12

217 16 2
                                    

- Ty mała, gnido! - ryknął i rzucił we mnie jednym ze swoich noży. Gdyby nie fakt, że się schyliłam, dostała bym w szyję, jednak dzięki mojemu postępowaniu ucierpiał tylko polik.
- Jak mnie nazwałeś, zasrańcu?! - rzuciłam w niego sztyletem, ale ten wyleciał do ogrodu. Szlag. Kone zaczął mnie atakować swoją mocą.
Zdolnością Kone jest błękitno-pomarańczowy płomień, który niszczy tylko wskazany obiekt.  W tym momencie, obiektem byłam ja...
Walka trwa już z 20 minut. Jestem poparzona i pocięta, za to Kone jest cały pocięty i pobity. W końcu udało mi się go przewrócić na brzuch. Złapałam jego ręce z tyłu i przyłożyłam sztylet z jego inicjałami do jego szyji.
- A teraz, grzecznie zadzwonisz do Donyu i zapytasz go, czy możesz wpaść. Następnie spakujesz się i wyjdziesz. Jutro sprzątasz tam, gdzie twoje sztylety zostały wbite. Odpuszczę ci drzwi od mojego pokoju.
- Nigdzie nie dzwonię!
- Mówisz, że cioci spodobają się zdjęcia z tamtego roku? Z twojej imprezy.
- Nie masz żadnych zdjęć!
- Filmy też. No skoro tak mówisz.
- Dobra. Wygrałaś. Daj mi telefon.
- Już dzwoni. Nie mów mu o tym w jakiej sytuacji jesteś.
- Jasne... Hej, stary. Co ty na to, żebym wpadł teraz na noc? Pogramy w coś... Spoko. Będę za 30-40 minut. Nara... Zadowolona?
- Bardzo. - powiedziałam, po czym wstałam.- Tak na marginesie, od teraz ten sztylet jest mój.
- Nie!
- Tak, cioci napewno spodobają się zdjęcia.
- Bierz go! - po dziesięciu minutach Kone wyszedł z domu, a ja wróciłam zakrwawiona do pokoju.
- Shine! Kto wygrał?
- Ja. Wygoniłam go z domu.
- Coś ty zrobiła, że wyszedł i jeszcze masz jego sztylet?
- Przewróciłam go na brzuch i przyłożyłam mu sztylet do gardła, a później go szantażowałam.
- Ja się ciebie boję.- zaczął Sero.
- Racja. Ona jest straszna. - dokończył Kiri.
- Taka jestem tylko dla Kone. Tak w ogóle, to przebił mi sztyletem drzwi na wylot. Co za...
- Shine, spokojnie.
- Racja... Nie jestem swoim ojcem.
- Dokładnie. Dobra, kłótnia zakończona, można się bawić!!!
- Moje uszy!
- Masz jakąś szklaną butelkę?
- Chyba tak... Wszyscy grają w butelkę?!
- Jasne! - usłyszałam chórek. Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam szukać wzrokiem Kiry. Zobaczyłam ją jak śpi na kolanach Shoto. Wyszłam z pokoju w poszukiwaniu szklanej butelki, którą znalazłam w kuchni.  Wróciłam do pomieszczenia i dopiero teraz zaczęły piec mnie rany.
- Może, zanim zaczniemy, wszyscy pójdą się wykąpać i przebrać?
- Dobry pomysł...
- Oki, łazienki są w pokoju mojej cioci, w moim pokoju, ale nie pamiętam gdzie jest klucz, więc wejście od korytarza, na końcu korytarza, pomiędzy salonem i kuchnią, i na końcu korytarza na parterze. Wybieracie.
- Sporo tego.
- Wiecie, to był kiedyś dom mojej prababci.
- Ale chociaż jest przytulnie.
- Dziękuję... To idźcie.
- Idziemy parami, w szatni jest mniej komfortowo.
- Spoko, Kaminari.- powiedział Sero i prawie wszyscy wyszli z pokoju. Shoto cały czas bawił się z Kirą, do momentu, w którym kotka podeszła do mnie i zaczęła lizać mój polik.
- Masz spaloną koszulę...
- Wiem...
- Gdzie masz apteczkę?
- Nie trzeba zakładać opatrunków.
- Krew kapiąca z twojej twarzy i ręki, przeczy twoim słowom. To gdzie ta apteczka?
- Półka nad biurkiem. - chłopak wziął apteczkę i wyjął z niej wodę utlenioną... - Nie! Nie zgadzam się! Bierz to ode mnie!
- Czymś trzeba oczyścić rany. Poza tym to nie boli.
- Nie! Bierz to coś ode mnie! - krzyknęłam z zamkniętymi oczami, co było błędem, bo chwilę później poczułam jak woda utleniona ma kontakt z moim polikiem.- To było nie fair.
- Ale chociaż masz oczyszczoną ranę. - powiedział, a po chwili poczułam zimno na poliku.- Zamroziłem ci ranę.
- Dziękuję...
- Mogę... - zaczął i spojrzał na spalony rękaw mojej ulubionej koszuli. Skinęłam głową. Usłyszałam dźwięk rwanego materiału i zobaczyłam, że straciłam cały rękaw. - Masz pół ręki poparzonej, jak newet nie spalonej całej skóry... Często się tak kłócicie?
- Auć. - syknęłam, gdy poczułam jak Shoto zaraża mi ramię. - Jeśli chodzi o rzucanie nożami, to tak, ale popatrzył mnie drugi raz w życiu.
- Mhm... Masz gdzieś jeszcze jakieś głębsze rany?
- Chyba na nogach... Tak na marginesie, masz przytatną moc... I dziękuję za pomoc.
- To nic takiego. Ani moc, ani pomoc. Nie zakładałem ci opatrunków, bo zaraz musiałabyś je zdjąć.
- Spoko. W ogóle zauważyłam, że polubiłeś Kirę. - kotka jak na zawołanie wyskoczyła na moje kolana.
- Tak jakby...
- W sumie wyglądacie podobnie.
- Co?
- Zauważ jej umaszczenie.
- Jesteś niemożliwa.
- Wiem. Nareszcie, ludzie!
- Shine, idź się przebrać...
- Aleeee...
- Masz się przebrać.
- Dobrze, Denki. - powiedziałam i podeszłam do szafy skąd chciałam wyjąć piżamę, ale potknęłam się i upadła na cztery litery. - Milcz, Pikachu.
- Jasne. Na czym się potknęłaś?
- Szlag! Na kluczu od łazienki!
- Czy ty go nie szukałaś pół dnia?
- Tiaa... Dobra idę! - wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, po czym zamknęłam drzwi od środka. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę. Poczułam mocne pieczenie na prawej łopatce. Umyłam się raz dwa i zakryta ręcznikiem spojrzałam w lustro. Cała skóra na łopatce była spalona...
Pov. Denki
- Tutaj do czegoś doszło!
- Mina, zazwyczaj popieram twoje teorie, ale ta jest już lekko niedorzeczna.
- Nie znasz się, Ochaco!
- Boże. Ile można siedzieć w łazience? - spytał Kirishima.                - Faktycznie nie ma jej już 20 minut.
- DENKI! - usłyszałem krzyk Oni.
- Co?!
- Weź opatrunki i chodź!
- Poczekaj dwie minuty!
- Chwila... Ty możesz tak sobie wchodzić do jej łazienki?!
- Sero, po pierwsze, na pewno jest zakryta, a po drugie, jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo. - powiedziałem i zapukałem do drzwi łazienki. Po chwili otworzyła je Oni w spodenkach od piżamy i z zakrytą górą.
- Pomóż.
- O szlag! Jedziemy do szpitala!
- Nie, na pewno nie dzisiaj. Jutro jest niedziela więc też...
- Jeśli nie dzisiaj to jutro i bez gadania. Teraz chodź, założę ci opatrunki.
- Auć. To boli. - mówiła, kiedy zakładałem opatrunek, z maścią chłodzącą, na jej łopatkę.
- Ostatnim razem aż tak cię nie popażył. Daj rękę... Raz, dwa, trzy.
- Auć.- syknęła z bólu, kiedy opatrunek z maścią miał kontakt z jej ramieniem.
- Skończone. Ja idę, a ty się ubierz. A! I jeszcze załóż opatrunki na nogi.
- Oki. - wyszedłem z łazienki i zostałem zasypany pytaniami...
Pov. Oni
Po wyjściu Denkiego, ubrałam się i założyłam opatrunki. Spojrzałam na siebie w lustrze stojącym obok drzwi. Czarne spodenki sięgały mi do kolan, do tego czarna koszulka w czerwone łapki, na krótki rękaw. Całe nogi miałam w bandażach, zresztą moje prawe ramię nie wyglądało lepiej. Wyszłam spokojnie z łazienki, gdzie siedzieli już wszyscy. Cóż, zakładanie opatrunków trochę zajmuje.
- Wiesz, że wyglądasz jak mumia? - zapytał Sero, na co się zaśmiałam.
- Mam tego świadomość. Dobra siadamy na zmianę. - zaczęła się gra. Na początku było spokojnie, aż do 00:35. Wyszło tak, że Kirishima musiał siedzieć w mojej (jednej z trzech) sukience. Ja musiałam siedzieć w koszuli Sero. Mina wisiała pod sufitem. Tsuyu musiała zamienić się ubraniami z Denkim. I tak dalej... Tak, czy siak, o 02:20 padło kluczowe pytanie...
- Kto chce spać na podłodze?! - tylko Denki nie podniósł ręki... No jasne. - Ehh... Tak, Pikachu. Łóżko twoje.
- Jeeeest!
- On tak zawsze?
- Tak. Dobra, idziemy spać?
- Tak.
- Dobranoc!
- Wzajemnie. - położyłam się na materacu najbliżej drzwi. O 02:40 poszłam spać.
×××××××××××××××××××××××××
Hmmm... Brak komentarza...

Córka złoczyńcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz