II

281 27 7
                                    

   Podróżowali w ciszy. Wiedźmin wyraźnie poirytowany unikał wzroku Eris. Kobieta nie przejmowała się tym, wiedziała, że w końcu i tak odpuści. Przyglądała się ciemnej czuprynie, ściskając jedną ręką lejce. Drugą zaś trzymała chłopca, aby nie spadł. Juhno bawił się grzywą Czarta, niewzruszony tym, co się dzieje. Wampirzyca miała wrażenie, że nie rozumie zaistniałej sytuacji. Dzień dobiegał ku końcowi, więc zmuszeni byli na postój. Od dobrej godziny burczenie w brzuchu malca drażniło Eris w uszy.

- Zatrzymajmy się, Juhno jest głodny – jadący z przodu Eskel, obejrzał się za siebie. Widząc lubą z dzieckiem, zmienił wyraz twarzy.

- W porządku – odpowiedział spokojnie. Przez kilka godzin ochłoną, zdążył pogodzić się z sytuacją, ze swoją głupotą.

   Skręcili do karczmy, małego budynku z dębu. Wiedźmin zeskoczył z Wojsiłka, przyglądając się pozostałej dwójce. Eris, jak zwykle zwinnie znalazła się na ziemi, pogłaskała konia po boku. Wyciągnęła ręce i złapała chłopca pod pachami. Podniosła go i postawiła obok siebie. Eskel spojrzał na malca, ten widząc bliznę na twarzy wiedźmina, złapał kobietę za rękę i schował się za nią. Przez kilka godzin jazdy zdążył zaufać wampirzycy, jednak Eskel, który nie odezwał się do niego przez całą drogę, przyprawiał Juhno o dreszcze. Być może przyczyniała się do tego blizna, zniekształcająca policzek mężczyzny. Przypomniał sobie, że Ciri przy ich pierwszym spotkaniu zareagowała tak samo. Weszli do karczmy i jak zwykle zajęli stolik w kącie. Malec usiadł przy ścianie, naprzeciw wiedźminowi. Juhno unikał wzrokiem twarzy zabójcy potworów. Skupiał się na wszystkim innym, tylko nie na nim.

- Pójdę po jakieś jedzenie – Eris zaczęła, podając chłopcu jego pluszowego kota. Małe oczka rozjaśniały na widok ukochanej zabawki. - Zaraz wrócę, jeśli możesz, miej na niego oko – złośliwie dokończyła i odeszła w stronę szynkwasu. Wiedźmin obserwował dziecko, które bawiło się maskotką. Podczas jazdy słyszał, jak skarżył się wampirzycy na matkę, która wręcz go katuje. Mówił, że nie chce tam wracać. Małe rączki wędrowały po szmacianym materiale, gdy nagle oko zwierzaka odpadło. Chłopiec posmutniał, w oczach zaczęły pojawiać się łezki. Eskel przyglądał się całej sytuacji, z nadzieją, że malec nie wybuchnie zaraz płaczem. Alabastrowa twarzyczka zaczęła robić się coraz bardziej czerwona.

- Spokojnie – zaczął wiedźmin, chłopiec najwyraźniej zdziwiony spojrzał na mężczyznę, ocierając łezki z policzka. Łowca zabrał z blatu czarny guzik, który robił za oko zabawki i wyciągnął rękę do zaciekawionego chłopca. - Mogę? - zapytał, patrząc na pluszaka. Juhno chwilę się zastanawiał, jednak dał pluszaka Eskelowi. Ten wyciągnął z kieszeni kawałek drutu i zwinnie, mimo dużych rąk, przytwierdził mały guzik do materiału. Przyjrzał się jeszcze, czy aby na pewno oko jest na swoim miejscu i podał zabawkę z powrotem chłopcu.

- Dziękuję – wydukał nieśmiało. Wiedźmin uśmiechnął się najszczerzej, jak potrafił.

- Nie masz za co – odpowiedział spokojnym głosem. - Jestem wiedźminem, moim obowiązkiem jest pomoc innym.

- Myślałem, że wiedźmini są źli.

- Ludzie tak uważają, bo wyglądamy inaczej – widział, jak Eris zbliża się do nich. W rękach niosła tacę z chlebem i jakimś mięsem. Obok stał kufel, z którego wylewała się biała piana. Podeszła do stołu i położyła tacę na środku. Juhno sięgnął po trunek, jednak wampirzyca złapała go za nadgarstek.

- Jesteś za mały na to – zauważyła, śmiejąc się z Eskelem. Chłopiec zrobił oburzoną minę. - Karczmarka zaraz przyniesie Ci jakiś sok – dokończyła, siadając przy chłopcu. Wiedźmin przysunął tacę ze strawą do malca, który zaczął łapczywie jeść.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz