Szarowłosa dziewczynka podtrzymywała głowę małymi rączkami, które opierała o stary mur. Rozglądała się po przełęczy, do której zagościła zima. Zmęczona po poranny treningu ze swoim przybranym ojcem, czekała na porę obiadową. Dziś gotował Geralt, jeśli to, co tworzył, można było nazwać jedzeniem. Zastanawiała się, ilu wiedźminów wróci do Kaer Morhen na zimowanie. Tęskniła za Lambertem, którego lekcje lubiła najbardziej. Przypomniała sobie, jak postawił się Triss, kiedy ta podważyła decyzje o treningu. Smuciło ją to, że czarodziejka musiała wyjechać. Brakowało jej kobiecej ręki w zamczysku. Minął rok, od kiedy Ciri zaczęła swój trening w warowni starego morza. Jednak z coraz większym zapałem przykładała się do przygotowywań na wiedźminkę. Wujek Vesemir i Geralt, mimo że rozpieszczali dziewczynkę, mieli twarde zasady co do nauczania jej. Jedynie Coën żartował i bawił się z Cirillą. Dokładanie dwa tygodnie temu przybył drugi raz do szkoły wilków. Ucieszyła się, bo zapamiętała go jako wiecznie uśmiechniętego mężczyznę, który swoim podejściem rozgrzewał mury zimnego zamczyska. Przyglądała się dróżce prowadzącej do bramy, gdy nagle dostrzegła trzy sylwetki jadące na koniach. Próbowała dostrzec, kto, się zbliża, jednak jej ludzki wzrok nie pozwolił odkryć oblicza jeźdźców. Pomyślała, że to dwójka pozostałych wiedźminów, lecz kim była trzecia osoba? Może Triss, pomyślała. Na jej twarzy wyrósł ogromny uśmiech. Jednak coś z tyłu głowy podpowiadało, że nie są to przyjaciele. Obejrzała się na dziedziniec i zauważyła czarnowłosego wiedźmina, czyszczącego swoje miecze.
- Coën! - zwołała. Chłopak dalej robił swoje. Postanowiła głośniej. - Coën!
- Słyszałem za pierwszym razem. Daj mi to zrobić i już do Ciebie idę – odkrzyknął, patrząc w stronę dziewczynki. Zmarszczyła czoło.
- Nie ma czasu Coën! Zaraz możemy wszyscy zginąć! - Oparła się o kawał kamienia, który pod ciężarem zaczął się kruszyć.
- Pali się, czy co? - mruknął pod nosem, idąc w stronę schodów. Po chwili stał obok dziewczynki.
- Spójrz – pokazała palcem, na nieznajomych. Wiedźmin uśmiechnął się i poklepał małą po głowie. Odtrąciła jego rękę, jak upierdliwego komara. - Jak myślisz, kto to?
- Chodźmy na dół i poczekajmy, a się przekonasz.
- Idźmy po Vesemira i Geralta – ruszyła szybkim krokiem. Coën uwielbiał Ciri za zapał, energiczne podejście do życia. Jeszcze raz spojrzał na drogę i podążył śladami niedoszłej wiedźminki.
*******************************************
- Ciekawe kto to – zaczęła, chodząc przed bramą. Biały wilk bacznie obserwował dziewczynkę. Stał oparty o płotek, ramiona miał skrzyżowane na klatce piersiowej. - Dlaczego tak długo jadą? Nie mogą szybciej?
- Kręcąc się i rzucając głupie pytana, nie przyśpieszysz ich podróży – pouczył ją najstarszy wiedźmin, Vesemir. Coën zaśmiał się pod nosem. Cirilla stanęła przed staruszkiem z obrażoną miną i tupnęła nogą.
- Widać, że w jej żyłach płynie królewska krew – fuknął najmłodszy. Dziewczynka odwróciła się od niego, jakoby obrażona. Po chwili usłyszała stukot kopy o kocie łby. Podekscytowana przyglądał się bramie, z której wyjechała dwójka znanych jej wiedźminów. Wszyscy jednak zwrócili uwagę na zakapturzoną postać, najwyraźniej kobietę. Cała trójka zeszła z koni.
- Lambert! Eskel! - oboje przywitali ją uśmiechem. Dziewczynka podbiegła do młodszego, ten złapał ją pod pachami i uniósł, obracając się. Postawił szarowłosą na ziemi.
- Cześć mała – Eskel poklepał jej głowę.
- Aleś urosła – zauważył drugi. Oboje zwrócili się do reszty. Wszyscy wymienili się życzliwymi uśmiechami. Panowała między nimi atmosfera, jak w rodzinie.
- Vesemirze, Geralcie – zaczął Eskel, przyglądając się przyjaciołom. Największą uwagę zwrócił na najmłodszym z całej trójki. - Dobrze Cię widzieć Coën! - złączyli dłonie w silnym uścisku. - Chciałbym wam kogoś przedstawić.
- Eris – kobieta wyprzedziła go, zdejmując kaptur. Rozejrzała się po towarzystwie. Zatrzymała oczy na dziewczynce, która trzymała opryskliwego Lamberta za rękę. Uśmiechnęła się do niej, w zamian dostała nieufne spojrzenie.
- No nie wierzę! - podszedł do niej Vesemir, poprawiając swojego wąsa. - Ile to lat minęło? – objął kobietę, która odwzajemnia uścisk. Wszyscy przyglądali się zaistniałej sytuacji z ogromnym zdziwieniem. Jedyne Eskel rozumiał okoliczności.
- Około sześćdziesięciu – Eris zwróciła się do staruszka.
- Jestem, aż tak stary? - zaśmiał się.
- Ktoś z łaski swojej może powie, o co chodzi? Bo czuję się jak w jakiś wypocinach Jaskra – przerwał im Lambert.
- Poznaliśmy się około tysiąc dwieście piątego w Toussaint. Co to były za czasy! Jednak to opowieść na wieczór przy piwku. Chodźce do środka. Musicie być zmęczeni – Vesemir zaproponował, prowadząc wampirzyce do drzwi. Reszta wiedźminów wymieniła się wymownymi spojrzeniami. Geralt podszedł do świeżo przybyłych i objął ich . Wyglądali jak bracia.
- Dobrze was widzieć — walnął z całej siły Lamberta w plecy. Ten oddał mu otwartą dłonią w potylicę. - Co to za paniusia? Który z was znalazł sobie kobietę?
- Eskel — rzucił czarnowłosy, spoglądając w stronę Białego Wilka.
- Ładna — wtrącił się Coën. - Rzekłbym, że nienaturalnie piękna.
- Wampirzyca — kontynuował Lambert. - Zadziorna jak cholera — Eskelowi najwyraźniej nie podobało się, co słyszy z ust pobratymców. - Już się tak nie oburzaj lowelasie! Jesteśmy dumni, że w końcu znalazłeś jakąś — cała trójka zaczęła iść za urażonym łowcą. Chichotali między sobą, z myślą, że skończą dziś kompletnie pijani.
![](https://img.wattpad.com/cover/187586966-288-k759561.jpg)
CZYTASZ
Szałwia
FantasyWraz z odejściem jesieni, wiedźmini poszukują miejsca na zimowanie. Tym razem Eskel nie podróżuje sam, lecz z tajemniczą kobietą. Podczas pobytu w karczmie spotykają przyjaciela z lat młodości wiedźmina. Postanawiają razem wyruszyć do najbezpiecznie...