KOLACJA

82 1 0
                                    



Nigdy nie potrafiłem dobrze gotować. Może to dlatego, że od dobrych dwudziestu wieków siedziałem sobie spokojnie w Niebie, nie martwiąc się niczym. Miałem tu wszystko czego zapragnąłem, wliczając w to osobistego masażystę i kucharza. To były piękne czasy. Ale wszystko poszło wpizdu, kiedy Jeźdźcy zeszli na Ziemię. A właściwie to jeszcze wcześniej, kiedy Wojna zabił Wszechmogącego. A teraz... Teraz mój pracodawca zdechł już ostatecznie, przebity ostrzem pozbawiającym ofiary duszy. Nigdy nie zastanawiałem się czy Bóg ma duszę. Pewnie tak, skoro to go zabiło.

Spojrzałem na patelnię, na której smażyły się dwa soczyste kotlety schabowe. Maryja miała przyjść już niebawem, a ja byłem już prawie gotowy na jej przybycie. Przyprowadziłem do swojego domostwa dwa lojalne anioły, które szczerze nienawidziły nowego dyktatora. Miałem nadzieję, że dadzą sobie radę, kiedy zrobi się nieciekawie. Stały teraz pod ścianą i nerwowo rozglądały się dookoła, wypatrując zagrożenia. Niepotrzebnie, niebezpieczeństwo miało wejść frontowymi drzwiami, uprzednio dzwoniąc domofonem.
Otarłem pot z czoła i obmacałem kieszenie. W jednej z nich trzymałem swoją składaną kuszę, która w ostateczności mogłaby mnie ocalić. Mogłem się jednak trochę lepiej przygotować, mój plan w 90% opierał się na szczęściu. Było już jednak za późno, żeby cokolwiek zrobić, Matka miała przybyć w ciągu kilku minut.

Wreszcie rozbrzmiał domofon. Uspokoiłem anioły i podszedłem do drzwi.
- Witaj, Matko. - uśmiechnąłem się szeroko na widok Przenajświętszej Dziewicy.
- Witaj, Janie. - odpowiedziała głośno i weszła do środka.
Spojrzała zdziwiona na anioły stojące pod ścianą.
- A to po co?
- Dla... bezpieczeństwa. - odparłem zmieszany i wziąłem od niej płaszcz. - Patrząc na naszą aktualną sytuację, boję się nawet wychodzić z domu.
- Kogo się boisz Janie? - spytała udając obojętność i zajmując miejsce przy stole.
- Nikogo konkretnego, po prostu... Ostatni okres był dość... eeee... burzliwy.
Nie odpowiedziała. Dosiadając się do niej, rzuciłem okiem na jej spodnie. Czy mogła trzymać gdzieś tam broń?
- A więc? Po co mnie dziś zaprosiłeś?
Serce biło mi jak oszalałe.
- Chciałbym porozmawiać. - powiedziałem najspokojniej jak umiałem.
- O czym?
Westchnąłem i nabrałem powietrza.
- Dobra kurwa, skończmy tą szopkę. Naprawdę myślisz, że nic nie wiem? Suko, wysłałaś za mną grecką boginię ruchańska, żeby mnie zajebała.
Maryja milczała.

- Pierdolony Hitler był kurwa lepszym dowódcą od ciebie, Niebo pod twoimi rządami rozpierdoli się w ciągu najbliższych kilku dni.
- Apropos Hitlera, słyszałeś o moim pomyśle stworzenia masowych obozów zagłady dla grzesznych dusz? - powiedziała spokojnie, wsadzając sobie do mordy kawałek mięsa.
- Masz na myśli Piekło?
- Nie. - skrzywiła się. - Nie mam zamiaru odbudowywać tego szamba.
- Zabawne, twój syn właśnie nad tym pracuje. - odparłem ze szczerym uśmiechem.
Maryja podniosła gwałtownie głowę.
- Który syn? Lucyfer?
- Nie, kurwa, Jezus, którego trzymasz w zamknięciu od paru tygodni. - przewróciłem oczami.
- Hm, dzięki za informację. - Maryja powoli przełknęła gotowanego ziemniaczka. - Zajmę się nim jak tylko skończę z tobą.
Zanim zdążyła cokolwiek odjebać, chwyciłem za nóż od masła i z całej siły wbiłem w jej dłoń, którą trzymała płasko na stole. Nawet nie krzyknęła. Anioły za moimi plecami drgnęły, czekając na mój sygnał.
- Oj, Janie, Janie... - zaśmiała się. - Naprawdę myślisz, że przeżyjesz dzisiejszy wieczór? Sam mnie tu sprowadziłeś. To chyba najlepszy znak, że masz już dość.
Powoli wyciągnęła nóż i przypatrzyła mu się z bliska.
- Ostre cholerstwo.
- Sam Hefajstos ostrzy mi sztućce. Nie tylko ty masz przyjaciół wśród greckich bogów. - odparłem najspokojniej jak byłem w stanie.
- Co byś powiedział jakbym poderżnęła ci nim gardło?
- Pewnie coś w stylu "hrrrgghhhhhhh".
Anioły kołysały się niespokojnie, wciąż czekając na sygnał do ataku. Maryja zauważyła napięcie malujące się na ich twarzach i podeszła bliżej.
- Niegrzeczni z was chłopcy. Buntujecie się przeciwko Matce? - spytała zadziornie.
- Tak. - odpowiedział jeden.
- Zamknij pysk, Stefan. - uciszył do drugi
- To bardzo niedobrze. Bo karą za zdradę jest wyłącznie ŚMIERĆ! - warknęła i rzuciła się do przodu z moim maślanym nożykiem.
Na szczęście byłem nieco szybszy, bełt z mojej kuszy wbił jej się w lewe ramię. Wytrąciło ją to trochę z równowagi, więc wykorzystałem ten moment i dałem znak aniołom.
Stefan usiłował podciąć jej nogi swoim mieczem, ale suka w ostatniej chwili podskoczyła, jednocześnie chwytając za skrzydło nie-Stefana i uderzając nim o ścianę. Była naprawdę kurewsko silna. Zanim zdążyłem załadować kolejny bełt, zdołała podnieść z podłogi upuszczony nóż i zamachnęła się solidnie na któregoś z nich, już nawet nie wiem którego. Nigdy nie miałem zbyt dobrego cela, pocisk przeleciał jej obok głowy i wbił się w ścianę.
- Kurwa. - rzuciłem, patrząc jak Matka masakruje nie-Stefana jednym z moich sztućców.
Stefan próbował chyba wyjebać jej z buta, ale przypomniał sobie, że anioły nie noszą butów. To ostatecznie przypieczętowało jego los. Jedno zgrabne zamachnięcie i aniołek osunął się na podłogę z poderżniętym gardłem.
- Hrrrgghhhhhhh. - skomentował to, po czym ostatecznie zdechł.
Spojrzałem na dwa trupy leżące na mojej świeżo umytej podłodze i westchnąłem.
- Ech, znowu kafelki ujebane.
- Nie wydajesz się zbyt przerażony, Janie. - stwierdziła Maryja, próbując zetrzeć błękitną krew z bluzki.
- Możesz przestać dodawać to "Janie" za każdym razem, gdy się do mnie zwracasz? - wkurwiłem się. - Tak, wiem, jestem zajebistym autorytetem, ale znam swoje imię. I nie, nie boję się.
- ... dziewczynom podobam się.
- One lubią jak... Kurwa, to naprawdę nie jest dobry moment.
- Racja.
- Więc nie boję się dlatego, że... uwaga, uwaga... zatrułem twojego schaboszczaka. - powiedziałem triumfalnie. - I co teraz suko, kto jest najlepszy, aha aha, możesz teraz possać chuja papciowi Janowi, ale lepiej się pośpiesz, bo za jakieś pół minuty będziesz leżała martwa obok Stefana i tego drugiego.
Matka podniosła się z podłogi i położyła rękę na stole. Przez chwilę nie rozumiałem o co jej chodzi, ale dopiero po paru sekundach to do mnie dotarło. Na jej dłoni nie było śladu po wbitym nożu.

Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i do środka wpadł zasapany Jezus.
- Ooooo Boże, ale się ciebie naszukałem Matko.
- Kto pozwolił ci wyjść z pokoju? - ryknęła Maryja i podeszła do syna, żeby go spoliczkować.
Ale wtedy rozległ się strzał i bezwładne ciało Królowej Nieba opadło na podłogę.
- Sam sobie pozwoliłem. - odparł z uśmiechem Jezus, chowając pistolet z powrotem do kieszeni. - Mam już dość twojego pierdolenia.
- Ech, dojrzewająca młodzież... - westchnąłem nalewając sobie szklaneczkę whisky.
- On dojrzewa od jebanych dwudziestu wieków. - powiedziała Maryja, podnosząc się do pionu.
Jezus odsunął się kilka kroków.
- Co...? Ale... jak? Sprzedawca w sklepie przysięgał na mojego ojca, że to nie są ślepaki.
Spojrzał na mnie ze zdumieniem.
- Jest fizycznie nieśmiertelna. - wyjaśniłem mu. - Twoja kochana mamusia znalazła sposób, żeby odzyskać to, co kiedyś utraciliśmy.

Młodociany zbawiciel cofnął się jeszcze bardziej.
- O fak, o fak, sorki mamo, naprawdę nie chciałem, to był totalny misklik.
- Spokojnie młody. - uspokoiłem go i od niechcenia przeciągnąłem dźwignię ukrytą za lodówką. - Mam jeszcze coś w zanadrzu.
Podłoga pod nogami Maryi się rozstąpiła. Wyliczyłem wszystko wręcz idealnie. Dół nie był co prawda zbyt głęboki, ale sprawdzał się idealnie, jako chwilowa izolacja agresywnych jednostek. Trzymałem tam kiedyś Lenina jako swoje zwierzątko.
Matka opadła ciężko na dół mojej ukrytej klatki i zaczęła nas przeklinać, ale szybko zamknąłem właz z powrotem. Dzięki bogom, że był dźwiękoszczelny.
- Co teraz robimy...? - spytał przerażony Jezus.
- To samo co zawsze, Móżdżku. - odparłem zapalając papierosa. - Dzwonimy po kogoś, kto odwali za nas czarną robotę.
Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem swój telefon.
- A, i lepiej stąd spieprzajmy, ona szybko się stąd wydostanie. - rzuciłem do Jezusa, czekając na połączenie.

Trzy pierwsze osoby nie odebrały, więc niechętnie wybrałem ostatni numer na liście.
- Halo? - Śmierć odebrał błyskawicznie.
- Czemu Zaraza, Głód i Wojna nie odbierają? - spytałem przekraczając próg swojego domu.
- Zarazę gdzieś wcięło, nie widzieliśmy go od miesiąca, Głód pomaga Lucyferowi odbudować Piekło... - wymieniał. - ...a Wojna właśnie zabija Agatę.
Zamarłem.
- Co robi?!

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (sezon 2)Where stories live. Discover now