1| 3. Ziemia zabija

1.3K 67 2
                                    

Nie wiem jakim cudem ale tak się wyciągnęłam w pisanie tej książki że mam 4 rozdziały do przodu gotowe. Dlatego wstawiam dziś rozdział ;). Mam nadzieję że książka jak i długość rozdziałów (nie wspominając już o tematyce i akcji) wam pasuję. Zostawcie coś po sobie :)
***

 Budzą mnie krzyki obozowiczów.

– Mógłby w końcu zdechnąć! Zabijcie go! I tak nie przeżyje!

Otwieram oczy rozglądając się dookoła. Znajduję się w kapsule, czyli ktoś mnie musiał przenieść. Doskonale pamiętam, że przysnęłam niedaleko ogniska. Spoglądam na Clarke która krząta się przy pojękującym Jasper'ze. Dziewczyna coś do niego szepcze po czym podnosi się i wychodzi z kapsuły. Monty zauważając, że nie śpię zbliża się i podaje mi kubek z jakimś naparem.

– Pomoże na ból. – Mówi delikatnie się uśmiechając. Gdy chłopak wspomina o bólu momentalnie łapię się za brzuch. Jakim cudem początkowo nie czułam mocnego pieczenia. Przyglądam się świeżemu opatrunkowi, który był pewnie robotą Clarke. Biorę kubek i wypijam wszystko duszkiem. – Jak się czujesz?

– Jakby pantera rozharatała mi brzuch. – Śmieję się lekko a Green lekko się uśmiecha. Mój wzrok ląduje na Jasper'ze. – Co z nim?

– Jest słaby.. Męczy go gorączka i ma problemy z oddychaniem.

– Będzie dobrze Monty – Próbuję podnieść Azjatę na duchu.

– Chciałbym w to wierzyć.. - Chłopak siada obok mnie.

– To w to uwierz. Wyliże się z tego, zresztą jak zawsze.

– Obyś miała rację Mer, obyś miała rację..

Po tych słowach opieram głowę o przyjaciela a ten przykrywa mnie prowizorycznym kocem. Nim się orientuję ponownie zapadam w sen.

***

– Mer.. Merlyn wstawaj.. – Do moich uszu dociera cichy głos. Leniwie otwieram oczy i z zaskoczeniem stwierdzam, że brzuch mnie nie boli. Skubany Monty i te jego magiczne ziółka. Podnoszę wzrok na osobę która mnie zbudziła.

– Coś się stało Octavio?

– Chciałam wiedzieć czy wszystko w porządku? Nie mogliśmy cię obudzić.. – Mówi cicho a ja dopiero orientuję się, że Monty, który posłużył mi za poduszkę nadal smacznie śpi. Po woli się podnoszę i mając w głowie, że ból może wrócić delikatnie rozciągam zastałe kończyny. Stwierdzam, że czuję się wystarczająco dobrze by wyjść. Razem z Octavią kierujemy się za połowicznie zrobioną palisadę. Już z daleka dostrzegam Bellamy'ego i John'a, ćwiczących rzut siekierką. Opieram się o drzewo niedaleko nich i z rozbawieniem przyglądam się jak Murphy nie trafia w cel.

– Przez wyjca nie mogę się skupić. – Słyszę słowa Murphy'ego na co krzywię się nieznacznie.

– Długo nie pociągnie. Wymyśl nową wymówkę. – Odezywa się Blake, po czym z impetem rzuca w drzewo. Siekierka mocno się w nie wbija. Nagle do dwójki podchodzi brunet, który wczorajszego dnia chciał zabrać Wells'owi ubrania oraz jakiś mulat.

– Przeszukaliśmy teren w odległości półtora kilometra, ani śladu Triny i Pascala. – Odzywa się brunet.

– Odwiedzasz swoje drzewo? – Prycha z chamskim uśmiechem Murphy.

– Odpuść, Atom poniósł swoją karę. – Odzywa się Blake na słowa chłopaka, a ja mrużę oczy nie rozumiejąc o jaką karę chodzi.

– Pewnie dopadli ich ziemianie. – Podpowiada mulat.

Radioactive || Bellamy Blake || The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz