapetem w czasie przerwy i znowu widząc go z tym właśnie zeszytem postanawiam otworzyć usta.

the waterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz