Gdy otworzyłam oczy zegarek wskazywał na siódmą rano. Leniwie przetarłam twarz i podniosłam się z łóżka. Hero jak zwykle nie było już obok. Pewnie dalej biegał. Dziś miał dzień wolnego, ale jak to on, nie potrafił sobie odpuścić. Nie mając ochoty ubierać się w nic swojego, udałam się do pokoju boksera i zaczęłam grzebać w jednej z dwóch walizek, które miał spakowane na wyjazd. Po przeszukaniu ciuchów wybrałam jego satynowy szlafrok z napisem "Fiennes-Tiffin" na plecach i narzuciłam go na świeżą bieliznę. Z satysfakcją rozczesałam włosy i ruszyłam w stronę kuchni. Na początek zrobiłam kawę, a następnie zabrałam się za przygotowanie śniadania. Carmen i tak pewnie jeszcze spała, dlatego dziś wyjątkowo mogłam ją w tym wyręczyć. Przygotowałam naleśniki, a gdy układałam je na talerzu po korytarzu rozległ się odgłos kroków. Jednak do kuchni nie wszedł tylko Hero, tak jak oczekiwałam. Obok niego pojawił się Thomas, Theo i dwójka jakiś obcych mi dotąd mężczyzn. Oczy szatyna zaczęły dokładnie skanować moje ciało. Thomas natychmiast uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym szybko poprowadził "mężczyzn w czerni" do gabinetu Hero. Theo ku mojemu zaskoczeniu dalej stał na swoim miejscu i tak samo jak bokser wlepiał oczy w moją postać. Lekko skrępowana poprawiłam materiał na swoim ciele i wskazałam na jedzenie:
— Przygotowałam śniadanie.
— Pójdę do chłopaków — rzucił pośpiesznie Theo i szybko wyszedł z pomieszczenia. Hero natomiast dalej wpatrywał się we mnie, nie ruszając się z miejsca.
— Oh, jesteś zły, że go założyłam? — spytałam lekko przestraszona i zsunęłam szlafrok ze swoich ramion.
— Phoebe nie — szepnął i bardzo szybko znalazł się obok mnie, naciągając materiał ponownie na moje ciało. — Żałuje, że przyszedłem tu z nimi, ale mam bardzo ważną sprawę do załatwienia. Poczekaj tu na mnie, dobrze? I nawet nie próbuj mi się z niego rozbierać, jeszcze z tobą nie skończyłem. — Po tych słowach namiętnie musnął moje usta i ruszył w ślady pozostałych. Wzruszyłam ramionami i ustawiłam talerze na stole. Gdy wszystko było gotowe napisałam szybką wiadomość do Ellie i usiadłam na sofie. Ich spotkanie wydawało się trwać wieczność. Moją nudę przerwało pojawienie się Carmen. W rękach trzymała jakiś ogromny bukiet kwiatów. Na sam widok uśmiechnęłam się szeroko.
— Widzę, że masz jakiegoś tajemniczego wielbiciela. — Posłałam jej oczko i podeszłam bliżej, oglądając bukiet z bliska.
— Oh, to dla ciebie skarbie. — Kobieta uśmiechnęła się szeroko i podała mi bukiet, a sama ruszyła na poszukiwanie wazonu. — Chwile temu przyjechał kurier i powiedział, że to dla ciebie. Niestety nie mam pojęcia od kogo.
Ciesząc się jak małe dziecko zaczęłam szukać jakiegoś liściku między kwitami i listkami.
Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się, a Hero razem z mężczyznami wyszedł na korytarz. W tej samej chwili dostrzegłam liścik. Wzięłam go do rąk i obejrzałam bardzo dokładnie.
— Poczekajcie — rzucił Hero i podszedł do mnie. — Phoebe skąd masz te kwiaty?
— Nie są od ciebie? — spytałam zaskoczona. Chłopak ewidentnie napiął się, a mężczyźni, którzy z nim przyszli podeszli bliżej. — Mam jakiś liścik. Pewnie to pomyłka. — Trzęsącymi rękami otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej kilka zdjęć. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy zauważyłam na nich siebie. Na jednym zdjęciu byłam w samej bieliźnie, na kolejnym narzucałam na siebie satynowy szlafrok. Inne przedstawiały mnie gdy się przebierałam, albo mnie i Hero. Oprócz nich znalazłam też liścik, w którym najprawdopodniej Luke, pisał to samo, co w każdej wiadomości.
— Chłopaki zabierzcie stąd te cholerne kwiaty! — krzyknął chłopak, po czym przyciągnął mnie do siebie. Ku mojemu zaskoczeniu już nie szlochałam, czułam tylko jak pojedyncze łzy zaczynały spływać po mojej skórze. Jeden z mężczyzn zabrał kwiaty, natomiast drugi odebrał ode mnie zdjęcia i wyszedł. Thomas i Theo również wyszli szepcząc coś między sobą. Szatyn nie wypuszczając mnie z ramion, zabrał mnie do łazienki. Po zamknięciu drzwi na zamek posadził mnie na blacie i stanął między moimi nogami. Czułam jak jego dłonie obejmowały moją twarz i uniosły ją do góry, tak abym spojrzała mu prosto w oczy.
— Tak bardzo cię przepraszam, Phoebe — jęknął chłopak i oparł czoło na moim. — Tak bardzo przepraszam.
— Przepraszam Hero, myślałam, że są od ciebie — szepnęłam i przymknęłam oczy. Szatyn musnął czubek mojej głowy, po czym rzucił ciche "zaraz wracam" i wyszedł. Zeskoczyłam z blatu i stanęłam przodem do lustra. Moja twarz była opuchnięta i czerwona. Nie wyglądałam tak jak wyglądałam jeszcze przed przygotowaniem śniadania. Tak bardzo chciałam miło spędzić ten czas. Ubrałam się w jego szlafrok, aby nie mógł oderwać ode mnie wzroku i ciągle na mnie patrzył, a oni jak zwykle zepsuli wszystko. Chciałam chociaż przez jeden poranek poczuć się jakbym była kimś normalnym. Jakbyśmy byli zwykłą parą, zakochanych w sobie ludzi.
— Chodź skarbie — zawołał mnie, po czym pociągnął za sobą. Gdy weszliśmy do kuchni wszystkie okna były zasłonięte, a pomieszczenie rozświetlały urocze światełka. Bokser posadził mnie na swoich kolanach i ku mojemu zaskoczeniu zaczął mnie karmić. Na ten gest wybuchłam śmiechem.
— Czy coś cię śmieszy, Grey? — zapytał unosząc jedną brew ku górze.
— Oh, nie bardzo przepraszam, Tiffin —mruknęłam, po czym objęłam ustami widelec z nabitym naleśnikiem. Gdy odsunęłam się, aby zacząć przeżuwać zauważyłam, że Hero siedział z zaciśniętymi ustami i wbijał wzrok w moje usta. — Hero, wszystko w porządku?
— Chyba nie — szepnął pod nosem i schował twarz w mojej szyi.
— Co się dzieje? — spytałam lekko przerażona.
— Powiem ci jak zjemy — mruknął w moją skórę i wrócił do karmienia mnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/186851963-288-k449944.jpg)
CZYTASZ
Not Good Enough || Hero Fiennes - Tiffin
FanfictionNigdy nie była jak inne dziewczyny. Nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości. Nigdy nie wiedziała co ją czeka... Walcz o to co kochasz. Walcz o swoją wolność. „Nasze życie to nie kończąca się walka, którą toczymy do końca swoich dni." Co jeśli ic...