WŁASNE DEMONY

114 0 0
                                    

Naprawdę nie wiem ile czasu błąkałem się samotnie po pustyni, ale mogę śmiało powiedzieć, że ta wędrówka stała się oficjalnie jednym z moich najgorszych przeżyć na Ziemi. Nie miałem ze sobą telefonu, żeby zamówić sobie portal, ani magicznej kredy, żeby stworzyć go sobie samemu. Nie miałem również bladego pojęcia gdzie jestem i w którym kierunku powinienem iść. Wielokrotnie traciłem orientację i prawdopodobnie przez większość czasu kręciłem się w kółko. Wydaje mi się, że pamiętam co najmniej trzy noce, ale ten trip mógł równie dobrze trwać i tydzień. Bracia pewnie zaczynali się już powoli martwić. Przypomniałem sobie wtedy o Outsiderze i dość niejednoznacznej sytuacji związku Wojny z Agatą. W sumie zabawne, ale bardziej zmartwiła mnie wizja zerwania tej dwójki niż perspektywa samotnej śmierci na pustyni. Może jednak tlił się we mnie jakiś mały okruszek duszy.
Po pewnym czasie dotarłem do Atlantydy. Otworzyłem kopniakiem wielkie, metalowe wrota i pewnym krokiem wszedłem na spory dziedziniec.

 Przy błyszczącej, kamiennej fontannie stał Adolf i palił skręta.
- Siema. - rzucił na mój widok i zaczął uderzać głową o stojącą nieopodal rzeźbę. Cała twarz posągu nagle zabarwiła się na niebiesko. W żyłach mojego przyjaciela płynęła z jakiegoś powodu anielska krew.
- Czy to naprawdę ty? - spytałem smutno, znając odpowiedź.
- A czy Bóg, którego wspólnie zabiliśmy był prawdziwy? Czy Szatan, z którym dwa tygodnie temu ubiłeś interes był prawdziwy? - odparł Hitler nie przestając uderzać głową w kamienną statuę.
- Oczywiście.
- Więc i ja jestem. Nawet jeśli wszyscy żyjemy w twojej głowie, to przynajmniej żyjemy. Dziękuję, że o mnie pamiętasz.
- Jak mógłbym zapomnieć? - spytałem ze łzami w oczach. - Czy jest tu też Michał?
- Gdzie? W twojej głowie? Tu jest każdy i wszystko. Musisz tylko dobrze poszukać.
Rozejrzałem się dookoła. Nie staliśmy już dłużej na dziedzińcu Atlantydy, nagle pojawiliśmy się w naszym starym mieszkaniu, które zniszczyli Odyn i Thor. Na kanapie obok spał Wojna i szeptał coś przez sen.
- Czuję się jakby Otchłań znowu mieszała mi w głowie. - przyznałem się Adolfowi.
- Ta suka już dawno nie żyje. - odpowiedział beznamiętnie i wyciągnął mi z kieszeni Nóż. - Wędrujesz po jebanej pustyni już od paru dobrych tygodni, to tylko zwykłe halucynacje z pragnienia i niedożywienia. Zwykły śmiertelnik już dawno spadłby z rowerka.
To mówiąc, zamachnął się Nożem i wbił go z całej siły w klatkę piersiową Wojny. Po chwili wręczył mi jego ogromne, ociekające krwią serce.
- Zaopiekuj się nim. Za żadne skarby nie pozwól, żeby coś mu się stało.
Schowałem serce do tylnej kieszeni spodni i ruszyłem na dalszy obchód mieszkania. Drzwi frontowe były otwarte, a za progiem stał Puszek. Wyglądał na przestraszonego, co w jego przypadku było czymś zupełnie nowym.
- Co się stało piesku? - spytałem zaniepokojony.
W tym momencie głowę zwierzątka Głodu przeszyła seria z kałasznikowa. Chciałem chyba krzyknąć, ale w tym momencie zauważyłem napastnika. Był to oczywiście Odyn, który śmiejąc się jak opętany wymierzył broń prosto we mnie. Jego twarz nagle się rozmazała i zmieniła w oblicze Matki Boskiej, które po chwili wykrzywił grymas uśmiechu.
- Chcesz zwierzątko Zaraza? Chcesz zwierzątko?

Nie zdążyłem nic odpowiedzieć bo w tym momencie postać znowu się rozmyła i ostatecznie stanął przede mną Outsider we własnej osobie. Jego zupełnie czarne oczy przeszywały mnie na wylot. Podobnie jak kule, które wyleciały z lufy trzymanego przez niego karabinu.
Wszystko rozbłysło na zielono. Stałem sam, na środku niczego. Jedynym stałym punktem w tej niematerialnej przestrzeni była niewyraźna sylwetka obok mnie. Dopiero po chwili rozpoznałem w niej Głód. Zjadał właśnie własną rękę.
- Przestań. - powiedziałem i spróbowałem go powstrzymać.
Odepchnął mnie i wgryzł się w swoje drugie ramię. Krew trysnęła jak z fontanny, a kilka kropel spadło mi na twarz. Próbowałem je otrzeć, ale rozmazywałem je coraz bardziej, aż w końcu cała moja morda ociekała czerwienią.
- Jesteś szczęśliwy, bracie? - spytał Głód kładąc mi rękę na ramieniu.
- Chyba nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Oczywiście, że nie. Jesteś zawsze w centrum uwagi, wszyscy cię szanują i uwielbiają. Patrzcie, to ten wielki Zaraza, który zawsze ratuje sytuację i podejmuje najlepsze decyzje. Masz przepiękny rewolwer, Nóż, który sprawia, że możesz przemienić się w jebanego Antychrysta, Jezusa, albo przystojnego hipstera, ale tobie wciąż jest mało. Myślisz, że jesteś najważniejszy, ale nawet twój narcyzm nie sprawia, że czujesz się z tym lepiej. Wciąż ci wszystkiego mało, uwagi, szacunku...

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (sezon 2)Where stories live. Discover now