Rozdział XI - żartujesz sobie ze mnie?

1.2K 135 27
                                    

- Eren do tablicy - wywołała go nauczycielka od chemii po raz trzeci tej lekcji podczas gdy taka Mikasa nie była w ogóle. Nie tylko ona! Ponad połowy klasy jeszcze nie było przy tablicy, a taki biedny Eren jest już trzeci raz. Trochę inaczej wyobrażał sobie dzisiejszy dzień. Jedyne osoby z paczki, z którymi ma kontakt to Mikasa i Armin. Nawet Jeana i Sashe gdzieś wcięło.

Chłopak podszedł do tablicy i zaczął wpatrywać się w równanie na tablicy z beznamiętnym wyrazem twarzy. Poczuł się przez ułamek sekundy jak na matematyce, z różnią, że matematykę lubił, chemii nienawidził. I jeszcze nauczycielka wywołała go do tablicy doskonale rozumiejąc, że szatyn w ogóle nie ogarnia tematu.

- To... - wziął kręcę do ręki i już zaczął mówić gdy zadzwonił dzwonek oświadczający koniec dzisiejszych zajęć. Eren w błyskawicznym tempie rzucił krede na jej wcześniejsze miejsce i biorąc plecak z drugiej ławki, nie zważając na wołania wybiegł z klasy rzucając jeszcze głośne "Do widzenia".

Zbieg po schodach z drugiego piętra na parter i wyciągając telefon z kieszeni chciał zadzwonić do... kogokolwiek. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu po czym telefon z jego ręki nagle znikł.

- Ej! - spojrzał na niższego blondyna, który schował urządzenie do kieszeni spodni - Chciałem zadzwonić - powiedział rzucając przyjacielowi pewne rozczarowania spojrzenie.

- To nie zadzwonisz - powiedziała Mikasa, na którą Eren wcześniej nie zwrócił większej uwagi. Wywrócił oczami i wsadził dłonie do kieszeni. Wyszli z budynku i przywitały ich promienie słoneczne i chłodny, lekki wiaterek.

- Chodźmy na lody - zakomunikował, a dostając na to zgodę ruszył w przeciwną drogę niż do domu. Droga do lodziarni zajęła im jakieś pięć minut. Oczywiście rozmawiali o osiemnastce Erena, ale również nq inne tematy na przykład szkolnych sprawach. Eren zamówił mix owocowy, Armin czekoladowe, a Mikasa waniliowe. Standardowo. Przychodzili tu dosyć często gdy było ciepło, w większości tylko ich trójka. Po jakimś czasie ruszyli w stronę domu rodzeństwa, mieli w planach oglądnąć jakiś film. Eren wszedł do mieszkania jako pierwszy, a za nim jego przyjaciele.

- To co oglądamy? - zapytał stając w przedpokoju i zaczął ściągać buty. Jednak nie odpowiedziali mu ani Armin ani Mikasa. Usłyszał głos matki, a zaraz za nim inne głosy składające się w jedno.

- Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam. Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam! A kto? Eren! - zawołała kobieta na co inni zaczęli klaskać. Byli tu prawie wszyscy bliscy Erena. Wszyscy z paczki. Rodzice. Kuchel. Levi.
Eren czuł lekkie wypieki na twarzy. Zrobiło mu się głupio, a równocześnie miło. Carla podeszła do niego z tortem i uśmiechem.

- Pomyśl życzenie - powiedziała uśmiechając się czule do syna. Chłopak nachylił się i na jednym wdechu zdmuchnął osiemnaście niebieskich świeczek i oczywiście tradycyjnie pomyślał życzenie. Po życzeniach od rodziców większość osób przeniosło się do salonu gdzie na dość dużym stole był poczęstunek.

Przy wejściu do salonu Erena zaczepili Isabel i Farlan dając mu wspólnie przygotowany dla niego prezen. Większość z nich była dość elegancko ubrana. Kobiety maiły skukienki, a mężczyźni przynajmniej koszulę, gdy jubilat miał na sobie dżinsy i bluzę z New Balance. Wymienili kilka słów po czym odeszli od Erena. Chłopak zaczął wzrokiem szukać swojego przyjaciela gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył wyższego od siebie ciemnego blondyna odzianego w białą koszulę i granatowe dżinsy.

- Zake - powiedział blondyn lustrując szatyna wzrokiem - Twój starszy brat - uśmiechnął się lekko.

Eren wpatrywał się chwilę w niego. Spojrzał mu w oczy i... kurde! Miał wrażenie, że patrzy w lustro!

- Eren - odpowiedział po kilku sekundach zawiechy odwzajemniając uśmiech. Usiedli w salonie i zaczęli rozmawiać. Zake zaczął mówić, że przeprowadza się do tutejszego miasta i będzie chodził do pobliskiej uczelni. Eren opowiadał jak mu idzie w szkole i o swojej paczce. Wymieniali się informacjami o sobie nawzajem do momentu kiedy ojciec nie zawołał starszego z synów. Eren oparł się wygodnie o oparcie krzesła i zaczął wypatrywać niską czarnowłosą sylwetkę. Szybko odnalazł Leviego i zaczął się w niego beszczelnie wgapiać.

Ackermann czując na sobie czyiś wzrok zaczął się rozglądać. Gdy natrafił na spojrzenie szmaragdowych oczu, przeprosił Zoe, z którą właśnie rozmawiał i kiwnął głową w stronę wyjścia z salonu. Szatyn wstał z fotela i ruszył w kierunku wyznaczonym przez bruneta, mając w duchu nadzieje, że nikt go nie będzie chciał zaszczepić i składać teraz życzeń.

Jego prośby zostały wysłuchanie i już po chwili wyszedł z pomieszczenia zmierzając za czarnowłosym do swojego pokoju.

- Jak tam? - zapytał stając na środku pomieszczenia patrząc na młodszego, podczas gdy ten zamykał za sobą drzwi.

- Nooo - wydął dolną wargę i pokiwał głową - Tego się nie spodziewałem - założył ręce na piersi i spojrzał w oczy starszemu. W pomieszczeniu wyczuwalne było między nimi napięcie, które ostatnio nie chciało ich opuścić gdy byli sami.

Levi odchrząknął i odwracając na chwilę wzrok wyjął z kieszeni marynarki średniej wielkości ciemnozielone pudełeczko ze złotym napisem.

Eren poluzował węzeł na klatce piersiowej i szerzej otworzył oczy oraz rozchylił lekko usta. Ackermann znów spojrzał na twarz szatyna uśmiechając się na jego reakcje.

- Nie... - szepnął patrząc jak brunet otwiera pudełeczko i ukazuje zegarek o wartości kilku - jak nie kilkunastu - dobrych tysięcy. Ten sam który oglądali kiedyś na wystawie i dokładnie ten który podobał się zielonookiemu - Żartujesz sobie teraz ze mnie? - zapytał wracając wzrokiem do twarzy przyjaciela.

- Wyglądam jakbym żartował? - uniósł jedną brew również na niego patrząc.

Eren nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Miał przed sobą przedmiot, o którym marzył już jakiś czas! Ostatnio nawet zaczął odkładać pieniądze, a teraz miał zegarek Rolex przed sobą!

Patrzył w oczy Ackermanowi i zaczął potrząsnąć przecząco głową.

- Nie mogę tego przyjąć - powiedział półgłosem patrząc na przedmiot - On kosztował tys...

- Dużo - przyznał Levi bo, byłoby to głupie gdyby zaczął zaprzeczać - Ale to prezent więc musisz przyjąć - powiedział i przytaknął głową.

Widząc, że młodszy chce coś jeszcze powiedzieć złapał go za nadgarstek i prowadząc w stronę biurka położył na nim pudełeczko. Puścił Erena i wyciągnął zegarek z opakowania. Podwinął rękaw jego bluzy do przedramienia po czym zakładając zegarek na nadgarstek szatyna powiedział

- To prezent ode mnie i poniekąd od mojej mamy - dokończył zapinać klamrę paska. Złapał za dłoń i unosząc ku górze spójrzał na Erena, który właśnie przyglądała się swojemu nadgarstku.
- Ładny, nie? - popatrzył pewnie na młodszego.

- Levi! - uniósł się odrywając wzrok od przedmiotu i skupił się na kobaltowych tęczówkach - Dziękuję, dziękuję, dziekuje! - uwiesił się na szyi starszego kręcąc głową nie dowierzając w to co znajduje się na jego własnym nadgarstku.

Ackermann odwzajemnił uścisk, jednak nie tak mocno jak Eren. Trwali tak dopóki Eren nie odsunął się lekko od starszego. Levi mógł teraz patrzeć w te piękne oczy, w których teraz tańczyły iskierki szczęścia. Ujął jego twarz w dłonie przybliżył do siebie by zacząć się wymieniać z Erenem muśnięciami warg, do momentu gdy z salonu nie zaczęła lecieć głośna muzyka oznaczająca dopiero teraz rozpoczęcie imprezy.


~~~~~
Jutro prawdopodobnie kolejny rozdział!

Dzięki!

~~~~~

Raven | ereri rirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz