Na wszelki wypadek wam przypomnę – Wojna jest skończonym idiotą. W sumie tak samo jak my, bo nikt nigdy nie próbuje mu nawet uświadomić jak kretyńskie są jego pomysły.
- Kurwa, chyba zamknięte. – szepnął, próbując wyłamać kłódkę wiszącą na drzwiach stajni.
Narażanie się Bogu dosłownie kilka dni po tym jak łaskawie nas nie unicestwił było więcej niż głupie. Wszechmogący strącił nas bowiem na Ziemię i kazał spokojnie siedzieć na tyłkach, pić hektolitry gorzały i wpierdalać setki kebsów. To znaczy nie dosłownie, ale z pewnością to miał na myśli, mówiąc, żebyśmy nie wychylali się aż do samej apokalipsy. Bo co innego robić na Ziemi pod postacią nastolatka?
Jak tak o tym pomyślę to powinnyśmy zostać bohaterami kolejnej części Biblii. Jezus i cała reszta nie zrobili przez pierwsze dwie części nawet połowy tego co my przez rok pobytu na Ziemi. Najnowszy Testament autorstwa Zarazy, piątego ewangelisty. Kurwa to brzmiało nawet nieźle.Kopniak Śmierci przywołał mnie do rzeczywistości.
- O chuj ci chodzi? – warknąłem.
Dopiero wtedy zauważyłem anielski patrol zmierzający w naszym kierunku. Było już za późno, żeby się schować. Odwróciłem się do braci, ale ku mojemu zdziwieniu Wojna i Śmierć rozpłynęli się w powietrzu. Stałem na środku podwórka całkiem sam, skupiając na sobie światło kilkunastu latarek.- Kurwa, nie po oczach. – powiedziałem zasłaniając się dłonią.
Jeden z aniołów wyszedł naprzód i wyciągnął z pochwy swój pedalski mieczyk. W porównaniu do oręża Wojny, taka zabaweczka przypominała raczej wykałaczkę.
- Zaraza? Jeden z Czterech Jeźdźców Apokalipsy? – spytał podchodząc bliżej.
- Skądże. To ja, twoja matka. – odparłem przewracając oczami. – Nie poznajesz?
- Jesteś aresztowany pod zarzutem... eee...
- Odbieram tylko swoją własność.
- Zgodnie z paragrafem 7312 Niebiańskiej Konstytucji, konie waszej czwórki stały się własnością Królestwa Niebieskiego w momencie zniknięcia Jeźdźców z Czwartego Wymiaru. Nie macie do nich żadnych praw.
Westchnąłem. Miałem cichą nadzieję, że uda się to załatwić pokojowo. Sięgnąłem do kieszeni i powoli uniosłem do góry swój rewolwer. O dziwo, żaden z aniołów nie rzucił się, żeby mnie powstrzymać. Zamiast tego, na twarzach całego oddziału pojawiły się kpiące uśmieszki.
- Muszę Cię zmartwić, Jeźdźcze. – powiedział ten jebany biurokrata na przodzie. – Nasza armia zainwestowała w potężne pancerze kuloodporne. Twoja broń nie robi na nas najmniejszego wrażeAGHH... – wyrzęził tylko upadając na ziemię z połową głowy.
- Szkoda, że nie pomyśleliście o hełmach. – mruknąłem i zacząłem strzelać.
W tym momencie mógłbym urwać i wstawić klasyczne „Yep, it's me. You're probably wondering how I ended up in this situation". Pozwólcie więc, że wam wyjaśnię.
Zaczęło się od pierdolnięcia. Dość dużego pierdolnięcia. W ceglaną ścianę. To właśnie o nią Śmierć rozjebał swojego ukochanego harleya, dzień po tym jak ponownie wróciliśmy na Ziemię. Przyczyną całego zajścia mógł być dość wysoki poziom wódeczki w organizmie naszego brata, a także fakt, że założył się z Adolfem o to, że rozpędzi się do 250 w centrum miasta. Ale to tylko moje spekulacje. W każdym razie efekt był dość przykry – zostaliśmy bez absolutnie żadnego środka transportu. Nie licząc mojego biedackiego rowerka. To znaczy, nie żeby nam to jakoś przeszkadzało, z miasta i tak wyjeżdżaliśmy raczej niechętnie. Jednak Wojna po gruntownym przemyśleniu całej sytuacji stwierdził, że tak być nie może i musimy znaleźć sobie jakieś przyzwoite wierzchowce. Oczywiście pomyśleliśmy, że chodzi mu po prostu o jakieś fajne autka, ale nie. On NAPRAWDĘ chciał odzyskać nasze konie, które zostawiliśmy za sobą w Czwartym Wymiarze.