Jeżeli rozdział się podoba zostaw coś po sobie ;)
[Pov Bellamy]
Siedzę zamknięty w jednym z przedziałów Arki. Zewsząd zwisają kable, rośliny przechodzą przez ściany a rzeczy porozwalane są po całym pomieszczeniu. Moje myśli jednak zaprząta co innego. Co z Clarke i Merlyn? Czy z O jest wszystko w porządku? Czy Raven żyje? Gdzie jest reszta setki? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Rozmyślenia przerywa mi syk otwieranych drzwi. Podrywam się na równe nogi odwracając się w ich stronę. Moim oczom ukazuje się postać Kane'a. Zaciskam z irytacją szczękę i patrzę spod byka na mężczyznę.
– Długo jeszcze będziesz mnie tu trzymał? – Pytam mrużąc oczy.
– Tak długo jak nie będę miał pewności, że nikomu nie zagrażasz. – Chwyta w ręce stołek i ustawia go na środku pomieszczenia. – Kontynuujmy. Mówiłeś, że ziemian były setki.. – Odwracam od niego wzrok. – Ile? Dwie, trzy, dziesięć?
– Nie wiem, nie liczyłem. – Prycham ironicznie, odwracając się z powrotem w jego stronę.
– Co ich sprowokowało?
– Nasza obecność. Tracimy tylko czas na te zbędne rozmowy. Nasi nie zapadli się pod ziemię, musimy ich znaleźć!
– Ekipa poszukiwawcza jest prawie, że gotowa. Potrzebuję informacji od ciebie. – Podchodzę do siedzenia naprzeciwko mężczyzny. Mój każdy ruch śledzony jest przez dwóch strażników.
– Pójdę z nimi. Proszę..
– Nie ma mowy. – Odpowiada Kane z kamienną twarzą. – To zbyt niebezpieczne..
– Tam są moi ludzie! – Akcentuje każde słowo a do moich oczu napływają łzy.
– Moi także, chcę im pomóc. Kim są wrogowie? Jaką mają taktykę? Jaką broń?
– Łuki, toporki, włócznie, miecze, zęby.. – Wymieniam przywołując sobie w głowie obrazy ziemian.
– A broń palną? – Przybliża się do mnie. Na jego pytanie kiwam w zaprzeczeniu głową. – Wy mieliście.
– Tylko to co znaleźliśmy w schronie, a wiele tego nie było. Część z prochu wykorzystaliśmy na miny. Gdyby było więcej amunicji..
– Było. – Podnoszę na niego zaskoczony wzrok. – Znaleźliśmy jeszcze dwie skrzynię z karabinami i jedną z nabojami.
– Za słabo szukaliśmy.. – Mruczę pod nosem. W tym momencie drzwi ponownie się otwierają i wchodzi przez nie dwójka strażników trzymając między sobą Murphy'ego. – Co on tu robi? – Ponownie podrywam się z siadu.
– Doktor Gryffin wypisała Murphy'ego. – Odzywa się do Kane'a blondynka kompletnie ignorując mnie i moje pytanie. Kane również się podnosi.
– Przykujemy go tutaj. – Wskazuje na metalową rurę z boku pomieszczenia. – W moją stronę zbliża się strażnik na co odruchowo podnoszę ręce do góry. Zostaję przyciśnięty do ziemi po czym moje nadgarstki zostają skrępowane przez stalową linkę.
– Będzie ubaw. – Komentuje John. W tym momencie na zewnątrz słychać poruszenie. Kane razem zresztą strażników wybiega na zewnątrz na co Murphy prycha.
***
[Pov Merlyn]
Dookoła grała wesoła muzyka, wszyscy bawili się w najlepsze. Jedni grali w karty, drudzy bili się poduszkami a jeszcze inni po prostu odpoczywali. W tym wszystkim byłam też ja, zagłębiona w swoich myślach. Okazało się, że Miller był ranny przez co został zabrany na oddział szpitalny. Był to jeden z powodów mojego przygnębienia. W trakcie czasu spędzonego na ziemi polubiłam chłopaka.
CZYTASZ
Radioactive || Bellamy Blake || The 100
Fiksi PenggemarAktualnie nie mam gdzie oglądać serialu, więc książka zawieszona. Rozdziały z początku są dosyć krótkie, w okolicach końcówki pierwszego sezonu stają się one o wiele dłuższe. 97 lat, tyle minęło odkąd ludzkość przez wojnę nuklearną była zmuszona opu...