Szesnatoletni Tomlinson zdmuchnął świeczki i przytulił swoją mamę.
Zaraz potem rozstawili w całym domu czerwone świece.
Dwudziestyczwarty grudnia nie był jedynie dniem urodzin Louisa. Tego dnia obchodzono również Święto Białej Damy.
W nocy z ostatniego dnia lutego na pierwszy dzień marca był obchodzony dzień Bogini Światła. Wierzono, że to ona stworzyła pierwszą omegę.
Noc ostatniego dnia lipca i pierwszego dnia sierpnia była Nocą Przejścia. W tę noc powstała pierwsza beta.
W noc pomiędzy ostatnim dniem września, a pierwszym dniem października świętuje się dzień Boga Cienia, który stworzył pierwszą alfę.
A kim była Biała Dama?
Władała ona mrozem i wiatrem. Gdy zawitała na ziemię nastała zima stulecia. By przetrwać alfa, omega i beta musiały połączyć siły. Białej Damie zawdzięcza się obecną charmonię. Powiązała ona krew trójki w jedno.
Właśnie dlatego świece były czerwone. Płomień miał symbolizować ciepło, którym obdarzała się trójka by przetrwać, a czerwony kolor więzy krwi.
Gdy Tomlinson zapalił ostatnią świecę spojrzał na swoją mamę.
Kobieta podała mu mały pakunek.
- Mamo nie trzeba było. - powiedział.
Czuł się dziwnie gdy ktoś go czymś obdarowywał.
Otworzył torebkę i wyjął z niej łańcuszek ze śnieżynką.
- Jako, że urodziłeś się w dzień Białej Damy. - wytłumaczyła.
- Dziękuję mamo jest piękny. - przytulił kobietę.
Założył go na swoją smukłą szyję z uśmiechem.
- Ubieraj się już Lou. Zaraz będziemy wychodzić. - poganiła go.
Chłopak przez całą noc i większość dzisiejszego dnia myślał nad tym jak się ubrać i jak zachowywać się w towarzystwie rodziny Styles.
Otworzył szafę zaczął przebierać w ubraniach.
Założył wygodną bieliznę, którą były czarne majtki Calvina Cleina i usiadł na łóżku patrząc na wieszaki.
Po chwili go olśniło.
Wyciągnął dużą, białą, satynową koszulę i od razu ją na siebie założył. Zostawił odpięte trzy górne guziki by było widać łańcuszek i jego obojczyki. Wciągnął na siebie eleganckie, czarne spodnie, które opinały jego krągłości czego zdawał się być nieświadomy. Wkasał koszulę w spodnie i założył pasek.
Na nogi założył czarne buty, które jakby udawały, że są eleganckie.
Poprawił włosy i wyszedł z pokoju.
- Jest dobrze? - zapytał nie będąc zbytnio pewnym.
- Wyglądasz pięknie! - zapewniła go matka. - Ubieraj płaszcz i idziemy.
I tak właśnie zrobił.
Do domu alfy stada i jego rodziny nie mieli daleko. Można by powiedzieć, że nie zdążyli nawet zbytnio zmarznąć.
Przywitała ich Anne -- matka Harrego.
Pocałowała dwójkę w policzek i zaprowadziła do jadalni.
Wszystko już było gotowe.
Po chwili przywitał ich Pan Styles.
- Pójdę po Harrego bo przecież sam nie zejdzie. - zaśmiała się Luna.
Zostawiła gości i ruszyła w nieznanym Louisowi kierunku.
- Siadajcie. - uśmiechnął się Desmont.
- Bardzo miło z twojej strony, że nas zaprosiłeś Alfo. - powiedział Louis siadając przy stole.
Po chwili do jadalni wszedł brunet z mamą.
Loczek usiadł na przeciwko młodszego z uśmiechem.
- Smacznego! - uśmiechnął się starszy Styles.
Kolacja przebiegła w miłej atmosferze.
Tuż po niej rodzice przeszli z kawą do salonu, a Harry zaproponował Tomlinsonowi by poszli do jego pokoju, na co niższy przystał z lekkim uśmiechem.
⚘⚘⚘
Za niedługo muszę iść do okulisty także wstawiam teraz.
Życzę wam miłego dnia!
xxViakokxx
✨🌈✨🌈✨
CZYTASZ
That's my alpha? || l.s || (✔️)
FanficDesmont Styles spodziewał się syna. Jego potomek musiał być przygotowany na bycie również jego zastępcą. Obawiał się jednak tego iż jego syn nie poradzi sobie ze znalezieniem omegi. Gdy dowiedział się, że Jay jest w ciąży kamień spadł mu z serca. Ko...