Rozdział 9

797 42 77
                                    


Vivienne siedziała na korzeniu, czytając grubą książkę, która wydała się jeszcze masywniejsza, gdy leżała na chudych, jak patyki nogach dziewczyny. Jesienne powietrze nie wpływało dobrze na apetyt blondynki, chociaż sprawiało, że na jej policzkach pojawiał się zdrowy rumieniec. Korzystała z pogody, póki nie oziębi się tak, że będzie ją szczypać nos.

Podniosła zamyślony wzrok na taflę jeziora, zatapiając się w marzeniach na jawie.

-Black!-usłyszała krzyk, ale pomyślała, że to wyobraźnia. Wszyscy jej znajomi byli w bibliotece albo dormitoriach. Kiedy nawoływanie się powtórzyło, platynowłosa odwróciła się w stronę szkoły, dostrzegając idącą w jej stronę, Letę. Ciemnoskóra wyglądała na wstrząśniętą, rękoma obejmując się w pasie. Viv bała się, że jej znajoma zwróci ostatni posiłek.

-Co się stało?-zapytała Krukonka, wtykając pomiędzy strony zakładkę i przymykając lekturę, będzie jeszcze na to czas.-Ktoś ci coś zrobił?- Zaalarmowana, gotowa rzucić się w pogoń za dręczycielem. Nie rozumiała, czemu uwzięli się na cichą Ślizgonkę, która właściwie była wyżej statusem niż inni. Ah, tak, czysta krew trzymała się razem i w tym przypadku Black czuła się zobowiązana wstawić za koleżanką.

-To nie... Słuchaj, nie wiem jak naprawić to co zrobiłam-jęknęła brunetka, powstrzymując płacz.-A jeszcze Newt wziął to na siebie. Na pewno go teraz wyrzucą!

Black zbladła, otwierając usta w niedowierzaniu. Co zrobiła Lestrange, że kara była aż tak surowa? Czemu Scamander podstawił się zamiast niej? Przypomniała sobie zeszłoroczne wagary przed egzaminami. Para trzymająca się wyraźnie z tyłu i rozmawiająca cicho ze sobą. Rodzinna idylla, zakłócona obecnością innych znajomych. Na samą myśl krew uderzyła do głowy Viv, która starała się nie wybuchnąć niesprawiedliwą zazdrością. Newt mógł wiązać się z kim chce, a jej przypadali jedynie chłopcy z najczyszą gałęzią genealogiczną. Nawet nie chciała myśleć o konsekwencji zakochania się w jakimś czarodzieju brudnej krwi.

Potarła ramiona, próbując skupić się na ważniejszych sprawach. Tuż przed nią stała przerażona Leta. Czemu akurat miała przyjść do niej?

-Czego ode mnie oczekujesz?-zapytała Vivienne chłodno, z rezerwą. Nie wiedziała, jak zareagować, bowiem ciągle była w lekkim szoku. Właściwie bała się, czy jej koleżanka nie liczy na wstawiennictwo przy użyciu rodzinnych koneksji, a tego użyć nie mogła i nie chciała. Przed oczami miała poważne oblicze ojca oraz zakłopotane matki.

Biedna rodzicielka! Arystokratka z czystym sercem, jednak bez prawa głosu w domu, gdzie panował twardy patriarchat. Do tego hańba, że mimo posiadania trójki dzieci, żadne nie było synem. To właśnie po niej Viv odziedziczyła kolor włosów, platynę, która występowała od pokoleń w rodzinie Malfoy, a także irytującą arogancję, którą zwykle udawało się trzymać w ryzach.

-Nie wiem, naprawdę-załkała dziewczyna, gdyby nie powaga sytuacji, na pewno czarownica zaczęłaby pocieszać koleżankę.-Nie powinien zostać wyrzucony, bo jest niewinny.

-To się przyznaj-westchnęła Vivienne, zastanawiając się, czy nie lepiej wrócić do lektury, która zachęcająco ciążyła jej na kolanach.-Wtedy nie będą mogli go wyrzucić.

-Nie mogę, już i tak szukają na mnie czegoś. Już samo nazwisko nie wystarcza. Jestem złą uczennicą, nikt temu nie zaprzeczy.

Blondynka pokręciła głową, myśląc jakie opcje pozostały. Jej spojrzenie przemykało po błoniach, szukając odpowiedzi. Jakby z oddali słyszała gwar uczniów, którzy błądzili po korytarzach. W końcu spojrzałą na załamaną Lestrange, która uchwyciła się jej jak ostatniej deski ratunku, którą zresztą nie była. Dziewczyna westchnęła.

𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄   ───  Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz