Mówi się, że trzeba znać swoją granicę. W tym wypadku jeden kieliszek wytrawnego trunku ją przekroczył. Ciekawe jest to, ile rzeczy może zmienić tak błaha rzecz.
Idąc dalej tym tokiem myślenia, czy gdybyśmy znali przyszłość, czy zdecydowalibyśmy się zmienić jej bieg?
Kobieta przetarła lepką ciecz z twarzy, szybko oddychając. W jej umysł powoli wkradała się panika, topiąca zdrowy rozsądek. Gardło paliło ją żywym ogniem, piekielną pożogą, która pochłaniała jej wnętrzności. Spojrzała ostatni raz w lustro, zauważając swoje przerażone, bławatkowe oczy, zanim nie opadła na zimną podłogę, brocząc ją krwią.
"Życzę wszystkim wyśmienitego wieczoru".
Nie było to zbyt szczęśliwe stwierdzenie, szczególnie w tej chwili, kiedy zamroczona bólem zwijała się na posadzce. Vivienne nie chciała nigdy znaleźć się w tej sytuacji, to los sprawił, że nie miała wyjścia z sytuacji patowej. Przed oczami przelatywała jej sytuacja sprzed kwadransa, a może nawet połowy godziny. Nie mogła nic poradzić na gorzki uśmiech, który wpłynął na jej wargi. Została pokonana przez swoją słabość, własną bronią.
Black zerknęła na swoich rodziców, którzy prężyli się dumnie obok, marszcząc nos ze zdegustowania. Te dwa stare jaszczury powinny nie wypełzać już nigdy ze swojej kryjówki. Wzmocniła uścisk na ramieniu Michaela, również niezbyt szczęśliwego z tej sytuacji. Byli z Viv pokłóceni i nie mogli się dziś rozdzielić przez obecność jej rodziny, która wręcz wyczekiwała na potknięcie z ich strony.
Cierpliwie czekała, aż przemowa jej teścia się skończy. To był obowiązkowy punkt w przyjęciach, gdzie Minister Magii był zaproszony. W końcu jego jedynym osiągnięciem było bycie głową brytyjskiego rządu. Co nie oznaczało, że słuchała uważnie jego słów.
Znudzona przemykała spojrzeniem po tłumie czarownic i czarodziejów, szukając znajomych twarzy. Z niezadowoleniem zauważyła, że koło młodszego Scamandera stała Volant, uśmiechając się ciepło do niego. Cierpki smak zazdrości zmącił na chwilę jej umysł.
Pasowali do siebie, musiała to przyznać. Oboje mili, uczynni i beztrosko uśmiechnięci. Zmarszczyła brwi, piorunując spojrzeniem nieświadomą szatynkę, zanim nie zauważyła Lacerty.
Brunetka mrugnęła do niej, uśmiechając się kpiąco. Zapowiadał się naprawdę pełen wrażeń wieczór.Jasnowłosa nachyliła się do narzeczonego, który uśmiechał się dla publiczności, jednak spoglądał tępo w przestrzeń, również nie słuchając ojca.
- Kiedy to się skończy, to zdobądźmy swoje kieliszki- mruknęła na tyle cicho, żeby tylko on to usłyszał. Zerknął na nią, oceniając, zanim potaknął, zgadzając się. Takie przyjęcia nie były po to, żeby wytrwać w nich trzeźwym, to było wręcz niemożliwe.
W końcu Minister zakończył swoją mowę, a obok niego pojawił się skrzat, wręczając mu kieliszek do toastu. Platynowłosa od razu się uśmiechnęła, bo każdy z tu obecnych dostawał również swój. Odebrała naczynie, a jej oblicze się rozjaśniło z zadowolenia. Miała tylko nadzieję, że to nie będzie bezsmakowa lura, którą podawano na biedniejszych balach.
Wzniesiono toast. Po tym Black była wolna, musiała spotkać się z Letą i umknąć przed wściekłym Auberonem i Asterope. Opuściła towarzystwo Fawleyów, znikając w tłumie. Co prawda wtopienie się pomiędzy szarą masę było trudne, ale nie niemożliwe.
CZYTASZ
𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄 ─── Newt Scamander
Fanfiction❬Vivienne była malowanym ptakiem wśród rodzinnych normalności.❭ Rok 1926. Minęło jedenaście lat od ostatniego, nieprzyjaznego spotkania między nimi. Od kiedy po raz ostatni chłodne spojrzenie zostało rzucone na pożegnanie. Opowiadanie na podstawie...