2| 11. Śmiertelny cios

247 18 11
                                    

 Damn, dawno mnie tu nie było. Ale co tam. Trochę się z wprawy wyszło ale witam ponownie. Nowa okładka i nowe pomysły. Wracamy kochani.

***

[Pov Bellamy]

Szczęk łańcucha, ból, ziemianie i napis kwarantanna.

Zimny metal na szyi. Biały proszek uderzający w moją skórę. Krzyk.

Ludzie w maskach. Lodowata ciecz spływająca ku moim kostkom.

Tyle w stanie jestem odnotować otumanionym umysłem. Coraz więcej bodźców uderza w moją podświadomość.

Zimna, gruba igła wbija się głęboko w moją rękę. Nie wytrzymuję. Z mojego gardła wydobywa się taki krzyk, że nie jestem pewien czy to aby na pewno mój głos.

***

[Pov Merlyn]

– Monty'ego nie ma trzy dni.. Harper jeszcze dłużej.

– Znajdziemy ich Jasper.

– Doskonale wiemy gdzie są Maya. – Prycham.

– Sprawdziłam w sali żniw.. – Oznajmia dziewczyna nerwowo się rozglądając.

– To sprawdź znowu.

– To mój najlepszy przyjaciel.

– Uwierzcie mi, sprawdzę. Ale musicie udawać, że wszystko jest w porządku. Nie róbcie głupstw.

Dodaje po czym odchodzi.

– No tak. Przecież wszystko jest w porządku. – Prycham łapiąc się za głowę.

– Nic nie jest w porządku. – Jasper podrywa się z krzesła po czym rzucając mi szybkie spojrzenie dodaje. – Pora zrobić głupstwa.

***

[Pov Bellamy]

W stan świadomości przywraca mnie pipczenie. Otwieram oczy momentalnie zauważając, że znajduję się w klatce. Wspierając się na ramionach rozglądam się wokół. Klatki. Mnóstwo klatek, a w nich mnóstwo ziemian. Dwie osoby zwisają do góry nogami przyczepione do sufitu. Od ich ciał odchodzą rurki wypełnione krwią.

Podnoszę się do siadu, zaczynając szarpać za metalowe drzwiczki. Z drugiej strony pomieszczenia docierają odgłosy szarpaniny.

Cicho. Zabierają najsilniejszych. – Słyszę po swojej prawicy. Zerkam w tamtym kierunku dostrzegając młodą kobietę, która z zirytowaniem odwraca wzrok ku górze kenelu.

– Nie rozumiem cię. – Szepczę kręcąc głową. Ziemianka. W końcu kogo innego mógłbym się spodziewać.

Kobieta momentalnie przywiera do dzielącej nas kraty.

– Człowiek nieba? – Słysząc, że ta odzywa się po mojemu potwierdzam skinięciem. Ta natomiast chwilę mi się przypatruje po czym spluwa wprost na moją twarz.

– Nikt ci nie powiedział, że przestaliśmy być wrogami? – Pytam ścierając ślinę. – Muszę się wydostać.

– A potem?

– Zabiję wszystkich wewnątrz góry. – Syczę ponownie zaczynając walkę z metalem.

– Nadchodzą! – Syczy kobieta. – Cicho bądź! – Upomina mnie gdy nie zaprzestaje prób wydostania się.

Mężczyźni podchodzą wprost do klatki mojej ''towarzyszki".

– Ta się nada. – Na słowa posiwiałego mężczyzny dziewczyna wytrzeszcza oczy. Chuj. Raz kozie śmierć. Zaczynam kopać w drzwiczki. Dwójka momentalnie traci zainteresowanie dziewczyną. – Jaki żwawy. – Komentuję po czym razi mnie prądem. Sparaliżowany i oszołomiony opadam na tył klatki. Drzwiczki zostają otwarte. Zbieram w sobie resztki sił próbując się wydostać, jednak to na nic. Prąd ponownie przechodzi przez moje ciało, a w ramię zostaje wbita strzykawka. Jak we śnie rejestruję gdy podpinają mnie do aparatury po czym wieszają pod sufitem. Tracę przytomność.

Radioactive || Bellamy Blake || The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz