I

223 21 5
                                    

   Czas mijał szybko, wywierając presję na Eris. Od długiego czasu przemierzała samotnie wyspy Skellige, tylko po to, aby nie odnaleźć nic związanego z Khagmarem. Wdawała się w rozmowy z tubylcami, by zdobyć informacje o tajemniczym mężczyźnie, lecz jedyne co udało jej się ustalić to, że na wyspach od lat nie był tak srogiej zimy. Wampirzyca pomyślała, że musi bardziej wtopić się w klimat panujący w tym miejscu. Kupiła od jakiegoś starca szare, niedźwiedzie futro, którym okryła ramiona. Wielokrotne nocowała u nieznanych, dobrodusznych mieszkańców. Dostawała własnoręcznie robione ozdoby od kobiet i dzieci. Wszystko przytwierdzała do swojego ubioru, co sprawiało, że wyglądała na tutejszą. Jednak mimo ponad półtora miesiąca poszukiwań, dalej ślęczała nad jednym dennikiem z Tesham Mutna. Khagmar zostawił je w starym zamczysku, wiele lat temu. Wampirzyca wykorzystała to i doszła do wniosku, że Skellige to najmądrzejszy kierunek, jaki mogła obrać. Żadne plemię nie osiadło się na mroźnych wyspach. Kryjówka idealna dla starego, żądnego zemsty krwiopijcy. Niestety kobieta traciła nadzieję, na sukces misji. 

   Zbliżała się noc, postanowiła poszukać schronienia przed potworami i zwierzyną. Spokojnie prowadziła konia po skarpie podmywanej przez silną ulewę. Na morzu grasował potężny sztorm, zjawisko, do którego kobieta zdążyła się przyzwyczaić. Zmierzała w stronę oświetlonych zabudowań. Osada wyglądała na dosyć dużą, musiała posiadać jakąś tawernę. Kiedy znalazła się przed dużym, drewnianym budynkiem była przekonana, że to odpowiednie miejsce. Zza drzwi wydobywał się zapach dymu i mięsa, a ulewa wyciszała szum rozmów i muzykę. Postanowiła wejść do środka, zdejmując kaptur. Nikt nie obejrzał się za kobietą. Nic dziwnego przez gwarę nie było nawet słychać skrzypnięcia drzwi. Podeszła do lady, zostawiając za sobą mokre ślady od wody spływającej z przemoczonego futra. Usiadła na wysokim krześle przy drewnianym blacie. Rozejrzała się po izbie. Dostrzegła ludzi, pijących z krasnoludami. Elfy, a nawet driadę brzdąkających na instrumentach. Jakieś babołaki i niziołki grały w gwinta. Nikt na nikogo nie patrzył krzywo, wszyscy wspólnie się bawili.

- Witaj w karczmie dziwaków – z zamyślenia wyrwał ją kobiecy głos. Eris odwróciła głowę w stronę kobiety, która przecierała brudną szmatką drewnianą powierzchnię. Jasnoniebieskie spojrzenie nieznajomej wyżerało wampirzycę. Kobieta na pierwszy rzut oka wyglądała młodo, dopiero po chwili dostrzec było można liczne zmarszczki odkrywające lata, które zostawiły na twarzy ślad przemijania. - Coś podać?

- Tak, piwo – odpowiedziała delikatnym głosem Eris, który gryzł się z niskim, mocnym głosem karczmarki. Po chwili postawiła przed czarnowłosą kufel wypełniony po brzegi pianą. Wzięła porządny łyk i odstawiła z hukiem naczynie. - Jestem Eris – wystawiła rękę w stronę kobiety, a ta odwzajemniała i uścisnęła dłoń ciemnookiej.

- Vericca – przedstawiła się, po czym poprawiła roztrzepane, białe włosy, gdzieniegdzie splecione w warkocze, idealnie oddawały Skelligijski charakter. Kobieta dalej zajmowała się czyszczeniem szynkwasu.

- Szukam mężczyzny – rzuciła wampirzyca, uprzednio pijąc swój trunek. Vericca przerwała czynność i spojrzała na klientkę.

- Jak każda z nas – zaśmiała się, na co Eris cicho parsknęła pod nosem.

- Tylko że ja szukam konkretnego – sprecyzowała. Karczmarka zarzuciła szmatę na ramię i oparła się łokciami na blacie przed pytającą.

- Ciekawe – zaczęła, biorąc w ręce kosmyk czarnych włosów rozmówczyni. - Nie sądzę, że tak urodziwej, młodej kobiecie uciekłby facet. Chyba że jesteś straszną jędzą – kończąc, spojrzała w oczy wampirzycy.

- Na szczęście nie szukam go z miłości.

- Mów dalej. Jak wygląda?

- Wysoki, szczupły, lecz dobrze zbudowany. Ma niebieskie oczy jak Ty i czarne włosy do ramion. Nazywa się Khagmar – opisując postać poszukiwanego, Eris była przeszywana wzrokiem Skeligijki, która dawała wrażenie, jakoby mogła znać tajemniczego mężczyznę.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz