IV

341 29 6
                                    

   Każdy dzień robił się coraz zimniejszy, aby nie tracić czasu, ograniczali postoje do minimum. Po tygodniu ciężkiej wędrówki mężczyźni, mimo że wiedźmini, byli naprawdę wykończeni. Marzyli o ciepłym łóżku albo chociaż suchym kącie. Ciągle padał deszcz i coraz częściej zaskakiwał ich śnieg. Zmartwiona Eris, za każdym razem, kiedy przejeżdżali przez wioski, proponowała nocleg, oni jednak odmawiali. Czasami kupowali strawę, robili przerwy dla wierzchowców, podczas których medytowali. Wampirzyca była odporna na wszystko, wiedźmini niestety niekoniecznie. Zbliżała się noc, wyjątkowa zimna noc. Nad ich głowami zebrały się czarne chmury. Po chwili zaczął kropić deszcz.

- Chuj jasny mnie zaraz strzeli – rzucił oburzony Lambert. - Czy ciągle musi padać?

- To typowe dla tej pory roku – przypomniał mu Eskel.

- Dziękuję za informację, meterologu – fuknął w odpowiedzi, starszy wiedźmin pokiwał głową. 

   Dalej jechali w ciszy, jedynie najmłodszy pomrukiwał gniewnie pod nosem. Godzinę później deszcz praktycznie zmywał ich z drogi, tym razem Eris przekonała towarzyszy, aby ukryć się w opuszczonym dworku. Obok dużego domu stały stodoły, w których zamknęli konie, natomiast sami zmierzyli w kierunku mosiężnych drzwi do posiadłości. Na przodzie szedł Lambert, trzymając dłoń na rękojeści srebrnego miecza. Podszedł do drzwi, wolnych ruchem pchnął je ręką. Kawał drewna wydał z siebie piskliwy dźwięk. Cała trójka weszła do środka, rozglądając się za potencjalnym niebezpieczeństwem. Kobieta zdjęła przemoknięty kaptur. Zaproponowała, aby się rozdzielić i sprawdzić dworek. Każdy poszedł w swoją stronę.
   Panele skrzypiały pod stopami dziewczyny. Dostrzegła duży, ozdobiony łuk, przeszła przez niego i jej oczom ukazała się ogromna biblioteka. Przejechała palcami po zakurzonych okładkach, przypomniał jej się dom w księstwie Mormackim. Z sufitu sypał się paprochy, najwyraźniej któryś z wiedźminów sprawdzał pomieszczenie nad nią. Przyglądała się biblioteczkom, kiedy nagle świeczka obok jej dłoni zapłonęła. Odwróciła się i dostrzegła Eskela.

- Znalazłaś swój raj? - uśmiechał się, wchodząc w głąb pomieszczenia.

- Tu jest jak w domu – w jej oczach można było dostrzec błysk podniecenia albo łzy wzruszenia i tęsknoty. Podeszła do wiedźmina i zdecydowanym ruchem przytuliła się do niego. Zdziwiony Eskel spojrzał na Eris. Nigdy tak nie robiła, jednak odwzajemnił uścisk. Wtulił policzek w jej czarne włosy. Poczuł szałwię, którą kobieta zawsze miała przy sobie. Trwali tak chwilę, aż usłyszeli zbliżającego się Lamberta. Kobieta odeszła w stronę książek, kiedy młody wiedźmin wszedł do pomieszczenia.

- Mamy czym palić – rzucił, rozglądając się po pokoju. Eris zmroziła go wzrokiem.

- Masz Igni – zauważyła, biorąc jakąś książkę do ręki. - Aen Seidhe i Aen Elle – przeczytała tytuł.

- Czyli? - spojrzała na Lamberta jak na głupka.

- Nie znasz starszej mowy?

- Myślisz, że Eskel zna? - rzucił, pokazując na pobratymca. - W naszej szkole niekoniecznie przekazywano nam takie rzeczy – dziewczyna przewróciła oczami. Uwagę wiedźmina przykuł tomik poezji leżący na biurku.

- Lud Wzgórz i Lud Olch – odpowiedziała na wcześniejsze pytanie o tytuł księgi. Tymczasem Eskel przeglądał resztę lektur. Nagle zatrzymał się i wyciągnął jedną. Nie dowierzał, czytając jej tytuł.

- Ludzie z chowu klatkowego i wolnego wybiegu – przeczytał, odwracając się do przyjaciół. - Co to jest?

- To bardzo stara księga opisująca badania wampirów nad ludźmi – kobieta zdecydowanie zaciekawiła się tematem. Mężczyźni słuchali jej uważnie. - Dawno temu, wampir wyższy imieniem Khagmar rozsmakował się w krwi ludzi na tyle, że potrafił jednej nocy wypić całą wioskę. Zaczął więc więzić śmiertelników i opisał to wszystko w księdze. Nie sądziłam, że ktoś zrobił kopię – Eskel otworzył na losowej stronie.

- Wolny wybieg natomiast zakłada pozostawienie trzody w jej naturalnym środowisku bądź stworzenie jej warunków jak najbardziej zbliżonych do naturalnych – zaczął czytać. - Najskuteczniejszą metodą uzależnienia człowieka od siebie jest zagwarantowanie mu bezpieczeństwa oraz stałego dopływu wysokogatunkowej karmy. Warto też dodać, że człowiek, który ufa swojemu właścicielowi, w momencie, gdy jest pity, nie czuje strachu i nie broni się, przez co ograniczona jest w jego organizmie produkcja noradrenaliny i kortyzolu, które negatywnie wpływają na smak krwi. Co więcej, zdarza się nawet, że oswojony człowiek z wolnego wybiegu, w momencie spożywania jego krwi przez właściciela, odczuwa swoistą przyjemność, związaną prawdopodobnie z napięciem seksualnym, co z kolei powoduje wzmocnienie walorów smakowych jego posoki.

- Przyjemniaczki z was – Lambert spojrzał na Eris.

- Khagmar założy centrum badań w twierdzy Tesham Mutna, robił straszne rzeczy ludziom. Zaczęli więc polować na wampiry, posyłać na nas wiedźminów i czarodziejów. Co prawda nic nie mogli zrobić tak zaawansowanej rasie, jednak byli upierdliwi. Wampiry postanowiły sprzeciwić się Khagmarowi i uwięziły go na długie lata w podwieszanej klatce ze srebra, dalwinitu i meteorytowej stali, torturowali go. Spędził tam dwieście lat w męczarniach.

*******************************************
 
   Wraz ze świtem wyruszyli w dalszą drogę. Niecały dzień został im do Gór Sinych, które musieli pokonać, aby dotrzeć do szkoły wiedźminów. Lambert jechał przodem.

- Kim był dla Ciebie Regis? - zapytał Eskel. Kobieta wyglądała, jakby nie chciała usłyszeć tego pytania. Westchnęła.

- Regis... Regis jest dla mnie bardzo ważny – odpowiedziała wymijająco.

- Przepraszam, nie chciałem sprawić Ci przykrości – Eris spojrzała na wiedźmina z politowaniem.

- Nie widziałam go z dobre pięćdziesiąt lat.  Miał problem, bo był strasznie uzależniony od krwi. Opuściłam Toussaint dlatego, że Regis pewnego razu został zmasakrowany przez wieśniaków. Chciałam go odnaleźć, jednak nie udało mi się. Nic więcej nie trzymało mnie w Beauclair – opowiadała, patrząc w niebo. - Regis był dla mnie przyjacielem, aczkolwiek ja dla niego kimś więcej – kończąc, popędziła konia, aby wyrównać się z Lambertem. Zaczęli rozmawiać, po chwili oboje wybuchli śmiechem. Polubili się, co Eskela cieszyło. Jednak cały czas w głowie siedział mu wampir, o którym opowiadała kobieta. Mimo to postanowił więcej nie zaczynać tego tematu. Wiedział, że Eris ma mroczną przeszłość. Przeszłość, o której nie chce opowiadać. Jechali całą noc, aby nad ranem z gór zobaczyć w oddali mury twierdzy Kaer Morhen. Do domu pozostał im jeden dzień.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz