Czego można było się spodziewać po córce rodu, mającego obsesję na punkcie czystości krwi? Na pewno nie tolerancji, chociaż nieraz zdawało się Newtowi, że było to uprzedzenie. Zachowanie dziewczyny nie zdradzało, że ma poważaną rodzinę. Szatyn chciał powiedzieć, iż znał ją dobrze, jak Letę, naprawdę tego pragnął.
Vivienne uchodziła za lekkoducha, wolnego Krukona, który leci w stronę swoich marzeń nie bacząc na przeszkody. Uczennica skupiająca się na ocenach z zaklęć oraz uroków, wrzucająca znienacka przyjaciół do jeziora, błąkająca się po błoniach w słoneczne dni i drwiąca z zaczepiających ją Ślizgonów. Jego obserwacje nie mogły oddać myśli, które kłębiły się w jej głowie, ani uczuć nią wstrząsających.
Automatycznie założył, że wychowanka Ravenclaw musi być otwarta na wiedzę, mądra i nie szufladkująca ludzi. Możliwe, że błąd interpretacyjny wyniknął z braku umiejętności społecznych Scamandera, tak różnych od tych jego brata.
Kiedy na piątym roku zdarzył się wypadek, miał nadzieję, iż blondynka zrozumie jego postępowanie, chęć ochrony przyjaciółki. Leta popełniła błąd, a nie chcąc narażać ją na nieprzyjemne plotki, wziął całą winę na siebie, ograniczając i tak już nikłe grono neutralnych oraz przychylnych mu osób.
Szepty podążające za nim. Wwiercające spojrzenia. Na początku cieszył się, że nie został wydalony z Hogwartu, mógł przecież kontynuować naukę, lecz kilka dni po tym, zaczął żałować tego "fartu". Przed wypadkiem był czasami wyśmiewany za swoją obsesję na punkcie zwierząt i wszystkiego, co z nimi związane. Potrącanie ramieniem było codziennością. Te wpadki, które go spotykały, nasiliły się. Uderzający w niego ludzie czy też wybuchające kociołki na zajęciach eliksirów były normalnością.
Zwykle oprawcy unikali czystej konfrontacji, obawiając się przyłapania na gorącym uczynku przez nauczycieli. Jak to się stało, że nieznajome mu osoby stały się plutonem egzekucyjnym jego znikomego życia publicznego?
Wpadł, albo stało się to specjalnie, na Ślizgonkę z trzeciego roku. Dziewczyna obróciła się z oburzeniem, pocierając ramię. Jej towarzysze odepchnęli szatyna, który wylądował na ziemi.
-Nic ci nie jest?- zapytała ruda dziewczyna, która stała po jej prawicy. Czarnowłosa ofiara zacisnęła gniewnie usta, spoglądając na Puchona. Prędzej wyglądała na zniesmaczoną niż obolałą po wpadce.
-Masz może coś na dezynfekcję, Carrow? Właśnie dotknęłam dziwaka-westchnęła Ślizgonka, kierując pytanie do wysokiego, lecz chudego chłopaka z orlim nosem.- Czy od Salamandra można się czymś zarazić?
Cała trójka roześmiała się, zwracając uwagę przechodzących, którzy z zaciekawieniem przypatrywali się sytuacji, jak spektaklowi w teatrze. Newt spłonął rumieńcem, zbierając porozrzucane książki do torby. Niedoszła poszkodowana wyciągnęła różdżkę i unosząc tomiszcze od wróżbiarstwa w powietrze, odsuwając je tak, aby chłopak nie mógł je pochwycić. Carrow miotnął w niego Flipendo, z hukiem posyłając ponownie na posadzkę korytarza.
Gromada zaśmiała się, kiedy Scamander przetoczył się z bólem na bok. Nikt nie chciał mu pomóc, bo po co? Darmowa rozrywka dostarczana przez najmniej popularnego ucznia w szkole. Nawet ciche "przepraszam", które wyszeptał do atakującej go brunetki, wprawił widownię w rozbawienie.
Nagle chichoty ucichły, kiedy ktoś przecisnął się przez tłum. Chłopak zauważył, że kruczowłosa cofnęła się o krok, widząc osobę, która za nim stała. Obrócił głowę akurat na moment, gdzie blondynka miotnęła zaklęciem. Black była bledsza niż zwykle, ale to nie przeszkodziło w usposobieniu jej jako furii. Ślizgoni wylądowali na ziemi, jak on wcześniej.
CZYTASZ
𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄 ─── Newt Scamander
Fanfiction❬Vivienne była malowanym ptakiem wśród rodzinnych normalności.❭ Rok 1926. Minęło jedenaście lat od ostatniego, nieprzyjaznego spotkania między nimi. Od kiedy po raz ostatni chłodne spojrzenie zostało rzucone na pożegnanie. Opowiadanie na podstawie...