W pokoju było słychać jedynie stukot naczyń i sztućców. Vivienne czuła, że potrzebowała czegoś takiego, ciepłego posiłku bez konieczności spieszenia się. Może nie było to odpowiednie w sytuacji, kiedy zoo Scamandera buszowało po Nowym Yorku. Obok niej Queenie już skończyła kolację i znowu zaczynała podrywać mugola, któremu się to zdecydowanie podobało.
Szatyn dzióbał swoją porcję, unikając spojrzeń towarzyszy, co chyba było nawykiem. Wiele zwierząt traktowało kontakt wzrokowy jako akt agresji i wyzwania, a mężczyzna tutaj nie czuł się na tyle pewnie, aby to zaryzykować.
Korzystając z zajęcia sobą siostry i Jacoba, Tina nachyliła się, zwracając uwagę Black. Chyba musiały porozmawiać po ostatniej agresywnej wymianie zdań, a raczej monologu platynowłosej.
- Więc zostałaś pełnoprawnym Aurorem- zagadnęła brunetka, posyłając koleżance uśmiech.
- Owszem, jakiś czas już pracuję pod skrzydłami Tezeusza- odparła niebieskooka grzecznie, próbując zignorować fakt, że zwróciła na siebie uwagę Newta.- Za to od naszego ostatniego spotkania zdegradowano cię. Wypadek?
Na chwilę złotowłosa ucichła, nasłuchując ich wypowiedzi oraz, prawdopodobnie, myśli. Nie znajdując nic ciekawego, zaczęła opowiadać Kowalskiemu o swoich pierwszych przygodach w kuchni.Co było nawet urocze, bo nie-mag wydawał się tym szczerze zainteresowany.
- Myślę, że wypadkiem tego nazwać nie można- rzekła w końcu Propetina, przygryzając wargę.- Nie chcę o tym rozmawiać.- Viv pokiwała głową ze zrozumieniem, podnosząc na swoją rozmówczynię wzrok. Nie był on nasycony jakąkolwiek emocją, lecz zimne tęczówki sprawiały, że przeszywała spojrzeniem aż do kości, wprawiając innych w niezręczność.- Jak u twojej siostry?
Vivienne odchyliła się do tyłu, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Newt zmrużył oczy, rozpoznając tę pozę, którą zaobserwował już za czasów Hogwartów. Coś w niewinnym pytaniu się jej nie spodobało i nie miała zamiaru odpowiadać szczerze. Przełknęła ciężko ślinę.
- Myślę, że dobrze. Jak ostatnio ją widziałam to...
- Masz dwie siostry, prawda? O którą chodzi?-Zaciekawił się Scamander, wtrącając się w wypowiedź.
- Och, nie wiedziałam. Poznałam tylko Cassiopeię- odrzekła Tina zaszokowana.-Nic nie mówiłyście o rodzeństwie.
- Jest jeszcze młodsza, Lacerta. Z resztą nie ważne.- Viviennne ucięła chaotyczną wymianę zdań ze zirytowaniem.- Wyszła za mąż.
Queenie klasnęła nagle, strasząc wszystkich, bowiem nie spodziewali się z jej strony tak entuzjastycznej reakcji. Towarzystwo skierowało swoją uwagę na legilimentkę.
- Z bardzo przystojnym szatynem- odczytała Goldstein, nie mogąc powstrzymać swojej umiejętności.-Przyjaźniliście się w szkole. Oh, nie musisz mi grozić urokiem, już przestaję.
Black posłała jej wymuszony uśmiech, kiwając głową na potwierdzenie ostatnich słów. Dawno nie spotkała kogoś, kto irytowałby ją jak własna matka, z tym wyjątkiem, że rodzicielka nie używała takich sztuczek. Brytyjka ceniła sobie prywatność własnych myśli, bo miała wrażenie, że tylko tam była z nimi bezpieczna, bez krytycznych odbiorców.
Jasnowłose przez chwilę się w siebie wpatrywały, rozmawiając myślami, bowiem raz po raz na twarzy którejś pojawiał się grymas. Newt chciałby uczestniczyć w tej wymianie, lecz nigdy nie miał możliwości nauki legilimencji, więc razem z brunetką i mugolem obserwowali kobiety. Queenie w końcu westchnęła, widocznie smutniejąc.
- Przepraszam, nie miałam pojęcia- rzekła, a Vivienne uśmiechnęła się lekko, potrząsając głową.
- Nie musisz, to mój problem. Może jednak zmienimy temat?- zaproponowała platynowłosa, bledsza niż poprzednio, mimo ciepłego światła, otulającego jej twarz.- Podziwiam twoje umiejętności kucharskie, chciałabyś mi potem dać parę wskazówek?
CZYTASZ
𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄 ─── Newt Scamander
Fanfiction❬Vivienne była malowanym ptakiem wśród rodzinnych normalności.❭ Rok 1926. Minęło jedenaście lat od ostatniego, nieprzyjaznego spotkania między nimi. Od kiedy po raz ostatni chłodne spojrzenie zostało rzucone na pożegnanie. Opowiadanie na podstawie...