W tym samym czasie Newt aportował się z dachu na dach, próbując dogonić Credenca. Rozwścieczony Obskurus mknął przez nocne niebo, niszcząc każdą przeszkodę, która miała to nieszczęście, aby znaleźć się na jego drodze.
W końcu szatyn wyprzedził stworzenie, pojawiając się przed nim
-Posłuchaj, chcę ci pomóc!- wrzasnął, ale ledwo zdążył uciec przed natarciem Obskurodziciela.
Jego myśli gnały, umykały mu z głowy, nie miał pomysłu, jak mógł obłaskawić widocznie wkurzone stworzenie. Scamander wylądował na krawędzi, ledwo łapiąc równowagę. Rozejrzał się, lecz nie zdołał dostrzec Barebona w złowieszczej odsłonie. Za to spostrzegł ciemne sylwetki po drugiej stronie ulicy. Ich skórzane płaszcze zdawały się pochłaniać nikłe światło latarenek.
Wrzask bólu był słyszalny w promilu kilku przecznic, kiedy niepokojący ludzie zaczęli atakować Credenca. Zaklęcia uderzały w kłębiącego się Obskurusa, niczym w gęstą, czarną mgłę, błyskawice.
-On wrócił- powiedział auror stojący za szatynem. Musiał się aportować przed chwilą, nie atakując chłopaka Salemian, bowiem nie został wcześniej zauważony. Magizoolog odwrócił się gwałtownie z wyciągniętą, gotową do użycia różdżką. Mężczyzna w skórzanym płaszczu i blond włosami wpatrywał się w niego. Jego mina, chłodna, nieprzenikniona, przypominała mu o Vivienne, kiedy ta nie chciała po sobie pokazać, o czym myśli.
-Kim jesteś?- zapytał szatyn, próbując udawać groźnego.- O czym mówisz?
Jasnowłosy zaczął do niego podchodzić, ignorując fakt, że miał wycelowaną w swoją pierś różdżkę. Przybliżył się na tyle, że Scamander widział głęboki błękit oczu, wysokiego, aurora.
-Grindenwald nie próżnował przez te dwa lata, a teraz nareszcie wykonał ruch. Strzeżcie się sympatycy mugoli, bo oto nadchodzi koniec naszego ukrywania.- Podniósł dłoń i niepostrzeżenie, zbyt szybko, zanim Newt zdołał się obronić, posłał w jego stronę zaklęcie.- Jako King opuściłem Ministerstwo, lecz teraz, bez nazwiska, mogę wspomóc człowieka, który ma na uwadze jedynie dobro czarodziejskiego świata.
-Nathaniel King- mruknął Scamander, przytrzymując zranione ramię.- Myślałem, że ukrywasz się gdzieś w Europie.
-Skoro już mnie znasz, to niepotrzebne moje przedstawienie. Mógłbyś przekazać pozdrowienia mojej przyjaciółce, która również przebywa w Ameryce. Black na pewno się ucieszy.- Mrugnął do niego, po czym zniknął, pozostawiając po sobie jedynie niesmak, pieczące ramię oraz pył, który wkrótce rozpłynął się na chłodnym, nocnym niebie.
-A niech cię!- wymamrotał brązowowłosy, prowizorycznie opatrując ramię kawałkiem wyczarowanego materiału. Po czym wrócił do pościgu za Obskurusem, chcąc zapomnieć o szybkim, lecz nieprzyjemnym spotkaniu z akolitą Grindenwalda. Osobą, która zdradziła przyjaciół w imię tego, w co wierzy.
Aportował się w porę, aby zobaczyć wchodzącego do metra czarnowłosego chłopca. Wyglądał jak siedem nieszczęść, zmęczony, obolały i wystraszony. Newt postanowił za nim podążyć, wiedząc, że ma szansę na jego uratowanie. W końcu Credence przeżył z Obskurusem w sobie dłużej niż jakikolwiek znany przypadek.
Ostrożnie, starając się stąpać po cichu, wkroczył na peron przy ratuszu. Rozejrzał się, ale oprócz migających lamp, nie zauważył chłopca. Dopiero po chwili zobaczył ciemną maź, spływającą po suficie w stronę torów kolejowych, aby tam odzyskać postać swojego nosiciela.
Szatyn skrył się za grubym filarem, nie chcąc zaskoczyć Barebona, który był teraz szczególnie wrażliwy na emocje nim targające.
-Crenedence? Tak masz na imię? Mogę do ciebie podejść?-powiedział Scamander na tyle głośno, aby brunet go usłyszał. Zanim kontynuował, przełknął ciężko ślinę, starając się opanować strach. Przecież to czarodziejskie dziecko potrzebowało pomocy, a nie ofiary. Mimo logicznego myślenia, szatyn nie mógł powstrzymać guli, która formowała się w jego gardle oraz przyspieszonego oddechu. Serca, które zaczęło łomotać się w jego piersi jak ptak, chcący uciec z klatki.- Nie zrobię ci krzywdy.- Wyszedł zza kolumny, schodząc na szyny. Pod ścianą, w luce obok torów siedział skulony Obskurodziciel, łypiąc na niego czujnie z przerażeniem na twarzy. Był jak wystraszone zwierzę, gotowe się bronić, aby przeżyć.- Znałem kiedyś kogoś takiego jak ty, małą dziewczynkę. Uwięziono, zamknięto ją za używanie magii.- Scamander zbliżył się, po czym kucnął, aby złapać jeszcze lepszy kontakt wzrokowy.- Mogę do ciebie podejść?
CZYTASZ
𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄 ─── Newt Scamander
Fanfiction❬Vivienne była malowanym ptakiem wśród rodzinnych normalności.❭ Rok 1926. Minęło jedenaście lat od ostatniego, nieprzyjaznego spotkania między nimi. Od kiedy po raz ostatni chłodne spojrzenie zostało rzucone na pożegnanie. Opowiadanie na podstawie...