Rozdział 9.

196 34 1
                                    

And who I've been is with you on these beaches

Pewnie mówię już o tym setny raz (ale w końcu chyba mam prawo jakoś to przeżywać, prawda?), ale moją największą chęcią jest ta, żeby nie wychodzić w ogóle z łóżka, tylko siedzieć w cieple, oglądać jakieś durne seriale – lub czytać książki, byleby zająć umysł – i ewentualnie jeść jakieś lody czy coś w tym stylu. Chociaż nie, jak teraz myślę to trochę przesadziłem. Mocno trochę. Zbyt pusto jest w tym łóżku bez ciebie, żebym mógł w pełni odpocząć. Żebym mógł w ogóle odpocząć.

Dlatego kolejną rzeczą, którą najchętniej bym zrobił to gdzieś wyjechał. Bez żadnego celu, może żeby się trochę powłóczyć, wyciszyć. Ale to też jest spalonym pomysłem, gdyż tak naprawdę, w głębi serca chcę jechać tylko w jedno miejsce, do jednego kraju. Do Słowenii, która od pierwszego dnia skradła moje serce. Przykro mi to stwierdzić, ale chyba nawet szybciej niż ty.

To chyba jedyne miejsce, do którego ciągle mógłbym wracać, ba, nie opuszczać go. A jeśli wierzyć powiedzeniu – twój dom jest tam gdzie twoje serce – to jest po części moim domem, tak samo jak Zakopane. W Słowenii pokochałem dosłownie wszystko. I również w tym masz swój udział, Peter. Pokazywałeś mi swój kraj z niemal nabożnością i zapałem, tak, że aż mi się on udzielił. I trwa do tej pory. Po każdym konkursie – Planicę znam już jak własny ogródek, jeśli nie lepiej – pokazywałeś mi chociaż małą jego cząstkę. A to jakąś zapomnianą polanę w pobliżu, jezioro, las, niskie pagórki.

Za każdym razem kiedy przyjeżdżałem, nawet jeszcze wtedy kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi, ty odkrywałeś przede mną coś nowego. A to góry, zarówno te które można zdobyć spacerkiem w jedno popołudnie, jak i te naprawdę wysokie, jak Triglav, część Alp, którego podejście stanowiło nie lada wysiłek.

Zdążyłem odwiedzić naprawdę ogromną część tego kraju, chociaż stale nie opuszcza mnie wrażenie – i pewnie mam rację – że nie zobaczyłem co najmniej drugiej tyle. Zwiedzaliśmy niezależnie od pogody. Chodziliśmy uliczkami Piranu, kiedy żar lał się z nieba, a miasto wyglądało na jeszcze bardziej „suche" i gorące niż na fotografiach, siedzieliśmy na deszczu w Kranju, kiedy opowiadałeś mi swoje wspomnienia z dzieciństwa, czy podziwialiśmy w nocy oświetlone miasta i góry, szczególnie w zimie.

Nadal mam upchane w albumach zdjęcia i pocztówki z Mariboru i Bledu, który chyba upodobałem sobie najbardziej. Nie wiem co było takiego w tym małym kościółku na wysepce, bo prawdę mówiąc – kościół jak kościół – ale coś sprawiało że czułem potrzebę tam wracać. A bywaliśmy tam często, biorąc pod uwagę że od Radovlijicy dzieliło go jakieś 15 km. Oprócz największych i najładniejszych miast Słowenii (a większość jest takich) przewlokłeś mnie też po niemal każdej wsi, które w sumie nie wiele różniły się od polskich. A mimo to każda ma jakieś maleńkie miejsce w moim sercu, a szczególnie ta twoja rodzinna. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że zostanę aż tak ciepło przyjęty, a moje bardzo skromne umiejętności słoweńskiego zostaną aż tak wychwalone.

Byłeś moją prywatną motywacją, wiesz Pero? Nie tylko do skoków, ale do niemal wszystkiego innego. Prawie desperacko chciałem abyś był ze mnie dumny. Chyba mogę nie przez przesady powiedzieć, że sporą część moich medali zdobyłem dzięki tobie i dla ciebie. Na tej samej zasadzie zmusiłem się nawet żeby trochę podreperować moje kulinarne umiejętności. Przynajmniej trochę.

Pamiętam jak wyjątkowo uparłem się abyśmy poszli na jedną z nielicznych piaszczystych plaż w Słowenii. Do tej pory czas spędzaliśmy głównie w górach, a Słowenia to jeden z krajów, które zawierają w sobie wszystko, od gór aż po plaże, aczkolwiek przeważają te kamieniste.

W teorii mieliśmy trafić na piękną pogodę. Ale niestety znając nasze szczęście – tylko mieliśmy. I mimo że od początku chciałeś wracać, twierdząc że to jest naprawdę zła pogoda na plażowanie, to jakoś przekonałem cię żebyśmy zostali.

Łaziliśmy po prostu bez celu, co jakiś czas wymieniając jakieś słowa, głównie jednak po prostu szliśmy w swojej obecności. Lubiłem tę ciszę. Nie była niekomfortowa – była uspokajająca, taka nasza, wręcz intymna. Tak samo jak lubiłem studiować twoją twarz, zarówno kiedy skupiony przygotowywałeś się do skoku, jak wtedy gdy mi coś opowiadałeś i się uśmiechałeś czy tak jak wtedy, kiedy zwyczajnie patrzyłeś przed siebie w zamyśleniu.

Chyba w końcu zauważyłeś że ci się przyglądam, bo przystanąłeś, ciągnąc mnie w swoim kierunku. Dopóki nie objąłeś mnie, nawet nie wiedziałem jak zimno było na dworze. A może po prostu twój dotyk wydawał mi się o wiele cieplejszy niż wszystko inne?

Nie wiem ile czasu staliśmy tak, słuchając w tle szumu morza i patrząc sobie w oczy. Samo twoje spojrzenie potrafiło doprowadzić mnie niemal na skraj i w momencie kiedy chciałem w końcu się odezwać zaczął padać deszcz. I chociaż powinniśmy ewakuować się stamtąd jak najszybciej, to naprawdę nie chciało mi się wracać.

Na myśl przyszły mi nagle te wszystkie durne filmy o miłości, które jak się okazało wcale nie miały żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Bo z jednej strony to była sytuacja prawie jak z filmu, a z drugiej – była tak koszmarnie antyfilmowa. Jakbym oglądał to z boku poziom kiczu odrzuciłby mnie natychmiast.

Sam nie wiem nawet dlaczego wybuchnąłem śmiechem, a ty przez dobre parę sekund patrzyłeś na mnie jak na chorego psychicznie. W końcu też zacząłeś się śmiać, chociaż jestem niemal pewien że nie wiedziałeś z czego. Chichotaliśmy tam przez jakieś parę minut, dopóki nie zrobiło się jeszcze zimniej.

- Pocałuj mnie Pero. – w końcu powiedziałem na głos to, co chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. I pocałowałeś mnie, tak że po raz kolejny zabrakło mi tchu. Tym razem z twojego powodu.

Dopiero kiedy oderwaliśmy się od siebie poczułem jak naprawdę jest zimno. A z każdą minutą padało coraz bardziej i coraz bardziej się ochładzało. Tak, że dygotałem nawet pomimo otaczającego mnie ciepła twojego ciała. Odsunąłeś mnie od siebie i ściągnąłeś swój gruby sweter i wciągnąłeś go na mnie, po czym zacząłeś wlec w kierunku porzuconego gdzieś po plaży samochodu. Co jakiś czas nadal wybuchaliśmy śmiechem jak kretyni, a ty co jakiś czas przewracałeś oczami twierdząc, że zachowuję się jak dziecko.

To chyba nadal jedno z moim ulubionych wspomnień, nawet jeśli potem umierałem przez kilka dni. I choćbym próbował jak tylko się da zapanować nad moimi myślami, to ciągle mam w głowie to, że przy tobie nawet jeśli na dworze panował chłód i mróz, to ja czułem wszechogarniające ciepło.

A chociaż wiem że nie powinienem o tym myśleć, bo tylko utrudniam sobie pozbieranie się, to chciałbym cofnąć czas aby poczuć je jeszcze raz.

____________________

Depresji rozdział dziewiąty...

Mam tyle pomysłów na opowiadania, że nie wiem jak ja to zrobię, zwłaszcza, że od wtorku wracam na uczelnię...😔

Jeśli przeczytałeś zostaw gwiazdkę! I z przyjemnością posłucham jakichś waszych opinii na temat rozdziału XD

Do zobaczenia,

Ola

Come what may | p.prevc x k.stochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz