I

264 21 1
                                    

   Cmentarz Mere Lachaise był najmroczniejszym miejscem w całym Toussaint. Mimo wczesnej pory nad mogiłami unosiła się gęsta mgła. Słońce nigdy nie gościło w tym mieście umarłych. Eris stała przed starą bramką, wyłamaną przez wichury wiele lat temu. To właśnie tutaj Regis zaprosił kobietę. Nic dziwnego skoro przez tyle lat wampirzyca uważała swojego pobratymca za wpółżywego. Niepewnym krokiem zaczęła zmierzać w głąb cmentarzyska. Nagrobki wyglądały, jakby wszyscy żywi nie myśleli o swoich zmarłych. Na pewien sposób tak było, ponieważ o Mere Lachaise cała bajkowa kraina zdążyła zapomnieć, albo przynajmniej chciała. W powietrzu unosił się zapach mchu i wilgoci. Jednak odkąd czarnowłosa sięgała pamięcią, zawsze najbardziej drażnił ją tutejszy zapach śmierci. Śmierci, której tak bardzo nienawidziła. Ciszę natomiast zakłócały kruki, znak obecności jej przyjaciela. Sama przekazała mu umiejętność posługiwania się zwierzyną. Czarne ptaszyska od zawsze wykazywały się ogromną mądrością. Idąc coraz dalej, zaczęła dostrzegać zarys postaci, a do jej nozdrzy przedzierał się odór ziół. Stanęła, niepewna. Mogła jeszcze uciec, ale co by to dało? Myślała o jej poprzednim życiu i tym nowym. Bała się, że znowu wszystko straci, a teraz do stracenia miała wiele. Ruszyła szybkim krokiem, jakby chciała mieć to już za sobą. Z mgły zaczęła wyłaniać się męska sylwetka. Stał tyłem, nie mogła ocenić czy to aby na pewno sprawca danego spotkania. Pamiętała, że Regis chodził w schludnie ułożony, czarnych włosach. Nigdy nie brakowało mu elegancji. Tymczasem stał przed nią człowiek o posiwiałych, nastroszonych kudłach.

- Regis? – wyszeptała spokojnie, wtem mężczyzna zaczął się odwracać. Eris przyglądała się z przerażeniem wampirowi, który nie wyglądał najlepiej. Przerzedzone włosy jeszcze bardziej wyostrzały rysy wychudzonej twarzy. Przesadnie biała skóra dawała wrażenie, jakby kobieta spotkała śmierć. Jedynym znakiem człowieczeństwa owej postaci był uśmiech, który nie pasował do całokształtu.

- Witaj Eris – lekko zachrypnięty głos docierał do jej uszu. Nie potrafiła uwierzyć, w to, co widziała. Zaciśnięte gardło zmusiło ją do jedynej słusznej rzeczy. Rzuciła się w objęcia wampira, czując, jak wszystkie emocje dają o sobie znać.

- Tyle lat – zaczęła po chwili. Czuła na plecach zimną dłoń towarzysza. - Tak bardzo za Tobą tęskniłam.

- Ja też tęskniłem. Ten czas pozwolił mi na przemyślenia. Głównie przemyślenia o nas – kobieta zrobiła krok w tył, aby móc przyjrzeć się swojemu rozmówcy.

- Wyglądasz tragicznie – zaczęła z uśmiechem, mimo to można był wyczytać z jej twarzy zmartwienie. - Co się z Tobą działo przez ten szmat czasu?

- Ogrom niezrozumiałych rzeczy – wampir usiadł, jakby chciał pokazać, że czeka ich długa opowieść. Eris poszła w jego ślady, spoczęła na starym, ukruszonym nagrobku. - Wiele lat poświęciłem na naprawę własnego ja, by móc być lepszym.

- Próbowałam Cię odnaleźć. Nie udało mi się, przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać. Wyszło na dobre, te pół wieku pozwoliło mi się zmienić.

- Pół wieku? Minęło więcej czasu, od kiedy wyjechałam.

- Zregenerowałem się po pięćdziesięciu długich latach – na twarzy kobiety zaczęła pojawiać się złość.

- Dlaczego nie dałeś mi o tym znać? - przerwała mu, co spłoszyło mężczyznę. Spuścił głowę i przetarł włosy ręką. - Szukałam Cię, nie potrafiłam pogodzić ze stratą. Umierałam z tęsknoty, a ty nawet nie poinformowałeś mnie, że jesteś cały?

- Przepraszam – rzucił dosadnie, uciszając tym kobietę. - Nie potrafiłem przyznać się do błędu. Bałem się Twojej reakcji. Tego, że mnie odrzucisz.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz