III

391 26 6
                                    

- Eskel, powiedz, co z zimowaniem u was? - Lambert spojrzał na druha. W oddali zaczęła wyłaniać się wioska. Dochodził wieczór. Słońce zabarwiło niebo na pomarańcz i róż. Jechali przez polanę, konie cicho prychały.

- Nie wiem. Myślałem, żeby wrócić z Eris do jej chaty w księstwie.

- Jedźcie ze mną do Kaer Morhen - wampirzyca usłyszała propozycję i wyrównała się z wiedźminami. Spojrzała pytająco na mężczyzn. Młodszy uśmiechnął się.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł - zaczął. - Vesemir nie będzie zadowolony, jeśli przyprowadzę mu do twierdzy wąpierza - machnął głową w kierunku Eris. Uniosła jedną brew w geście gniewu. Nie lubiła, kiedy tak ją nazywali.

- Przesadzasz. Kaer Morhen to już dawno ruina, a nie szkoła pełna młodych wiedźminów - zauważył młodszy wiedźmin, popędzając swoją klacz i wyprzedzając parę. Zawsze musiał się popisywać, nawet jeśli chodziło o jazdę konną. Eris przyglądała się Eskelowi, który nad czymś rozmyślał. Widziała, że jest zmartwiony. Podjechała bliżej.

- Coś się stało? - zapytała.

- Myślę - odpowiedział, spoglądając na kobietę. - Szczerze nie wiem, czy gorsza jest, podróż z marudzącym Lambertem, czy zdziadziałym i poważnym Vesemirem.

- Co masz na myśli? - spojrzał w niebo, jakby szukał odpowiedzi na swój dylemat. Po chwili namysłu zwrócił się z powrotem do Eris.

- Wydaje mi się, że Vesemir niekoniecznie Cię zaakceptuje - zaczął tłumaczy z ogromnym zakłopotaniem. - Chciałem uniknąć zimowania w Kaer Mohren, żeby nie tworzyć niepotrzebnych spięć - młody wiedźmin dalej popisywał się na swojej Księżniczce, głośno coś do niej krzycząc. Eris spojrzała na Eskela z niedowierzaniem w oczach. - Nie wierzysz mi?

- Myślisz, że wasz papa Vesemir jest taki poważny i trzymający się stereotypów o tym, że wampir i wiedźmin to najwięksi wrogowie? - spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem. - Nie opowiadał wam?

- O czym? Znasz Vesemira?

- Tak - patrzył na nią, jakby chciał powiedzieć, żeby kontynuowała. - Mieszkałam w Toussaint z bliskimi mi wampirami z rodu, to było jakieś osiemdziesiąt lat temu. Nawet nie wiem, czy byłeś już na świecie - Eskel chciał odpowiedzieć, jednak dziewczyna nie pozwoliła mu. - Raz przyjechał wiedźmin ze szkoły wilka, miał na imię Vesemir. Byłam wtedy przy wybrzeżu z Ethą.

- Kto to Etha? - tym razem udało mu się wtrącić.

- Moja przyjaciółka. Razem z innym wampirem, Regisem, była mi bardzo bliska. Jak siostra - słysząc męskie imię, spojrzał na nią wymownie. Kobieta jednak zignorowała jego reakcję. - Wszyscy mówili nam, że jesteśmy totalnymi przeciwieństwami. Ja noc, ona dzień. Zawsze wyglądała tak delikatnie, miała krótkie, piaskowe włosy. Uwielbiała pleść wianki, którymi przyozdabiała swoją głowę. Kiedy moje czarne oczy przyprawiały innych o dreszcz, jej błękitne, niczym wody Świtezi uspokajały każdego - przerwała na chwilę, jakby potrzebował przerwy, aby przyjąć do siebie ból, który miała wymalowany na twarzy. - Wiedźmin przyjechał i wziął zlecenie od rybaka. Chodziło chyba o jakieś utopce. Akurat los chciał, że tego samego dnia byłyśmy na plaży. Dostrzegł nas i przyglądał się uważnie mojej towarzyszce. Podszedł, umówił się z nią. Etha zakochała się po uszy. Został dla niej w Toussaint na całą zimę. Jednak wraz z przyjściem wiosny, Vesemir musiał odejść. Obiecał powrót do niej, inna sprawa, że tego nie zrobił.

- Ciekawe - zaśmiał się. - Co było dalej z Ethą? - Eris już chciała coś powiedzieć, kiedy usłyszeli przerażający ryk. Spojrzeli w stronę Lamberta stojącego z mieczem. Przed wiedźminem stał bies, gotowy do szarży na młodego wiedźmina. Eskel zeskoczył z Wojsiłka i podał uzdę wampirzycy, aby koń się nie spłoszył. Co sił w nogach ruszył na pomoc przyjacielowi. Wielkie stworzenie rzuciło się na Lamberta, wyrzucając go w powietrze swoimi porożami. Wiedźmin upadł ciężko na ziemię, wydając z siebie jęk bólu. Wampirzyca ruszyła mu na pomoc. Podbiegła widząc, jak ten trzyma ramię, z którego sączy się krew.

- Pokaż - rzuciła nerwowo. Wiedźmin odsłonił ramę, w którym siedział naostrzony bal. Najwyraźniej mieszkańcy postanowili na własną rękę pozbyć się potwora. Eskel toczył niebezpieczną walkę z biesem, który był rozzłoszczony, że ktoś wszedł na jego terytorium. Wampirzyca złapała za kawał drewna - Uważaj, zaboli - w mgnieniu oka wyciągnęła obiekt, wiedźmin skrzywił twarz. Mimo to szybkim ruchem wstał i ruszył na pomoc przyjacielowi. Eris przyglądał się walce. Nienawidziła przemocy, starała się używać jej jedynie w ostateczności. Stworzenie nie odpuszczało, wiedźmini zresztą też. Starszy z mężczyzn wykorzystała sytuacje i wskoczył na grzbiet potwora, który próbował pozbyć się intruza. Lambert widząc, co robi jego pobratymiec, zaczął odwracać uwagę biesa. Eskel złapał równowagę i pewnym uderzeniem wbił srebru miecz w kark reliktu. Istota zawyła i runęła na ziemię. Wiedźmin zeskoczył jej z grzbietu i stanął obok Lamberta. Spojrzeli się po sobie i roześmiali.

- To był dobre łowy towarzyszu - młodzieniec objął ramieniem drugiego. Skrzywił się, najwyraźniej przypomniał sobie o ranie.

- Chodźmy. Eris opatrzy Cię w wiosce.

*******************************************

- Nie wierć się tak - kobieta krzyknęła na wiedźmina. Kiedy opatrywała ranę Lamberta, Eskel poszedł dowiedzieć się, czy było jakieś zlecenie na biesa.

- Boli jak cholera - odkrzyknął jej mężczyzna. Spojrzała, jakby miała do czynienia z małym dzieckiem.

- Bo się ruszasz - syknęła przez zęby. Zatrzymali się w małej karczmie. Siedzieli przy stoliku obok ogromnego okna.

Ludzie patrzyli się na nich z ciekawości i szeptali coś między sobą. Młody chłopak przyniósł im piwo oraz strawę. Wampirzyca kiwnęła głową w ramach podziękowania. Oczyściła ranę alkahestem, następnie zabandażowała. Wiedźmin odetchnął z ulgą, że to już koniec męczarni. Wziął kufel do ręki i naraz wypił jego zawartość. Eris usiadła naprzeciw poszkodowanego, wypatrując przez szybę drugiego mężczyzny. Lambert przyglądał się swojemu opatrunkowi i poprawiał go, jakby coś mu przeszkadzało. Wampirzyca spojrzała na wiedźmina. Na jego muskularnym torsie znajdowało się więcej blizn niż u Eskela. Mogło to świadczyć o tym, że był mniej uważny i bardziej narwany. Łowca potworów przyłapał kobietę, gdy ta przyglądała się jego klatce. Wziął rubaszkę i włożył przez głowę.

- Dużo blizn, co? - zapytał, machając do karczmarza po kolejny kufel. Kobieta pokiwała głową. Lambert przyjrzał się jej bliźnie. - Zastanawia mnie, co Tobie stało się w brew. Trochę niżej i straciłabyś oko - pokazał palcem, Eris złapała się za twarz.

- Straciłam - rzuciła, a wiedźmin zrobił zdziwioną minę. - Zregenerowało się w tydzień. Nikt nie wie jednak dlaczego blizna została. To było jakieś sześćdziesiąt lat temu, a włoski dalej nie odrosły.

Rozmawiali przez dłuższą chwilę, zanim wrócił Eskel. Wójt zapłacił wiedźminowi mieszek złota za poskromienie potwora. Następnego dnia, wczesnym porankiem wyruszyli do Kaer Morhen. Zima była coraz bliżej.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz