15 Taki Nowo Yorski Eric...

579 40 12
                                    

Amy poprawiła trochę wygniecione ubranie, stojąc przed sporym domem, w którym rozbrzmiewała muzyka. Duże okna i białe ściany, z elementami drewna, nadawały mu nowoczesnego wyglądu. Jednocześnie informowały, że jego właściciele, do biednych nie należeli. Właściwie cała dzielnica nie może się poskarżyć na brak pieniędzy. Pomyślała dziewczyna rozglądając się szybko po pobliskich domach.

Kompletnie zapomniała czemu w ogóle wcześniej wyszła z domu. Nawet ubranie miała na imprezę, niestety po bijatyce, mimo płaszcza, nie było ono w idealnym stanie. Strzepnęła z bluzki, ślad buta, który został tam po kopnięciu. Ostatni raz sprawdzając czy nie widać po niej jakichkolwiek śladów walki, wzięła głęboki oddech i skierowała się pod drzwi wejściowe. Cicho przez nie przeszła, nie chcąc zwracać niczyjej uwagi. Minęła nowocześnie urządzoną kuchnie, która aktualnie była składzikiem wszystkich możliwych butelek: od soku po drogie wino. MJ miała rację, są tu chyba wszyscy. Stwierdziła, nie widząc wokół siebie nikogo, kogo mogłaby chociaż kojarzyć. Mimo, że według planu wszytko zaczęło się niecałe dwie godziny temu, minęła już trzy pijane osoby. Trochę się skrzywiła, kiedy dwóch, cuchnących piwem chłopaków, wpadło na nią, głośno się śmiejąc. I kolejni do listy szybko schalnych... Wyminęła ich jak najszybciej, próbując znaleźć w tłumie, kogokolwiek ze znajomych. Przechodząc obok kolejnych ludzi, starała się dojść do salonu. "Starała się" było dobrym określeniem, bo przeciśnięcie się między tym rozpychającym się narodem, graniczyło z cudem. Po pewnym czasie, udało się jej jednak znaleźć drogę do salonu. Było to zdecydowanie największe pomieszczenie. Wszystkie meble zostały poodsuwane pod ściany, a zamiast nich, na środku znalazł się stół z komputerem i paroma dużymi głośnikami. Na krześle obok nich siedział, niejaki "Flash", którego dziewczyna kojarzyła (na szczęście), tylko z opowiadań przyjaciół. Taki Nowo Yorski Eric...

No cóż, trzeba to powiedzieć... Chałupa robi wrażenie. Pomyślała dyskretnie oglądając wielki pokój. Jej wzrok zatrzymał się w rogu, dostrzegając energicznie machającego Ned'a. Szatynka uśmiechając się lekko, powoli przeciskała się, do przyjaciela. Kiedy była dość blisko, zobaczyła stojącego obok azjaty, Petera. Szybko zamrugała parę razy, dziwiąc się, że dopiero go dostrzegła. Ubrał się inaczej niż zazwyczaj: najczęściej trochę za dużą bluzę, zastąpiła czerwona koszula w kratę z czarną bluzką. Nie przypominało to stylu jego ubierania, dlatego gdyby stał tyłem, dziewczyna w ogóle by go nie zauważyła. Pewnie dlatego go od razu nie poznałam... Przemknęło jej przez myśl, kiedy wznowiła kroki w ich stronę, mimowolnie bardziej się uśmiechając. Kiedy już udało jej się do nich dostać, musiała zwalczyć odruch przegryzienia dolnej wargi, po szybkim obrzuceniu szatyna wzrokiem.

-Późno przyszłaś. - zauważył Ned z lekkimi uśmieszkiem patrząc na "dyskretnie" przyglądającą się sobie dwójkę.

-Coś mnie na chwilę powstrzymało. - odpowiedziała, posyłając mu szybki uśmiech i szukając wzrokiem przyjaciółki.

-MJ nie będzie. - powiedział, widząc jak Amy się rozgląda.

-Co? Dlaczego? - zapytała od razu, gwałtownie odwracając się do azjaty.

-Nie powiedziała. - to mówiąc wzruszył ramionami, popijając sok z czerwonego kubeczka, usilnie omijając jej wzrok. - Pewnie nie jej klimaty.

-Przecież mieli być wszyscy ze szkoły. Sama tak mówiła. - do rozmowy włączył się Peter.

-Tobie też? - Dziewczyna westchnęła, przecierając lekko twarz dłońmi. - Wszystkich nas wrobiła...

-Zapytam się jej. Może jednak przyjdzie? - zaproponował bardziej tęgi z chłopaków, po czym szybko wyszedł z pomieszczenia, zanim żadne z przyjaciół zdążyło coś powiedzieć.

-Czy oni właśnie... ? - dopiero chwilę później, z lekkim niedowierzaniem zapytała szatynka, orientując się w planie przyjaciół.

-Na to wygląda. - westchnął, kręcą głową.

-A to szczwane sukin-...

-Nie kończ. - przerwał jej, odwracając się do niej. - Ty też nie masz ochoty tu siedzieć?

-Nawet nie wiesz jak bardzo... - pokiwała głową i wręcz z utęsknieniem popatrzyła przez okno.

Peter w odpowiedzi, cicho się zaśmiał i rozejrzał po pomieszczeniu, pełnym ludzi. - Może nam też uda się wyjść?

-Oby , stanie tu nie jest najlepszą opcją na wieczór.

Po chwili, spojrzeli na siebie i jednocześnie skierowali się do wyjścia. Kiedy jednak byli już blisko zbawiennych drzwi, dał się usłyszeć największy idiota na świecie:

-Czyżby penis Parker, wystraszył się elitarnych członków szkoły?

On jedynie westchnął, czując na sobie wzrok większości osób. Razem z słowami Flasha, nastała głucha cisza, jakby w oczekiwaniu jakiejś potyczki, a nawet bójki. Amy już miała odpowiedzieć mu coś takiego, żeby pożałował, że w ogóle się odezwał, ale powstrzymał ją szatyn, kładąc jej rękę na ramieniu. - Nie warto. - wyszeptał tak, aby tylko ona usłyszała.

- Jeśli tak szybko uciekasz tchórzu, to może ja zaliczę to nową dziewczynkę obok ciebie. - znów próbował go sprowokować, to mówiąc i puszczając do niej oko.

- Nawet się nie waż do niej tak mówić, kurwielcu. - obracając się, warknął szatyn, kompletnie zadziwiając, nie tylko szatynkę, ale wszystkie osoby w domu. Zawsze, spokojny, opanowany i pokorny, a teraz nie dość, że zareagował na słowa Flasha, to jeszcze odważył się przekląć. Jeśli kiedykolwiek mierzyliby ciszę na imprezach, to ten moment z pewnością by wygrał. Zdawałoby się, że nawet świerszcze za oknem, zszokowane, przestały grać swoje melodie.

-Hej Peter, jest ok. To nic takiego. Sam mówiłeś, nie warto. - powiedziała kiedy jej zdziwienie, opadło na tyle, by była w stanie się odezwać.

Zmierzył jednie wściekłym wzrokiem Flasha, który ciągle stał z otwartą gębą, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie pokazał tego po sobie, ale taki widok jego paroletniego prześladowcy, bardzo go ucieszył. Mimo to gdzieś pod warstwą emocji, czuł że nie powinien tak reagować. Ale w końcu chodziło o jego przyjaciółkę, jak inaczej miałby zrobić?

Dopiero teraz czując, że jest w centrum uwagi, jeszcze pod wpływem złości, gwałtownie się odwrócił i biorąc Amy za rękę, jak najszybciej wyszedł z domu. Kiedy stanęli kawałek od niego, puścił jej dłoń jako drugi się czerwieniąc (pierwsza była oczywiście dziewczyna, przez co już drugi raz tego dnia, nie potrafiła się odezwać).

-Dziękuje Ci Peter... Nie wiedziałam, że mógłbyś w ogóle powiedzieć coś takiego. - wydusiła z siebie, dopiero po chwili. 

-Nie ma za co. Naprawdę. A tak szczerze... Sam nie miałem pojęcia, że tak wybuchnę. - to mówiąc lekko się do niej uśmiechnął.

-Przynajmniej stamtąd wyszliśmy. Nie musimy dłużej słuchać chrzanienia Flasha.

-Wyjście było chyba najlepsze na tej imprezie. - zaśmiał się, rozglądając w około siebie. - Może Cię odprowadzę? Mieszkasz w końcu nie tak daleko ode mnie. - zapytał lekko zakłopotany, drapiąc się w kark.

-Byłoby mi bardzo miło. - uśmiechnęła się do niego, kiedy powoli zaczęli oddalać się od domu Kaley.

--------------------------------------------------------------------

Tak więc jest!

Przemogłam się i napisałam! *fanfary*

To jest ten wyczekiwany przez niektórych rozdział... Zawiedzeni? Mam nadzieję że nie. Ale z chęcią posłucham waszych opinii.

A tak w ogóle: Najlepszego Mi (Xd)

Wcale nie z tego powodu, wzięłam się za rozdział.

Wcale

Her superpower [ZAWIESZONE] ||Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz