Rozdział Jedenasty

4.2K 252 136
                                    


Marinette obudziła się niedługo po tym jak jej dom opuścił Chat Noir. Dziewczyna nie wiedziała kiedy dokładnie zasnęła, ale na pewno był przy niej wtedy super bohater Paryża, którego teraz nigdzie nie mogła dostrzec. Trochę przerażała ją myśl, że ona smacznie spała podczas gdy on nadal przebywał w jej domu.

Fiołkowooka nie do końca wie jaki jest jej stosunek względem blondyna. Oczywiście jako Ladybug ufa mu i wskoczyłaby za nim w ogień wierząc, że Chat też ma podobne odczucia co do niej. Jednakże jako Marinette nie jest w stanie określić na czym stoi. Fakt, że uratował ją przed zbirami wpływa na jego korzyść, ale skąd może mieć pewność, że nie skorzysta z okazji i jej nieokradanie. Prawdą jest, że tak naprawdę nie znała tego chłopaka. Jako super bohater sprawował się naprawdę dobrze, ale nie mogła wiedzieć czy prywatnie również jest tak nieskazitelny. Dlatego w swojej cywilnej postaci postanowiła być ostrożna względem niego. Nawet jeżeli czuła się przy nim bezpiecznie zadecydowała, że będzie bacznie go obserwować.

- Nad czym tak myślisz? – Tikki znalazła się przed twarzą dziewczyny.

- Nad niczym szczególnym. – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

- Jesteś pewna? – stworzonko zmrużyło podejrzliwie oczka.

- Co to za pytanie? – nieco zbulwersowała się fiołkowooka.

Mała biedroneczka przez chwilę intensywnie wpatrywała się w swoją przyjaciółkę.

- Zostawił ci coś. Na biurku.

Po tych słowach Tikki odleciała w sobie znanym kierunku zostawiając nastolatkę z zaskoczonym wyrazem twarzy.

Fiołkowooka wstała z łóżka i z wypisanym zaciekawieniem na twarzy ostrożnie podeszła do wspomnianego przez kwami mebla.

Na drewnie ujrzała wyrwaną z zeszytu kartkę w kratkę, na której było coś napisane. Wzięła ją do ręki i zaczęła czytać.


Droga Marinette!

Bardzo Ci dziękuję za mile spędzony czas. Jedzenie było pyszne, muszę przyznać, że świetnie gotujesz. Harry Porter (mam nadzieję, że nie przekręciłem) niezwykle mi się spodobał. Dlatego nie zdziw się, gdy wpadnę do Ciebie bez zapowiedzi z zamiarem dokończenia tej serii, chociaż gdybym mógł to zaprosiłbym Cię do siebie, ale sama rozumiesz, że nie mogę L.

Jeszcze raz dziękuję

Ch.N


Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie.

To co zaskoczyło Marinette w tej notatce to pismo chłopaka. Nigdy by nie przypuszczała, że pisze on tak pięknym, kaligraficznym pismem. Gdy tak na nie patrzyła miała wrażenie, że już je kiedyś widziała, ale nie mogła go sobie z nikim skojarzyć. I dobrze, bo nie chciała wiedzieć kto skrywa się pod maską.

Nagle Marinette usłyszała dochodzące z dołu głosy. Nie miała pojęcia kto to mógł być. Rodzice mieli wrócić dopiero wieczorem.

Przestraszona, nie wiedząc gdzie podziała się Tikki chciała ukryć się na dachu. Strach, który czuła dwa dni temu powrócił do niej. W jej głowie zmaterializowała się myśl, że bandziory, których ostatnio spotkała cudem ją znaleźli i chcą dokończyć to co zaczęli.

- Kochanie jesteśmy, wróciliśmy wcześniej!

Gdy tylko Marinette usłyszała głos swojej mamy, całe napięcie z niej uszło i uświadomiła sobie co robi. Myśl, że mogli być to ci z zaułka spowodowała, iż dziewczyna tak mocno zacisnęła pięści, że paznokciami przebiła sobie skórę wewnątrz dłoni.

- Już idę! – krzycząc pobiegła do łazienki, zmyła krew z rąk i starając się nad sobą panować zeszła na dół.

Kiedy fiołkowooka zobaczyła swoich rodziców patrzących na nią z uśmiechem poczuła ulgę, że teraz będą w pobliżu. Jednakże, gdy zobaczyła swoją mamę podchodzącą do niej z zamiarem uściskania jej, spięła się. Nie chciała czuć żadnego dotyku. Nawet swojej mamy. Gdy Sabine znalazła się bardzo blisko niej, Marinette odsunęła się kilka kroków.

- Coś nie tak? – zapytała zaskoczona pani Dupain-Chang z wyciągniętymi do przodu rękami.

- Ja nie.. tak, to znaczy.. – plątając się w słowach nastolatka, nie wiedziała co ma powiedzieć.

Mama Marinette ponownie się do niej przybliżyła, a ta tak jak poprzednio oddaliła.

- O co chodzi? Czy coś się stało? – wtrącił się Tom, który przyglądał się swojej córce i żonie.

- Nie, oczywiście, że nie, po prostu.. –spanikowana garnatowowłosa rozbieganym spojrzeniem szukała pomocy, której nie mogła otrzymać.

- Co się dzieje kochanie? Widzę, że coś jest nie tak. Możesz nam powiedzieć. – spokojnym głosem zwróciła się Sabine do widocznie zdenerwowanej córki.

Tata dziewczyny podszedł do niej z wyciągniętą ręką z zamiarem uspokojenia jej.

Dla Marinette było to jednak za dużo, czuła się osaczona. Zagrożona.

- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła.

Fiołkowookiej zaczynało brakować oddechu. Na szczęście pamiętała słowa Chata Noir'a do których starała się zastosować. Wdech i wydech, wdech i wydech, powolutku. Głęboki wdech i wydech.

- Co się dzieje, córeczko, co ci jest? – tym razem to jej rodzice wpadli w panikę. Nie wiedzieli co dzieje się z ich dzieckiem.

- Zostawcie mnie w spokoju! – nastolatka uciekła do swojego pokoju, po czym zamknęła się w łazience.

Nie wiedziała co się z nią dzieje. Była wściekła na samą siebie, że tak zareagowała. Nie chciała sprawić im przykrości. Przecież to byli jej rodzice, wychowali ją. Kochają ją. Jak może się ich bać?

Szlochając ukryła twarz w dłoniach na których zostały krwawe ślady po paznokciach.



Głęboki wdech || "Miraculous" ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz