Rozdział 4

1.1K 58 15
                                    

W pokoju było słychać jedynie stukot naczyń i sztućców. Vivienne czuła, że potrzebowała czegoś takiego, ciepłego posiłku bez konieczności spieszenia się. Może nie było to odpowiednie w sytuacji, kiedy zoo Scamandera buszowało po Nowym Yorku. Obok niej Queenie już skończyła kolację i znowu zaczynała podrywać mugola, któremu się to zdecydowanie podobało.

Szatyn dzióbał swoją porcję, unikając spojrzeń towarzyszy, co chyba było nawykiem. Wiele zwierząt traktowało kontakt wzrokowy jako akt agresji i wyzwania, a mężczyzna tutaj nie czuł się na tyle pewnie, aby to zaryzykować.

Korzystając z zajęcia sobą siostry i Jacoba, Tina nachyliła się, zwracając uwagę Black. Chyba musiały porozmawiać po ostatniej agresywnej wymianie zdań, a raczej monologu platynowłosej.

- Więc zostałaś pełnoprawnym Aurorem- zagadnęła brunetka, posyłając koleżance uśmiech.

- Owszem, jakiś czas już pracuję pod skrzydłami Tezeusza- odparła niebieskooka grzecznie, próbując zignorować fakt, że zwróciła na siebie uwagę Newta.- Za to od naszego ostatniego spotkania zdegradowano cię. Wypadek?

Na chwilę złotowłosa ucichła, nasłuchując ich wypowiedzi oraz, prawdopodobnie, myśli. Nie znajdując nic ciekawego, zaczęła opowiadać Kowalskiemu o swoich pierwszych przygodach w kuchni.Co było nawet urocze, bo nie-mag wydawał się tym szczerze zainteresowany.

- Myślę, że wypadkiem tego nazwać nie można- rzekła w końcu Propetina, przygryzając wargę.- Nie chcę o tym rozmawiać.- Viv pokiwała głową ze zrozumieniem, podnosząc na swoją rozmówczynię wzrok. Nie był on nasycony jakąkolwiek emocją, lecz zimne tęczówki sprawiały, że przeszywała spojrzeniem aż do kości, wprawiając innych w niezręczność.- Jak u twojej siostry?

Vivienne odchyliła się do tyłu, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Newt zmrużył oczy, rozpoznając tę pozę, którą zaobserwował już za czasów Hogwartów. Coś w niewinnym pytaniu się jej nie spodobało i nie miała zamiaru odpowiadać szczerze. Przełknęła ciężko ślinę.

- Myślę, że dobrze. Jak ostatnio ją widziałam to...

- Masz dwie siostry, prawda? O którą chodzi?-Zaciekawił się Scamander, wtrącając się w wypowiedź.

- Och, nie wiedziałam. Poznałam tylko Cassiopeię- odrzekła Tina zaszokowana.-Nic nie mówiłyście o rodzeństwie.

- Jest jeszcze młodsza, Lacerta. Z resztą nie ważne.- Viviennne ucięła chaotyczną wymianę zdań ze zirytowaniem.- Wyszła za mąż.

Queenie klasnęła nagle, strasząc wszystkich, bowiem nie spodziewali się z jej strony tak entuzjastycznej reakcji. Towarzystwo skierowało swoją uwagę na legilimentkę.

- Z bardzo przystojnym szatynem- odczytała Goldstein, nie mogąc powstrzymać swojej umiejętności.-Przyjaźniliście się w szkole. Oh, nie musisz mi grozić urokiem, już przestaję.

Black posłała jej wymuszony uśmiech, kiwając głową na potwierdzenie ostatnich słów. Dawno nie spotkała kogoś, kto irytowałby ją jak własna matka, z tym wyjątkiem, że rodzicielka nie używała takich sztuczek. Brytyjka ceniła sobie prywatność własnych myśli, bo miała wrażenie, że tylko tam była z nimi bezpieczna, bez krytycznych odbiorców.

Jasnowłose przez chwilę się w siebie wpatrywały, rozmawiając myślami, bowiem raz po raz na twarzy którejś pojawiał się grymas. Newt chciałby uczestniczyć w tej wymianie, lecz nigdy nie miał możliwości nauki legilimencji, więc razem z brunetką i mugolem obserwowali kobiety. Queenie w końcu westchnęła, widocznie smutniejąc.

- Przepraszam, nie miałam pojęcia- rzekła, a Vivienne uśmiechnęła się lekko, potrząsając głową.

- Nie musisz, to mój problem. Może jednak zmienimy temat?- zaproponowała platynowłosa, bledsza niż poprzednio, mimo ciepłego światła, otulającego jej twarz.- Podziwiam twoje umiejętności kucharskie, chciałabyś mi potem dać parę wskazówek?

𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄   ───  Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz