Rozdział 11

824 41 51
                                    


Vivienne usiadła sobie na brzegu dachu, obserwując zachodzące słońce. Jego ostatnie promienie muskały powierzchnie okien. Kawałek dalej, po jej prawej, stał Newt z Propetyną. Wpatrywał się przed siebie, zastanawiając się, jakim cudem da radę odnaleźć Dougala. Nowy Jork był większy od Londynu, a przecież przez dobę, przez ich aresztowanie, demimoz mógł odejść daleko.

Przetarł twarz w poczuciu beznadziei. Zza niego dochodziła go niewinna rozmowa Jacoba i Queenie. Oboje zdecydowanie za bardzo się do siebie zbliżyli, beztrosko zawiązując niewinny flirt.

-Nie mam pojęcia, gdzie może się znajdować- jęknął, a Black zwróciła na niego swoje jasne spojrzenie, aby ponownie zanurzyć się w śnie na jawie. Za to Goldstein zmarszczyła brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili podskoczyła z ekscytacją.

- Gnarlak!

- Słucham?- jęknął Newt zastanawiając się, czy to jakieś amerykańskie słówko, którego znaczenia nie poznał.

- Goblin, informator z czasów, kiedy byłam aurorem- wytłumaczyła przemądrzale Tina, uśmiechając się zwycięsko w stronę Viv, która wywróciła oczami. Skąd platynowłosa miała znać ludzi z tego kontynentu skoro na nim nie działała. Czyżby brunetka zamierzała rozpocząć swego rodzaju zawody na umiejętności?

- Interesują go odciski łap?-zapytał ożywiony Scamander, po raz pierwszy łapiąc się nadziei na znalezienie pupila.

- Szczerze, interesuje go wszystko, co da się sprzedać-odparła, ciągle zadzierając zwycięsko głowę. Brytyjka postanowiła tego nie komentować, czując się, jakby rywalizowała z dzieckiem.

- Problemem jest to, że jesteśmy poszukiwani przez waszych aurorów i na pewno wyznaczono za nasze głowy nagrodę-mruknęła Black, nawijając pukiel na palec.- Pakowanie się w kryjówkę sprzedajnego goblina jest głupotą.

- Ale to nasza jedyna szansa. Graves obwinił zwierzęta pana Scamandera o spowodowanie chaosu w mieście. Jeśli je wyłapiemy to straci poparcie-prychnęła kobieta, krzyżując ramiona na piersi. Zakochana para wróciła do nich, spoglądając na agresywne dziewczyny z niepokojem.

- Myślę, że obie macie rację-wtrącił się Jacob, próbując trzeźwo myśleć.- Nie da się tego załatwić po cichu?

- Może ktoś odwróci ich uwagę?-zaproponowała Queenie. Wszyscy pokiwali głowami, tylko Viv przełknęła ciężko ślinę, wyczuwając, że to na nią trafi. Nienawidziła tego typu rzeczy, nie nadawała się na to.- Albo wyślijmy kogoś, kto będzie osobno próbował zdobyć te informacje.- Spojrzała na Black wymownie, a dziewczyna zorientowała się, że tamta znowu odczytała jej myśli.

- Dobrze, zgadzam się. Nie umiem działać grupowo, a samej łatwiej wtopię się w tłum. Pożyczę waszą łazienkę na chwilę.



Black opuściła mieszkanie jakąś godzinę temu, szatyn nawet nie zdążył życzyć jj powodzenia, bowiem ujrzał bordowy materiał sukni znikający za drzwiami. Później Queenie wyszła z łazienki, uśmiechając się z zadowoleniem. Tina za to posłała siostrze zgorszone spojrzenie i stwierdziła, że nie powinni pomagać aurorce, bo ta i bez nich dałaby radę.

- Masz wysokie o niej mniemanie- mruknął niepewnie Newt, a brunetka prychnęła rozbawiona.

- Byłeś w innym wymiarze, czy co? Nie zauważyłeś, jak mnie zmanipulowała, abym ją uderzyła? Ta kobieta jest bardziej niebezpieczna niż myślisz- odparła, krzyżując ramiona na piersi.-  Uważaj, bo nie wiem, czy fakt, że byliście przyjaciółmi w szkole coś zmieni.

𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄   ───  Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz