I

575 35 16
                                    

   Ciemne niebo co jakiś czas rozjaśniane było przez rozbłyski rozchodzące się po czarnych chmurach. Uderzenia piorunów niosły za sobą ogromny huk. Burza musiała być blisko. Ulewa podmywała podłoże spod kopyt młodej klaczy, która wszystkie swoje siły wkładała w utrzymanie równowagi. Jej grzywa, porywana przez wiatr, zasłaniała oczy. Biegła na oślep. Rżenie koni zagłuszane było przez szum wiatru i uderzanie kropel deszczu o ziemię. 
  
   Na grzbiecie kobyły siedziała drobna kobieta i kurczowo trzymała się potężnego karku swojego wierzchowca. Równie przerażona co jej czworonożna towarzyszka, oglądała się nerwowo za siebie. Peleryna zlewała się z czarnymi włosami dziewczyny. Wraz z białą klaczą wyglądały jak yin i yang. Kobieta czuła strach, nie pamiętała już tego uczucia. Dlaczego więc się bała? To nie burza prowadziła pościg za silnymi nogami zwierząt, tylko bliżej nieokreślona istota pragnąca czterech marnych żyć, które się przed nią znajdowały. Czarnowłosa popędzała swojego wierzchowca i starała się prowadzić go po śladach rosłego mężczyzny, który wyznaczał drogę ucieczki na karym ogierze. Wyczuła, że coś się zbliża. Zdenerwowana, mimo że jej towarzysz to wiedźmin, szturchnęła konia piętą. Na marne, coś z dużym impetem rzuciło się w jej stronę. Nie zdążyła zareagować. Ogromne pazury odcięły głowę pędzącej klaczy, wyrzucając jeźdźca w powietrze. Kobieta upadła kilka metrów dalej, turlając się i szybkim krokiem wstawiając na nogi. Zaczęła biec w kierunku mężczyzny, który dostrzegając, co się stało, zawrócił, aby pomóc towarzyszce. Widział, jak za drobną osobą pojawia się stwór większy od niej dwa razy. Kobieta odwróciła się i zatrzymała. Wiedźmin widział, jak z jej dłoni zaczynają wyrastać długie pazury, wiedział, co się święci. Zatrzymał konia, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Młoda kobieta, wyglądająca teraz na groźniejszą, niż istota stojąca przed nią, rzuciła się i zaatakowała potwora. Mężczyzna widział, jak krew miesza się z deszczem. Wampirzyca po chwili ostrej szamotaniny wskoczyła na kark swojego przeciwnika, mocno łapiąc za głowę, i wyrywając ją. Truchło opadło bezwładnie na ziemię, a teraz już z powrotem drobna kobieta stanęła nad głową potwora.

- Nic Ci nie jest? - wiedźmin podjechał do wygranej wyraźnie zmartwiony.

- Wszystko jest dobrze – Eris spojrzała na niego zimnym wzrokiem, najwyraźniej zapomniał z kim ma do czynienia. Jej twarz otulał chłodny deszcz. - Jedźmy.

   Mężczyzna podał jej rękę. Dziewczyna złapała ją, poczuła mocny uścisk. Bez większego wysiłku wciągnął czarnowłosą na grzbiet ogiera. Oplotła ręce wokół torsu wiedźmina, aby nie spaść i ruszyli dalej. 

*******************************************                                                                            
   Droga do najbliższej wioski zajęła im niecałą godzinę. Czterdzieści minut jazdy na jednym koniu w ulewie. Wiedźmina to nie ruszyło, było widać, że jest przyzwyczajony do takich klimatów. Inne podejście do sytuacji miała Eris, zdecydowanie przemoknięcie nie przypadło jej do gustu. Podjechali do karczmy, wiedźmin zszedł z konia i podał rękę kobiecie. Zignorowała dłoń towarzysza i z grymasem na twarzy zeskoczyła na ziemie.

- Udajesz silną i niezależną? - fuknął z uśmiechem na twarzy. Eris przeszyła go zimnym spojrzeniem, ocierając twarz z kropel deszczu. - Dobrze, przepraszam. Nie gryź – uniósł ręce na znak poddania. W powietrzu unosił się zapach palonego drewna i pieczeni, a zza okien lokalu było słychać głośne rozmowy.

- Ładnie pachnie – zauważyła. - Musisz być głodny.

- Jak wilk! - zaśmiał się.

- Więc chodź, wilku – złapała wiedźmina za rękę i pociągnęła w kierunku wejścia.

   Ostrożnie otworzyła drzwi i poczuła uderzenie ciepła na twarzy. Oczy gapiów skierowały się w ich kierunku, jednak nikt nie przerwał rozmowy. Usiedli przy schowanym w rogu stole. Kobieta oparła się o ścianę, prostując nogi i kładąc je na udach mężczyzny. Spojrzał na nią z uniesioną brwią, odpowiedziała mu uśmiechem.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz