Wstęp.

694 44 23
                                    

'Cause you held me in your arms just a little too tight

Budzę się jak tak zwykle, parę minut po siódmej. Pierwsze chwile po przebudzeniu się, są takie jak zwykle - spokojne i błogie, a mój umysł ciągle jest otumaniony snem. Dopiero po paru chwilach, wszystko dociera do mnie z całą mocą i czuję niemal fizyczny ból.

Wzdycham i podnoszę się, siadając na łóżku. Przez okno wpadają do pokoju promienie słońca, a ja nawet przez zamknięte okna, mogę usłyszeć ćwierkanie ptaków i lekki szum wiatru. Idealny wiosenny poranek.

Przez dobrą chwilę siedzę tak, po prostu otulony kołdrą, próbując rozbudzić się i zmusić do wyjścia z ciepłej pościeli. Teoretycznie i tak nie mam żadnych planów na ten dzień. Sezon już się skończył, a my mamy parę dni wolnych przed rozpoczęciem powtórnych treningów. Nie mam ochoty kompletnie na nic, a jedyne czego szczerze pragnę, to pozostanie w łóżku i przespanie wszystkiego, co tylko się da. Mimo to decyduję się wstać. Już i tak zbyt wiele czasu spędziłem, po prostu leżąc i użalając się nad sobą.

Wstaję i idę do kuchni, nastawiając wodę na herbatę. Rozsuwam zasłony, starając się wpuścić do domu nieco światła, po czym uchylam okna. Dzień jest naprawdę piękny. Kwiaty powoli wypuszczają pąki, jakby powoli odżywając po zimie i pną się w kierunku słońca. Nie ma już żadnych śladów po śniegu, a jedynym śladem tego, że to jeszcze nie lato, są krople rosy i mrozu na trawie.

Zakłam dresy i zmieniam podkoszulek, po czym narzucam na ramiona bluzę. Przekręcam klucz w zamku i już po chwili stoję w drzwiach, opierając się o framugę i pozwalając, aby pierwsze promienie wiosennego słońca spoczęły na mojej twarzy. Jest chłodno, nawet bardzo - temperatura na pewno nie wynosi powyżej 5 stopni. Ale nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie, czuję, że to właśnie tego ożywczego chłodu potrzebuję. Przymykam na chwilę oczy, a kiedy je otwieram, mój wzrok pada na widoki malujące się naprzeciw mojego domu - widoków, których nigdy nie mam dość. Góry wyglądają przepięknie, niczym z obrazka, dumne, majestatyczne, a ich szczyty spowite są białymi chmurami. Wiatr targa czubkami drzew, a zimne powietrze dostaje się do moich płuc. Oddycham głęboko, starając się wchłonąć jak najwięcej tego spokoju, którym emanuje cała okolica. Wydaje się, że nic nie jest w stanie tego zakłócić.

Lecz jak na złość, im bardziej staram się uspokoić myśli w tej sielankowej atmosferze, tym bardziej dociera do mnie, że nawet ta unosząca się w powietrzu wiosna, ten przyjemny wiatr i to ciepłe słońca nie są w stanie zastąpić mi ciebie. Że wcale nie potrzebuję zapachu rosy, a tak dobrze mi znanego zapachu pewnego Słoweńca. Że nie potrzebuję słonecznego ciepła i blasku, a otaczających mnie twoich ramion i twojego szczerego uśmiechu. Że zamiast patrzeć na krople rosy, wolałbym patrzeć w twoje zielone oczy, Peter. I już wiem, że choćbym nie wiem, jak się starał, nic nie jest w stanie cię zastąpić. I że mógłbym oddać wszystko, nawet tę idealną aurę i żyć dzień w dzień w jakiejś mokrej plusze, tylko za to, żeby już zawsze mieć cię przy sobie.

Po raz kolejny wdycham i zamykam drzwi, a następnie wracam do kuchni, zalewając wodą torebkę herbaty. Czekam, aż zrobi się bardzo mocna, wręcz czarna, mając nadzieję, że w jakiś sposób, choć trochę postawi mnie na nogi.

I tak oto właśnie kolejny dzień z rzędu oszukuję siebie, chociaż doskonale wiem, że nie będzie on się różnił od tych poprzednich bez niego.

___________________________

Witam Was w drugiej części "Sweater Weather"! Mam nadzieję, że ta część spodoba Wam się tak jak poprzednia, więc zachęcam Was do komentowania i zostawiania gwiazdek, gdyż jest to dla mnie sygnał, iż doceniacie moje starania :)

Rozdziały będą pojawiały się tak jak w przypadku poprzedniej części - dwa razy w tygodniu. Dlatego do szybkiego zobaczenia!

Ola

Come what may | p.prevc x k.stochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz