ep. 4

892 48 17
                                    

Słowa obcych ludzi ranią wystarczająco mocno, ale słowa tych, którym ufamy, są najgorsze.

Rose stała w drzwiach pokoju swojego brata. Pokój chłopaka był o wiele większy niż ten jej w Wieży Gryffindoru. Pokój Marcusa ozdobiony był herbami Slytherinu. W pomieszczeniu znajdowały się cztery ogromne łóżka, każde posiadało ciemnozielone baldachimy, które zwisały z czterech drewnianych kolumn. Na ścianach wisiały pochodnie, oświetlające pomieszczenie. Kamienna podłoga pokryta była ozdobnymi, szarymi dywanami. Z sufitu zwisał miedziany żyrandol, a w niektórych miejscach na ścianach pojawiały się delikatne akcenty szachownicy. W pokoju okna były zasłonięte zielonymi zasłonami. Przez okna można było zobaczyć stworzenia żyjące w hogwarckim jeziorze.
Dziewczyna odwróciła wzrok od okna i podeszła do łóżka, na którym leżał kot jej brata. Adora.
Pochyliła się i pogłaskała kotkę po gęstej, ciemnej sierści, na co ta zamruczała i otworzyła oczy, aby na nowo je przymróżyć.

- Rose? - odezwał się zza jej pleców zachrypnięty głos Marcusa.

Rose odwróciła się gwałtownie, napotykając pytający wzrok czekoladowych oczu brata, który prawdopodobnie dopiero wyszedł spod prysznica.

- On wrócił, Marcus - zaczęła Hill łamiącym się głosem - oddałam go, a on wrócił!

Chłopak przyglądał się siostrze kompletnie nic nie rozumiejąc - Dziennik, mówię o tym przeklętym dzienniku - dodała załamana.

Chłopak spojrzał na nią, jakby co najmniej wyrosła jej druga głowa.

- Przysięgam, Marcus. Mogę ci go nawet pokazać przyniosłam go tutaj!

Chłopak jedynie skinął głową i przysunął się bliżej siostry, gdy ta otwierała torbę, ale widząc jej zdezorientowaną minę, westchnął, zabrał torbę z jej rąk, ale w środku nie było nic prócz podręczników.

- Musisz odpocząć, Rose.

Dziewczyna spojrzała na niego zraniona, ale on nie przejął się tym. Nie chciał, żeby jego siostra skończyła jak ich ojciec. W świętym Mungu.

Zanim zdążył coś zrobić Rose wybiegła z jego dormitorium. Zostawiając swoją torbę, która po chwili zniknęła z jego łóżka.

(***)

Rose biegła przez opustoszałe korytarze Hogwartu, a po bladych policzkach dziewczyny spływały łzy. Gdy wspaniała się po stromych schodach prowadzących na Wieżę Astronomiczną, czuła palące spojrzenie na swoich plecach, ale je zignorowała, uznała, że to któryś z duchów ją zauważył i obserwuję. Kiedy znalazła się na wieży z jej piersi wyrwał się gwałtowny szloch a nogi ugieły. Rose zjechała po ścianie, opierając głowę o kolana, szlochając.

- D-dlaczego ja? - wydukała, opierając zapłakany policzek zimną ścianę - co złego zrobiłam?

Rose przymknęła oczy, chcąc na chwilę zapomnieć o tym co stało się w ciągu tych kilku dni. O tym przeklętym dzienniku i o tym, że wraca do niej jak bumerang.
Dziewczynę otrzeźwił przeraźliwy chłód, który owiał jej ciało. Natychmiast otworzyła oczy i pierwsze co zauważyła była jej brązowa torba, leżąca na jej kolanach. Przerażona wstała i niepewnie zajrzała do środka. Zaniemówiła widząc dziennik w środku. Zdenerwowana wyjęła go i rzuciła na środek Wieży.

- Incendio - rzuciła i patrzyła jak dziennik się pali, aż zostaje z niego sam pył.

Miała nadzieję, że tym razem to zadziała, że gdy wróci nie zobaczy go ponownie na komodzie.

Po powrocie do dormitorium dziewczyna z ulgą stwierdziła, że dziennika nigdzie nie ma. Szybko przebrała się w piżamę i położyła się spać. Miała dość tego wieczoru. Gdy oczy dziewczyny zamykały się, Rose znów poczuła ten sam chłód i uczucie bycia obserwowaną, jak poprzednio na Wieży Astronomicznej. Myślała, że to jej wyobraźnia robi sobie z niej okrutne żarty, do czasu, gdy poczuła jak ktoś sunie zimną jak lód dłonią po jej policzku, na co gwałtownie otworzyła oczy, ale nikogo nie zauważyła. Rozejrzała się po pokoju i jedyne co przykuło jej uwagę to dziennik, który wydawało się jej, że zniszczyła obok notatnika leżała mała karteczka. Hill chwyciła kartkę i przeczytała ją.

Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Rose.

Zniszcz Ten Dziennik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz