POV.Victorii
To koniec. Nie wierzę w to, że to się już skończyło. Że tak się to skończyło. Byłam tak blisko i wszystko legło w gruzach. Od tam tego momentu nienawidzę tego dnia oraz wszystkich którzy tam byli, oprócz Lokiego.
Wróciłam do Polski, zmieniłam imię na polskie Wiktoria i wynajęłam małą kawalerkę nad morzem, koło kilfow. Bardzo przeżyłam to wydarzenie i to trwa do dziś. Nie umiem im przebaczyć. Wystarczy, że mówię im po nazwisku.
Myślałam, że chociaż tu będzie inaczej. Łudziłam się iż wtopie się w tłum ale nie. Za każdym razem gdy pójdę nawet do warzywniaka słyszę szepty a czasem nawet ludzie bez skrupułów mnie komentują. ,,O to ta od tego mordercy, powinna iść do psychiatry" ,,Jak ona mogła zadawać się z Bogiem?! Jest tylko jeden!". I tak w kółko. Tylko jedna osoba mnie nie oceniała. Był to historyk z pobliskiego muzeum. Kochał mitologię i chciał wiedzieć jaki jest na prawdę świat bogów. Był miły i zadawał dużo pytań, o wiele za dużo. Powiedziałam to co chciałam by usłyszał i ucięła z nim kontakt. Nie chce by wiedział więcej o mnie i o Lokim. Ludzie muszę też się bać i czuć przed nim respekt tak samo przede mną. Opublikował ktoś artykuł o mnie i moim romansie z Lokim. Przez to nie miałam już spokoju. Każdy teraz chciał wiedzieć jak to jest być ulubienicą Boga. Jednego dnia mnie nie nawidzili i wyszydzali że mnie a później chcieli nawet autografy.
Po miesiącu wszystko ucichło. Miałam spokój. Co prawda musiałam wychodzić w kapturze lecz da się przyzwyczaić. Kolejne miesiące starałam się jakoś pogodzić z stratą Lokiego i Nyaly. Miałam seny z nimi. Stałam za szybą której nawet nie mogłam stłuc, krzyczałam, płakałam ale oni ciągle mnie nie widzieli i nie słyszeli. Te koszmary męczyły mnie do tego stopnia, że bałam się zamknąć oczy. Źle spałam i to odbijało się na moim zdrowiu. Zachorowałam i w trakcie choroby tak mi go brakowało, gdy czuwał by mi się nic nie stało, mówił cicho dobranoc i każdego dnia mogłam go zobaczyć.
Po wychorowaniu się dostałam telefon od Starka i mówił bym szybko przyleciała do niego. Po dwóch dniach dotarłam i zobaczyłam Nyala. Spała na łóżku szpitalnym. Cieszyłam się, że ją widzę lecz bałam się o nią.
– Nie powinna być w Asgardzie? – spytałam Starka i Thora.
– Gdy cię uwolniliśmy znaleźliśmy ją, z trudem ją wyciągnęliśmy z Asgardu. Baliśmy się, że Loki jej coś zrobił – wyjaśnił Bóg piorunów.
– Czemu mi wcześniej o tym nie powiedzieliście?! – spytałam z wyrzutami.
– Bo ona umiera – powiedział ledwo słyszalnie Iron Man.
Na te słowa na chwilę stanęło mi serce i oddech. Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości. Stracę Nyala. Tą radosną dziewczynke która nazywała mnie mamą.
– Mamo to ty? – usłyszałam za plecami jej słaby głos.
Łzy stanęły mi w oczach, że cały obraz był zamazany. Szybko się odwróciłam i uklęknęłam przy jej łóżku.
– Zostawcie nas – rozkazałam im.
Wyszli. Patrzyłam teraz na dziewczynkę. Miała lekki uśmiech na twarzy a w jej oczach po mału gasły te małe iskierki. Nie mogłam już powstrzymać łez. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
– Tak się cieszę, że cię widzę Nyala – złapałam za jej malutką rączkę.
– To dlaczego płaczesz mamusiu? Z powodu, że nie ma tatusia przy nas? – spytała jakby nie była świadoma, że zaraz pochłonie ją śmierć.
– To są łzy szczęścia – skłamałam bo nie chce by umierała smutna – moja mało Nyalo musisz iść spać. Pamiętaj zawsze będziesz w moim sercu – zapewniłam ją.
– Wiem mamusi tak jak mamy tatusia w naszym sercu. Kocham cię – ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy.
– Ja ciebie też kocham córeczko.
– Zaśpiewasz mi kołysankę?
– Oczywiście – przetarłam łzy i zaśpiewałam cicho – więc śpij kochanie, wszystkie gwiazdki już na niebie zgasły, wszystkie dzieci pogrążone są we śnie a ty jedna tylko nie a a a a a a były sobie kotki dwa – na tym skończyłam bo usunęła na zawsze.
Teraz już mogłam płakać. Ciągle trzymałam jej dłoń, jej malutką dłoń. Na sam widok jej bezbronnej i niewinnej twarzy ciągle płakałam. Zasnęła na zawsze, już się nie obudzi. A ja nic nie mogłam zrobić. Kilka dni później odbył się pogrzeb. Przyszłam ja i Avengersi, choć byli tylko na chwilę potem odeszli. Stałam tak nad jej grobem.
– Zawsze będziesz w moim sercu mała Nyala, zawsze – wyszeptałam i położyłam bukiet kwiatów a w tym jeden mały wysuszony kwiat który kiedyś mi dała.
Po tych zajściach nie wychodziłam z domu chyba, że było to coś pilnego. Trwałam tak w pustce i żalu. Codziennością było iż wylewałam tonę łez. Aż nadszedł ten dzień...moment w którym zaznam spokój. Pamiętam, że dzięki temu naszyjnikowi mogę spełnić jedno życzenie. Nie mogłam się teleportować do Asgardu bo moc naszyjniki była za słaba lecz mogłam go choć raz spotkać lecz w formie ducha. Stanęłam nad klifem w Norwegii ponieważ ten kraj mi się z nim kojarzył. Wszystko oprócz naszyjnika zostawiłam w domu. W myślach powiedziałam
~ chce go zobaczyć ten ostatni raz ~
I zrobiłam krok do przodu. Leciałam już do Morza a po chwili byłam już w nim. Zimno przyjemnie mnie otuliło, z początku bałam się, że fale poniosą mnie na skały ale jakimś sposobomem spadłam w dół. Brakowało mi coraz bardziej tchu. Ostatni raz zobaczyłam światło wydobywajace się nad tafli wody a po chwili brak możliwości oddechu.
W swojej komnacie stał Loki i patrzył na nocne niebo. Spojrzałam na swoje dłonie były białe, przezroczyste, na sobie miałam suknie, włosy rozpuszczone i koronę. Wyczuł moją obecność i widząc mnie znieruchomiał. Patrzył się na mnie a jego oczy stały się szkliste.
– Victoria – wyszeptał.
Kiedyś myślałam, że pozbawienie się życia dla drugiej osoby było bez sensu. Tak mi go brakowało, jego dotyku na moijej dłoni, słodkiego dobranoc, lekko złośliwego moja królowo, ciepłego przytulenia i pełnego uczuć pocałunku. Dla spotkania go, choć ten jeden jedyny raz byłabym w stanie jeszcze raz oddać życie.
Podeszłam do niego i odziwo udało mi się go przytulić. Oboje płakaliśmy.
– Jestem tu – powiedziałam.
– Ale nie żyjesz, straciłem Ciebie – powiedział i widziałam jak płakał – nikt mi nie został.
Lekko się uśmiechnęłam by choć trochę go pocieszyć lecz poczułam jakbym zanikała. Spojrzałam na ręce już prawie nie widoczne a potem na Lokiego.
– Nie zostawiaj mnie Królowo, nie poradzę sobie bez ciebie – błagał przez płacz – za dużo już straciłem, nie rób mi tego królowo.
Czułam, że mój czas dobiegł końca. Rzuciłam tylko:
– Żegnaj Loki. Na zawsze.
I zniknęłam. Udało mi się go zobaczyć. A potem? Nie wiem czy to piękne piekło, niebo lub Walkallia ważne, że teraz wraz z Nyalą spędzamy razem czas i leżymy na łące wspominając czasy na Ziemii i Asgardzie kiedy to byliśmy rodziną. Szczęśliwą rodziną.
A więc tak ludzie...the end. Czy jest to happy end?
No nie wiem ale jedno wiem na pewno popłakałam się na momencie śmierci Nyaly. A wy płakaliście jak tak to przy którym momencie?
I tak wiem, jestem złą autorką bo zabijam ale czy to moja winna, że kocham smutne zakończenia?
Chciałam też podziękować za te 6 tyś wyświetleń i 700 gwiazdek to dużo dla mnie znaczy i pokazało że ta książka nawet się przyjęła. Mam taką nadzieję.
A więc mogę już to napisać
Ta historia dobiegła końcaKoniec.
CZYTASZ
In the mind of a god • Loki Laufeyson
Fanfiction• Zwykła dziewczyna o normalnym życiu. Niestety nawet sama nie wie, że jej życie nigdy nie będzie takie samo po spotkaniu pewnego Nordyckiego Boga • Ta książka była pisana dawno temu gdy chodziłam do podstawówki więc może być cringe.