Czym jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie by pachniało.
Pogrzeb zamordowanego w okrutny sposób Oliviera Scotta odbył się w poprzednią niedzielę. Rodzina chłopaka nie życzyła sobie obecności uczniów Hogwartu na potrzebie ich syna. Rose bardzo przeżyła śmierć Oliviera. Widok martwego ciała chłopca nękało ją co nocy, strasząc, że skończy jak on. Nie spała dobrze, co zaczęło odbijać się na jej nauce i kontaktem z bratem, przez ciągłe rozdrażnienie.
- Hill, słyszysz co do Ciebie mówię? - głos rozdrażnionego Draco Malfoya ocknął ją z natłoku myśli.
Chłopak wysyłał w jej stronę mordercze spojrzenia - Nie myśl sobie, że zrobię ten eliksir sam, ruszaj się i mi pomóż.
Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową i zabrała się za krojenie ogonu salamandry, który podał jej Malfoy.
- Miałaś to pokroić a nie posiekać, coś ty narobiła?! - wykrzyknął zirytowany chłopak, wyrywając od - to marnotractwo składników, przynieś nowy. Ten do niczego się już nie nadaje.
Rose bez słowa opuściła ich miejsce pracy i skierowała się do schowka, gdzie Mistrz Eliksirów przechowywał składniki. Chwilę zajęło jej znalezienie ogona salamandry, który stał w słoiku, na najwyższej półce. Kiedy dziewczyna sięgała po słoik usłyszała kroki a za chwilę ktoś lub coś strącił słoik, który o mały włos nie rozbił głowy dziewczyny. Rose odskoczyła przerażona, krzycząc i cofnęła się, ale po chwili zaczęły spadać kolejne słoiki. Hill jak najszybciej chciała wydostać się z pomieszczenia, ale drzwi składziku, które zawsze były otwarte, teraz były szczelnie zamknięte.
Nie wiedząc co zrobić dziewczyna zaczęła uderzać w drzwi pięściami i błagając o pomoc, która nie nadchodziła. Nagle poczuła jakby ściana przed nią się poruszyła a drzwi zatrzeszczały i zaczęły napierać na nią, przez co zrobiła kilka dużych kroków w tył, ale przewróciła się uderzając głową w twarde kamienie. Kiedy otworzyła ponownie oczy, przed nią stał zaniepokojony profesor i kilkunastu uczniów, którzy wpatrywali się w nią jakby oszalała. Jedynie Draco Malfoy, stał obok profesora i przyglądał się jej ze zmartwionym wzrokiem.- Dobrze się czujesz, panno Hill? - zapytał niepewnym tonem nauczyciel, posyłając jej delikatny uśmiech.
- J-ja... - ciemnowłosa rozglądała się dokoła w poszukiwaniu szkła lub innych śladów tego co stało się tu wcześniej. Jedynym rozbitym słoikiem był ten z ogonem salamandry, który leżał przy niej - tak, wszystko dobrze.
- Panie Malfoy - zaczął Slughorn, poważnym tonem - zabierz panne Hill do Skrzydła Szpitalnego.
- Oczywiście, profesorze.
Malfoy wyciągnął szczupłą, bladą dłoń w stronę dziewczyny, którą ta niechętnie przyjęła. Opuszczali salę eliksirów odprowadzani nieprzychylnymi spojrzeniami, które skierowane były w kierunku Rose i szeptami, które nie były tak ciche, aby Hill nie była zdolna ich usłyszeć. Wiedziała, że od dzisiaj będzie uważana za obłąkaną, która do tego nie cierpi szlam. Życie Rose zapowiadało się nad wyraz ciekawie.
- Co się tam wydarzyło? - zapytał po chwili Malfoy, nie patrząc na Rose.
- Nic.
Chłopak zatrzymał się nagle i odwrócił gwałtownie brunetkę w swoją stronę.
- Krzyczałaś tak jakby ktoś co najmniej Cię tam zabijał, połowa o ile już nie cała szkoła ma Cię za wariatkę - oznajmił z niesamowitą powagą chłopak - a więc co się stało?
- Dlaczego Cię to obchodzi, co? - zapytała, uśmiechnając się przy tym złośliwie - w końcu jestem miłośniczką szlam, jak to lubiłeś mnie nazywać.
Chłopak wybuchnął śmiechem, kręcąc rozbawiony głową - Przyznaję, że tu się myliłem, po przedstawieniu z Granger nabrałem do ciebie szacunku.
Rose zaskoczona i jednocześnie urażona nie wiedziała co odpowiedzieć wrednej Fretce, która widząc szok wymalowany na twarzy dziewczyny uśmiechnał się rozbawiony.
- Jesteś świnią, wiesz? - prychnęła i odepchnęła go, aby w spokoju udać się do swojego dormitorium, gdzie nie będzie teraz nikogo - pieprzony Malfoy.
W drodze na Wieżę Gryffindoru ciemnowłosej przed oczami dosłownie znikąd pojawiła się burza dobrze znanych rudych włosów, które po chwili zniknęły zza zakrętem. Rose nie czekając dłużej puściła się biegiem za dziewczyną, która prawdopodobnie zabrała z jej pokoju nawiedzony dziennik i teraz sama mogła być w niebezpieczeństwie.
Hill odnalazła wzrokiem dziewczynę, która szybkim krokiem kierowała się w dół schodów. Ciemnowłosa biegła ile sił w nogach za dziewczyną, ale ta była za daleko, by Rose była w stanie ją dogonić. Nagle rudowłosa dziewczyna zatrzymała się, odwróciła w jej stronę i posłała w jejstronę spojrzenie, które mroziło krew w żyłach. Rose stanęła w miejscu niedowierzająco patrząc na odchodzącą w dal młodszą siostrę Rona Weasley'a.
- Ginny?
CZYTASZ
Zniszcz Ten Dziennik
FanficMiłość? Nie, nie tęsknię za nią. Ona nie jest ani najważniejsza, ani najczystsza, nigdy nie stanie się mieszanką doskonałą, raczej brudną cieczą. Zanim ktoś jej posmakuje, powinien ją powąchać. Istnieje jednak ryzyko, że i tak nie zauważy, iż jest t...