II

349 25 23
                                    

- Więc chcesz powiedzieć, że zabrałeś ze sobą wampirzycę? Na szlak? - zapytał Coën, biorąc sowity łyk z kufla. Obejrzał się za siebie i dostrzegł czarnowłosą kobietę rozmawiającą z Vesemirem przy palenisku. Śmiali się. - Skąd oni się tak dobrze znają?

- Eris wspominała, że kilkadziesiąt lat temu do Toussaint przyjechał jakiś wiedźmin ze Szkoły wilka – Lambert parsknął śmiechem. - Co? Tak mówiła – Eskel spojrzał na młodszego kolegę, który był już zdecydowanie podchmielony. Jego oczy pałały radością, ciepłem. Pomyślał, że pijany Lambert, to szczęśliwy Lambert.

- Smalić cholewki do dziewek – rzucił, przedrzeźniając głos swojego mistrza. Dwójka pozostałych mężczyzn spojrzała na Lamberta. Zmienił wyraz twarzy, jakby chciał cofnąć czas, albo chociaż zmienić temat. - Ciekawe gdzie nasz blondasek, szmat czasu go już nie ma.

- Rzeczywiście, długo zajmuje mu ululanie Ciri – Eskel zachichotał pod nosem. - Chociaż nie dziwię się młodej. Dużo ludu wróciło do twierdzy, dla niej to pewnie nowość – napił się swojego trunku, rzucając potajemne spojrzenie w kierunku wampirzycy. Podniosła swoje czarne oczy, a mężczyznę przeszedł miły dreszcz. Jej tęczówki w świetle ognia nabierały lekko zielonej barwy. Zakochał się na zabój. Miała w sobie coś pociągającego, mógł stwierdzić to po tym, jak jego kompani przyglądali się kobiecie. Bał się, że któryś odbije mu miłość. Marzył, żeby zostać z nią sam na sam.

- Halo, ziemia do zakochanego – Lambert pomachał mu przed głową. - Spokojnie staruszek nie zabierze Ci kobiety. Ja na Twoim miejscu pilnowałbym lowelasa. Żadnej czarodziejki na zamku, to i wampirzycą nie pogardzi – Eskel obrócił się w stronę rozmówcy, oparł rękę na kolanie.

- Wiesz co Lambert – przerwał, pijąc z kufla. - Wydaje mi się, że to na Ciebie bardziej trzeba uważać.

- Chłopcy – przerwał im melodyjny głos. - Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta – rzuciła z uśmiechem, obejmując Coëna. Sięgnęła po butelkę i spojrzała na siedzącego przed nią Eskela. Wiedźmin poczuł zazdrość, która przeszywa jego ciało. Gdyby wcześniej wypił więcej, to gotów byłby powalić swojego przyjaciela. Eris musiała wyczuć jego negatywne uczucia, ponieważ złapała go za rękę.

- Chyba pora odpocząć, długo nie spaliśmy – zaczęła, mrugając jednym okiem do wiedźmina. Zrozumiał, co ma na myśli jego towarzyszka.

- Masz rajcę, padam na twarz – odwzajemnił uścisk dłoni.

- Co ty pieprzysz? - oburzył się Lambert. - Jeszcze nawet zabawa się nie zaczęła, trzeba poszukać Geralta – wstał, chwiejąc się i wyciągając przed siebie rękę.

- Skończ, daj słowikom się sobą nacieszyć. Prawie miesiąc siedziałeś im na głowie – Coën spojrzał na rówieśnika, który najwyraźniej poczuł się urażony. Usiadł ciężko, złapał za butelkę i pokiwał głową w zrezygnowaniu. Eris pociągnęła Eskela za rękę w stronę komnat. Zostawili za sobą wzrok pozostałych. Jednak nie przejmowali się tym.
  
   Szybkim krokiem przemierzali przez marmurowe, kręcone schody. Kobieta co jakiś czas spoglądała na ukochanego i chichotała pod nosem. Kiedy dotarli, Eskel poczuł, jak dłoń Eris się rozpływa. Wampirzyca zniknęła w ciemnym dymie, rzucając za sobą śmiech. Drzwi przed nim otworzyły się, wszedł pewnym krokiem, wtem usłyszał za sobą huk zamykanego wejścia. Rozejrzał się po pomieszczeniu, zapalił kilka świec znakiem Igni. Zdjął miecze z pleców i podszedł do łóżka. Poczuł, że coś się z anim znajduje. Odwrócił się, na jego twarzy widniał ogromny uśmiech. Nagle kobieta rzuciła się na niego, wtem wiedźmin złapał ją. Złożyła na jego ustach długi pocałunek, po którym ich ciała padły na łóżko.

*******************************************

   Obudziły go promienie wpadające przez duże wyjście na balkon. Czuł drobną rękę na gołym torsie. Spojrzał na Eris, która nadal spała. Wtulił się w jej włosy i znowu poczuł najwspanialszy zapach na całym świecie. Szałwię, z którą kobieta się identyfikowała. Wiedźmin nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak szczęśliwy. Marzył, aby ten moment nigdy się nie kończył. Trwał tak chwilę, gdy nagle ktoś otworzył drzwi. Eris obróciła się, nie mówiąc nic.

- Eskel, potrzebuję pomocy na polowaniu – zza drewna wychyliła się głowa mężczyzny. Długie czarne włosy związane w koka, idealnie eksponowały jego wygolone boki. Coën uśmiechnął się, dostrzegając, w jakiej sytuacji zastał pobratymca. - Nie chciałem przeszkadzać, przepraszam.

- Jasne, już się zbieram – mężczyzna usiadł na łóżku, przecierając oczy. - Poczekaj na mnie na dole – młody wiedźmin kiwnął głową i zamknął drzwi.

   Eskel musnął plecy Eris. Ruszyła łopatkami, tak jakby nie cichła, aby ją dotykał. Wiedźmin uśmiechnął się, rozumiejąc, że kobieta chce spokoju. Podniósł się z łoża, wyszukując swoich rzeczy w izbie. Ubierał się powoli, podziwiając widoki, Góry Sine zimą wyglądały czarująco. Założył miecze na plecy i wyszedł z komnaty. Zaczął schodzić po schodach do głównego holu, gdzie czekał na niego młodszy kolega. Przywitał go usmiechem.

- Lambert i Geralt gdzie? - zapytał Eskel, poprawiając rękawy kurtki. Rozglądał się po pustym zamczysku.

- Lambert na rybach, jak to on – Coën zaczął, drapiąc się po brodzie, o którą dbał, jak o miecz. . Eskel od lat zazdrościł mu zarostu. - Zawsze ucieka mi wcześnie rano. Geralt z Vesemirem pojechali w góry zapolować na widłogona. Znowu się zalęgły.

- Widłogony o tej porze roku? - zapytał starszy, marszcząc czoło i kierując się w stronę wyjścia.

*******************************************

   Eris wstała krótko po swoim ukochanym. Lekko podniosła się z łóżka i odziała w swoje czarne ubrania. Wyszła na balkon, z którego dostrzegła niektórych wiedźminów. Uśmiechnęła się na widok Eskela, który dał jej dużą dawkę szczęścia poprzedniej nocy. Przez jej głowę przeszła myśl, o tym, że musi z nim porozmawiać o swojej przeszłości. Postanowiła jednak przełożyć to na później. Skierowała się do drzwi, które podczas otwierania wydały z siebie pisk. Idąc po schodach, słyszał okrzyki walki. Najwyraźniej Ciri postanowiła ćwiczyć na własną rękę. Dostrzegła na holu małą istotkę wymachującą drewnianym mieczem. Eris oparła się o ścianę.

- Nie uczyli Cię, że trenując sama, tylko utrwalasz swoje błędy? - zapytała, wtem dziewczynka przestała bić powietrze i spojrzała na wampirzycę,

- Wujek Vesemir mi to ciągle powtarza – skrzyżowała swoje małe ramiona. Na jej twarzy zagościł grymas. Można by pomyśleć, że Lambert nie tylko uczył ją walki, ale również robienia min. - Co mam robić? Zostawili mnie tu samą, nudno mi.

- Najwyraźniej stwierdzili, że nie potrzebują pomocy tak silnej wojowniczki – Eris podeszła do dziewczynki i uklęknęła przed nią. W oczach Ciri zapłoniła duma.

- Chyba że Ty pouczysz mnie walki – wampirzyca się zaśmiała.

- Nie umiem władać mieczem, walczę tym – pokazała swoje pazury. Wtem na małej twarzyczce pojawiło się zdumienie.

- Jak Ty to zrobiłaś?

- Nie jestem człowiekiem, dlatego nie pomogę Ci we władaniu bronią. Pochodzę z Toussaint, z plemienia Gharasham. Jestem wampirem wyższym. Jeśli chcesz, mogę Ci opowiedzieć o mojej rasie – dziewczynka pokiwała energicznie głową na znak zgody. Eris wstała, łapiąc Ciri za plecy. - Chodźmy więc. Jesteś głodna? Jadłaś coś?

- Jadłam kluski Lamberta - odpowiedziała i złapała kobietę za rękę.

Szałwia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz