Rozdział 10

814 50 71
                                    


Newt razem z Tiną uciekał przez piętro, które składało się z łuków i kolumn, trzymających sufit. Wokół nich latało Pikujące Licho, odbijając śmigające w ich kierunku zaklęcia. Aurorzy MACUSY zdecydowanie nie mieli ochoty ułatwić im zadania. Scamander nawet nie zastanawiał się, co będzie potem, po prostu chciał dotrzeć do swoich zwierząt.

Wciągnął brunetkę za osłonę w postaci ściany, której fragmenty poleciały na boki. Gwizdnął na Licho, które rzuciło się na ostatniego czarodzieja w pomieszczeniu.

Wpadli na Queenie i Jacoba przypadkiem, kiedy byli już przy schodach. Blondynka uściskała ich mocno, ciesząc się, że nic im nie jest. Kowalski za to pokiwał głową z ulgą.

-Musimy się stąd wydostać- powiedział szatyn, próbując uspokoić oddech po biegu.-Widzieliście Vivienne? Rozdzielili nas.

Młodsza Goldstein kiwnęła głową, położyła walizkę na ziemi i otworzyła wieko. W tym samym momencie ze środka wyleciał słup szarego obłoku, który zmaterializował się kilka metrów od nich jako ubrany w skórzany płaszcz mężczyzna. Cała czwórka zamarła, widząc amerykańskiego aurora. Tylko Queenie miała różdżkę, ale nie miała możliwości, aby zdążyć ją wyjąć.

Po chwili, przed nimi aportowała się Black z zaciętą miną. Różdżka tkwiła w jej dłoni, wycelowana w oponenta, jednak pozycja jaką przyjęła była bardziej defensywna, aniżeli jego. Czarnowłosy posłał w jej stronę zaklęcie, a ona je odbiła w stronę ściany, z której odpadły płytki, rozbijając się z hukiem na ziemi.

Jacob otworzył usta w zachwycie, widząc rozbryzgujące się wszędzie iskry, nie podejrzewając nawet jakie niosły ze sobą zagrożenie. Grupa wycofała się do tyłu, nie chcąc oberwać przez niecelne zaklęcie, przy okazji dosłownie odciągając mugola. Zyskali dzięki Vivienne na czasie, bo kiedy ona odbijała czary, oni odebrali własne różdżki. Dzięki temu poczuli się pewniej. Kiedy tylko Newt odzyskał swoją, chciał ruszyć przyjaciółce na ratunek. Bowiem tylko odbijała ataki, każdy mógł stwierdzić, że tylko się broniła. Zrobił dwa kroki w jej stronę, a ona zerknęła przez ramię, marszcząc brwi.

-Nie mieszaj się-warknęła, agresywnie używając zaklęcia tarczy. Szatyn zaskoczony stanął, na raz przypominając sobie, że już za czasów Hogwartu dziewczyna uwielbiała pojedynki.

W tej samej chwili zniżyła głowę, uśmiechając się z satysfakcją pod nosem. Auror przełknął ślinę, przeczuwając, że zabawa się skończyła. Black ruszyła wolno do przodu, stukając obcasami o chłodną powierzchnię parkietu. Poły jej płaszcza falowały w rytm jej kroków, niczym żagiel, w który dmie wiatr.

-Poddajcie się, to nikomu nie stanie się krzywda- oznajmił brunet. Pierwsze zaklęcie śmignęło mu koło ucha, rozbijając kolumnę na drobne i wzniecając obłok kurzu.

-Chyba przeceniasz swoje siły- mruknęła platynowłosa, parskając śmiechem.- Jedyną osobą, która może ucierpieć, jesteś ty.

Odpowiedział na to kilkoma oszołamiaczami, które nigdy nie dosięgły celu. Vivienne podążała za cofającym się oponentem. Następne ataki ponownie przeleciały obok, wyglądały jak ostrzegawcze, wycofaj się głupcze z pojedynku albo ucierpisz. Mężczyzna nie mógł jednak zdradzić MACUSY i swojej dumy, więc odpierał wszystko, co leciało w jego stronę.

Propetina zacisnęła dłonie w pięści, aż jej pobielały kostki. To, co robiła właśnie Black, wyglądało jak zabawa kotka i myszki, z czego kocica dobrze wiedziała, że gryzoń nie ma możliwości wygrania czy ucieczki. Mimo wszystko czarnowłosa należała do MACUSY, nie chciała dłużej na to patrzeć, więc ruszyła na pomoc współpracownikowi.

𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄   ───  Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz