PO PROSTU SZPROTKA

72 0 0
                                    


Siedzenie w kawiarni w której kilka tygodni temu po raz pierwszy zauważyliśmy dwójkę naszych stalkerów wiązało się z natłokiem średnio przyjemnych wspomnień. Zacząłem zastanawiać się czy przypadkiem nie zabiliśmy ich już na amen, bo od pamiętnego spotkania na plaży, o Adamie i Ewie słuch zaginął. Na razie mieliśmy jednak własne problemy, które stanowiły aktualny priorytet. Jednym z nich była na przykład pierdolona Matka Boska, która właśnie rozsiadła się na kanapie pod oknem, wciąż trzymając palec na spuście gnata schowanego w kieszeni.

- Poprosimy kieliszek najtańszego wina jakie macie i cztery soczki jabłkowe. – rzuciła z uśmiechem do przechodzącej obok kelnerki.
Miałem tylko nadzieję, że nasi przyjaciele wrócili bezpiecznie do domów. Atena, jednoręki Chronos, Hermes i Charon postanowili zaszyć się na Olimpie, zaś Jezus z Lucyferem poszli najebać się do Lux. Znając życie wciąż tam siedzieli. Agata heroicznie zdecydowała się podjąć próbę posprzątania całego burdelu jaki panował w jej mieszkaniu. Jedynie Puszek został z nami i teraz cierpliwie czekał pod wejściem do kawiarni, wzbudzając sensację wśród wszystkich klientów i przypadkowych przechodniów.

Naprawdę nie wiem jakim cudem nas stąd jeszcze nie wyrzucili, wszyscy wyglądaliśmy jakbyśmy pięć minut temu przekroczyli granicę Syrii – wszyscy brudni, cali we krwi, a nasze ubrania przypominały pocięte przez niszczarkę paski kolorowego papieru. Tylko Matka wyglądała względnie normalnie, jej wojskowy mundur był tylko delikatnie zachlapany krwią, ale poza tym można było uznać, że prezentuje się całkiem nieźle. Zwłaszcza w porównaniu do nas.
- Zajebaliście mi męża. – stwierdziła bezceremonialnie Maryja.
- W pewnym sensie... – wyjąkałem nieśmiało.
- Spokojnie, nie jestem nawet zła. Skurwiel zasłużył sobie na to. Ludzie i tak będą w niego wierzyć, nieważne czy wciąż fizycznie istnieje czy nie. Ach, piękno każdej religii na świecie.

Zgasiła papierosa w popielniczce i podniosła wzrok.
- Pewnie myślicie, że wróciłam, żeby przejąć pusty tron, mam rację?
Spojrzeliśmy na siebie z braćmi.
- W sumie mamy wyjebane, my tylko czekamy na...
- ...Apokalipsę, to jasne. A tak się składa, że sprawa z którą do was przychodzę jest z nią ściśle powiązana, więc radzę kurwa słuchać! – rzuciła groźne spojrzenie na Głód, który wpieprzał z zapałem paczkę czipsów wyciągniętą niewiadomo skąd.
- Zamieniamy się w słuch. – powiedział Wojna i położył rękę na swoim mieczu, który z jakiegoś powodu trzymał na kolanach.

- Mam dla was zadanie. – stwierdziła Matka i zapaliła kolejnego szluga. – Musicie odnaleźć św. Jana.
- Sprawdzałaś każdy klub ze striptizem w mieście?
- T... – zaczęła i po chwili się opamiętała. - Kurwa mać, to nie jest śmieszne. Wiem gdzie jest, ale sama nie mogę się zając sprowadzaniem go z powrotem. Mam sporo pracy na głowie.
- Od kiedy bycie suką jest uznawane za pracę?
- Od kiedy przestałam być jebanym Yodą i wróciłam z wygnania, na które sama się wysłałam.
- Oczekujesz teraz, że któryś z nas zapyta o szczegóły i będzie zainteresowany historią twojego życia?
Matka przewróciła oczami i wróciła do obmacywania glocka trzymanego w kieszeni.
- Pierdol się. Sprawa jest całkiem poważna.
- I dlatego zwracasz się do nas? – parsknął Śmierć.
- Jan to wasz jebany ojciec!
- I chuj? – Głód wreszcie oderwał się od czipsów. – Zostawił nas na pastwę Boga, a potem spierdolił niewiadomo gdzie. Przykładny ojciec. A przecież żaden z nas nie jest czarny.
- Wiedział, że dacie sobie z nim radę... On... po prostu nie chciał tego oglądać. – powiedziała z drżeniem w głosie Maryja. Brak wiary we własne słowa odebrał jej całą wiarygodność.
- A więc oświeć nas, gdzie jest największy lizus wśród wszystkich apostołów?
Matka podniosła wzrok i uśmiechnęła się patrząc gdzieś w przestrzeń.
- W Afryce.

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (sezon 2)Where stories live. Discover now