Pięć dni później
– Jak się dziś czujemy? – spytał Loki gdy zobaczył, że kobieta się obudziła.
– Zadajesz mi to pytanie co godzinę – odpowiedziała mu – ale lepiej. Dziś mogę już wstać.
– To świetnie – klasną w dłonie – bo mam genialny pomysł. Wiem, że tęsknisz za Ziemią więc zrobimy małą wycieczkę. Przeniesiemy się do losowo miejsca na Midgardzie i go pozwiedzamy.
W oczach kobiety zapaliły się małe iskierki na myśl, że zobaczy swoją planetę.
– Ale do wycieczki przygotujemy się jak Ziemianie – zaśmiała się – czyli weźmiemy plecak i prowiant.
– Jak chcesz moja królowo.
– Głupio się czuje jak nazywasz mnie królową – lekko się zarumieniła.
– Wiem dlatego to robię – po tych słowach pocałował ją w policzek – naszykuj się i ubierz ciepło.
– Oczywiście.
Gdy zielonooki wyszedł z komnaty, kobieta radośnie wyjęła swoje midgardzkie ubrania i je ubrała. Włosy związała w koka i zaczęła szperać po szufladach z nadzieją znalezienia plecaka lub torby. Gdy sprawdzała już ostatnią znalazła swój cel. Zeszła szybko do kuchni i poprosiła służbę by przygotowali kanapki, ciastka i butelkę z wodą. Był problem z ostatnim ponieważ w Asgardzie nie znali plastikowych butelek więc musieli nalać wodę w szklane. Po tym ładnie podziękowała i zaczęła szukać Lokiego. Gdy w końcu go znalazła a bardziej on ją, wyruszyli na Midgard.
Poczuli po chwili palące słońce na plecach a przed nimi sucha popękana gleba i chude drzewa.
– Wiesz może gdzie nas poniosło – zwrócił się do niej.
– Jesteśmy w Afryce – powiedziała i rękoma pokazała pustynny krajobraz – miejsce z którego w dawnych czasach brano niewolników do ciężkiej pracy fizycznej.
– Przecież tu prawie nic nie rośnie – wskazał na suchą ziemię – jak można tu żyć?
– Da się lecz jest ciężko. Trzeba uważać na dzikie plemienia. I na hieny i te wredne komary.
– Choćmy do cienia. Tu jest upał – narzekał Loki.
– To znajdź tu gdzieś cień.
– Chce mi się pić – już chciał sięgać po butelkę z wodą ale postrzymał go Victoria.
– Jeżeli teraz wszystko wypijesz nie będziesz miał co potem pić.
W milczeniu ruszyli przed siebie szukając cienia. Kobiecie upały tak bardzo nie doskwierały bo kiedyś wyruszyła na wyprawę po pustyni na wakacjach. Lecz Lokiemu słońce było wrogiem.
Gdy znaleźli w miarę cieniodajne drzewo zobaczyli grupkę czarnoskórych dzieci którzy grali przed chwilą w piłkę nożną. Była ich czwórka.
Loki chciał już zawracać widząc ich nie najlepszej jakości ubrania i wychudzone buty lecz kobieta złapała go za nadgarstek i skarciła wzrokiem.
– Oni wcale nie są gorsi od nas – szepnęła – chciałeś cień. Proszę bardzo masz cień tyle, że musisz usiąść między nimi.
– A jak nas zjedzą, lub zabiją lub potem zjedzą?
– To ty zmartwychwstaniesz cofniesz się w czasie i do tego nie dopuścisz.
Puściła jego nadgarstek i ruszyła do przodu. Dzieci widząc idocą w ich stronę białą kobietę zaczęły coś szeptać pomiędzy sobą.
– Um hej – zaczęła mówić – rozumiecie co mówię?
– Tak – odpowiedział jeden chłopczyk – chce pani – zaczął w myślach szukać słowa – na ziemi?
– Usiąść?
Dostała odpowiedź skinieniem głowy. Usiadła pomiędzy nimi w cieniu i spojrzała się na czarnowłosego który nadal stał na słońcu. Gestem ręki zaprosiła go a on niepewnie podszedł.
Po paru minutach chłopcy wrócili do gry.
Po chwili stała koło niebieskookiej mała lekko wychodzona dziewczynka ze smutnymi oczkami.
– Pani ma...kanapkę? – spytała jąkając się.
– Oh oczywiście – szybko z plecaka wyjęła kanapkę i podała je czarnoskórej dziewczynce.
– Dziękuję – przytuliła się do niej a z jej oczek poleciały łezki. Gdy odkleiła się wzięła kanapkę i z radością ją zjadła.
– Hej – zaczął Loki zwracając na siebie uwagę wszystkich – chcesz wody?
Na te słowa dziewczynka skinęła głową i radośnie podbiegła do niego. Zielooki schylił się i podał jej szklaną butelkę z płynem.
– Mogę pana przytulić? – spytała niepewnie.
Victoria spojrzała się na niego z uśmiechem a on wziął dziewczynkę na ręce a ona swoimi małymi rączkami zawiesiła się na jego szyii. Poczuł przyjemne ukłucie w sercu dzięki czemu na jego twarzy zagościł uśmiech. Odstawił dziewczynkę gdy ona o to poprosiła.
Kolejną godzinę spędzili pod drzewem oglądając mecz chłopców a mała Nyala bawiła się włosami kobiety plecąc warkocze. Nawet sam Bóg kłamstw zaczęła się dobrze bawić choć się do tego nie przyznał.
Dwie godziny później
– Przykro mi Nyala ale muszę już wracać do domu – powiedziała tak by nie obrazić małej mieszkanki Afryki.
– To zabierz mnie...ze sobą...nie mam rodziców– powiedziała a jej oczka były już szkliste.
– Niestety nie ja o tym decyduje. Przykro mi. Życzę ci szczęścia.
Po tym kobieta odeszła zostawiając małą dziewczynkę. Sama uroniła jedną łzę gdy szła do Lokiego.
– Ruszamy? – spytała.
– Zaraz chyba coś zostawiłem pod tym drzewem.
Skołowana kiwnęła głową i czekała na niego. Nie mogła znieść myśli, że zostawi tą małą istotkę na pastwę losu. Nie miała rodziny więc było jej trudno, a ona nie może jej zabrać. Przetarła polik i odwróciła się słysząc kroczącego Lokiego. To co zauważyła sprawiło, że łzy szczęścia popłynęły z jej oczu. Szedł z dziewczynką na rękach, uśmiechnięty od ucha do ucha.
CZYTASZ
In the mind of a god • Loki Laufeyson
Fanfiction• Zwykła dziewczyna o normalnym życiu. Niestety nawet sama nie wie, że jej życie nigdy nie będzie takie samo po spotkaniu pewnego Nordyckiego Boga • Ta książka była pisana dawno temu gdy chodziłam do podstawówki więc może być cringe.