13

3.3K 193 37
                                    

Victoria obudziła się z rana i poczuła, że materac jest jakoś bardziej zapadnięty. Odwróciła się na drugi bok i zobaczyła śpiącego Lokiego.  Usiadła na łóżku i przeanalizowała co się wczoraj stało. Loki uratował ją przed Demetriuszem. Na szczęście niebieskooki umarł.

– Hej, wszystko okey – usłyszała głos Lokiego.

Poczuła dłoń na ramieniu i szybko wstała. Bała się dotyku po wczorajszej akcji.

– Chyba tak. Dziękuje – odpowiedziała mu.

– Jak to było wczoraj?

– Wczesniej prosił mnie o przyjście do ogrodu. Nie przyszłam. Później zgłodniałam i udałam się do kuchni po ciastka – wyznała.

– Czyli dlatego znikają – uśmiechnął się.

– Ale on pojawił się w kuchni i... – w jej oczach pojawiły się łzy – gdy uciekłam pierwszym pokojem był mój. Schowałam się pod łóżko i nawet nie zauważyłam, że zamknął pokój. Gdy poszedł do łazienki ja po biegłam i mnie złapał.

Na wspomnienie tamtego dnia łzy leciały jej tak jak wtedy. Poczuła ramiona które obejmują ją. Wzdrygła się.

– Już jesteś bezpieczna – powiedział.

Po tym objęła go czując, że naprawdę jest już bezpieczna.

Loki poczuł, że kobieta się go teraz nie boi. Polubił to uczucie. Czuł wtedy ciepło i bezpieczeństwo.

Następny dzień

Kobieta siedziała przy biurku i kończyła rysować Lokiego. Nie wyszła poza komnatę nawet na minute.

– Dzień dobry – usłyszała głos Coraliny.

– O hej.

– Chciałabyś może wyjść na miasto?

– Nie mam nastroju – odpowiedziała obojętnie.

– A może pojdziemy upiec ciastka? Twoje ulubione czekoladowe?

– To chodźmy – wstała i podeszła do drzwi.

Coralina uśmiechnęła się i wyszła z jej komnaty. Szły i po chwili były już w kuchni. Zabrały się za pieczenie.

Dwie godziny później

Uśmiechnięte od ucha do ucha,  zajadały się ciasteczkami na kanapie w Victorii komnacie.

– Powiem to jeszcze raz – kobieta mówiła z pełną buzią, aż przełknęła – są przepyszne.

– Zgadzam się.

Wzięły ostatnie dwa ciastka i zjadły je.

– Czemu wszysko co dobre musi się kiedyś skończyć? – powiedziała smutna Coralina.

– Życie nie rozpieszcza.

Usłyszały jak drzwi się otwierają i po chwili patrzyły na zdyszaną Martę.

– A więc to tutaj się podziałyście – powiedziała próbując wyregulować oddech – latam po zamku jak szalona od dwóch godzin. A wy do kuchni poszłyście i zjadacie ciasteczka kiedy to ja zawału dostaje.

– Na obronę dodał, że same je upiekłyśmy – dodała Coralina.

– Król mnie zabije jak dowie się, że Victoria pracowała. Miałaś odpoczywać.

– Pieczenie to nie taka ciężką znowu praca – machnęła na to ręką – pomogło mi to zapomnieć i przy okazji świetnie się bawiłyśmy – uśmiechnęła się na wspomnienie bitwy na mąkę.

– Mam nadzieje, że chociaż posprzątałyście.

– Tak, że aż można się przejrzeć.

– A zostawiłyście chociaż kilka ciastek? – spytała Marta.

– Niestety nic nie zostało – Coralina pokazała pustą tacę.

– Coralino odpoczęłaś i się najadłaś to teraz pomożesz mi – po tym Marta wyszła a za nią jej córka.

Victoria została sama w pokoju i z nudów zaczęła nucić sobie piosenkę. Nie umiała śpiewać i nawet jej pani z muzyki to potwierdziła. Nucąc zaczęła rysować portret Coraliny i Marty. Gdy skończyła szkic wzięła akwarele i kubek z wodą.

– Całkiem ładnie ci wychodzi rysowanie – usłyszała przy swoim uchu.

Odwróciła się i a pędzel poleciał w powietrze. Trafił na twarz Lokiego który po chwili był w niebieskiej farbie na buzi. Kobieta starała się zapanować nad śmiechem.

– To da się zmazać? – spytał ją próbując być spokojnym.

– Tak – odpowiedziała i wzięła dwie chusteczki, jedna mokra a druga sucha i mu podała.

Po chwili przetarł plamę.

– Masz jeszcze tu – powiedziała Victoria i wytarła nową chusteczką jego polik.

– Powiedz mi jedną rzecz – zaczął – skąd odruch malowania ludzi?

– To było niechcący – broniła się.

In the mind of a god • Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz