Rozdział 18

480 31 37
                                    


Pstryknięcie palcami przed nosem kobiety.

- Vivienne, wróć do świata żywych choć na chwilkę. Widzę, że masz kaca, ale nie możesz odlatywać tak nagle. Dzisiaj zaczynasz pracę na zupełnie innym stanowisku, więc musisz się skupić.

- To tylko praca biurowa- westchnęła Black. Zdecydowanie wolałaby zostać we wspomnieniach, niż parać się teraźniejszymi brudami. Kto by tego nie chciał? Ruszyli ponownie przed siebie, tym razem blondynka była wyraźnie niezadowolona.- Muszę pracować z tymi kobietami? To uwłaszczające.

- Na tym polega kara, skarbie. Ciesz się, że to tylko tymczasowe- odparł Orion, zatrzymując się przed drzwiami do biura szefa.- A teraz przywitamy się ładnie, zanim poznam cię z twoimi nowymi koleżankami.

Bez ostrzeżenia zapukał i wepchnął blondynkę do pomieszczenia, gdzie siedział Tezeusz przy piętrzącej się obok niego górze akt. Obrócił się w ich stronę, jakby w nadziei, że ktoś go od tego uwolni, ale naraz jego nadzieje się ulotniły, kiedy zauważył, kto go odwiedził.

Vivienne spojrzała na Rosiera z zaciętą miną, mrużąc oczy ze złości. Pożałuje tego, kiedy wyjdą z gabinetu. Na razie jednak wolała nie psuć jej relacji ze starszym Scamanderem i tak czuła się niezręcznie na tyle, żeby nie patrzeć mu w oczy. 

- Chciałem tylko powiedzieć, że zatrzymałem na chwilę pannę Black, dlatego nie zjawiła się jeszcze w nowym miejscu pracy- rzekł brunet, ale zanim zdołał jeszcze coś dodać, szatyn podniósł się z krzesła, zapinając marynarkę.

- Dziękuję, możesz nas zostawić.

Para spojrzała po sobie z powątpiewaniem, ale Rosier kiwnął głową i opuścił pomieszczenie szybciej aniżeli dom rodzinny podczas coniedzielnych spotkań. Black została sam na sam z jej nowym przełożonym, a jednocześnie bratem osoby, od której jawnie uciekła.

Zmierzyła od góry do dołu stos dokumentów, zanim, krzywiąc się okropnie, nie skrzyżowała ramion na piersi.

- Nienawidzę papierologii- powiedziała twardo, ciągle będąc niezadowoloną z tej całej sytuacji. Auror pokiwał głową z elegancko ułożonymi włosami, wzdychając ciężko.

- Gdybym był świadomy tego, co będę robić, to bym odmówił- rzekł szczerze, a blondynka uniosła brwi w niedowierzaniu, że Tezeusz jej się zwierzył. Spojrzała na niego zaskoczona, a on dopiero wtedy zorientował się o swojej gafie.- Mówię ci to, bo jesteś w gorszej ode mnie sytuacji.

- Jasne- mruknęła nieprzekonana Viv, a na jej usta wpłynął uśmiech.- Więc ty też nie cierpisz siedzieć w biurze.

- Mało powiedziane. A teraz ucieknę od tego, odprowadzając cię do twojego nowego biurka.- Scamander otworzył przed nią drzwi i zachęcił ją gestem dłoni, ale ona zamrugała szybko, próbując przetrawić przez nieprzytomny umysł tę informację.

- Jak to nowego biurka, przecież mam już jedno. Tezeuszu, nie mów mi, że Minister to zrobił.- Podeszła do niego, desperacko pragnąc, aby mężczyzna się roześmiał i powiedział, iż to żart.- Mów.

- Zmienili ci miejsce pracy, teraz siedzisz razem z Margaret i Anną.

Na chwilę nastała cisza, zbawienna, bo po chwili blondynka wybuchnęła. 

- Nie!- krzyknęła przerażona.- Uratuj mnie! Wypełnię za ciebie te papiery, tylko nie każ mi z nimi przebywać!

Z biura na przeciwko wychyliła się głowa jakiegoś starszego aurora, który z zainteresowaniem zmierzył korytarz w poszukiwaniu autora tego wrzasku. Jego wzrok padł na parę. Kobietę, która wyglądała, jakby za chwilę miała dostać zawału i mężczyznę, który drapał się zakłopotany po karku. 

𝐄𝐗𝐈𝐒𝐓𝐄𝐍𝐂𝐄   ───  Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz