Rozdział 19.

271 32 2
                                    

You're part of the past, but now you're the future

W jakiś dziwny sposób zawsze lubiłem burzę. Chociaż... może nie samą w sobie burzę, ale to co jej towarzyszyło, co działo się przed, po, albo w trakcie. Oczywiście nie jestem jakimś masochistą, więc jak większość normalnych ludzi nie znoszę wychodzenia z domu podczas burzy, aby coś załatwić ani specjalnie przemakać w deszczu. Po pierwsze nie ma nic gorszego niż strugi lodowatej wody – jeszcze w zimny dzień, o zgrozo – po drugie, to okropne uczucie mokrych, lepiących się do ciała ubrań, przemoczonych butów, a po trzecie – nie mówcie że nigdy ani odrobinę się nie baliście, kiedy grzmiało i wiało tak, że łamały się gałęzie, drzewa, a wszystko wokoło pływało, lub nie było prądu.

Ale przejściowe, łagodne burze, czy też deszcz.... Szczerze mówiąc lubiłem to. Dlatego że po deszczu nagle było wszystko zielone, żywe, budzące się do życia. Prawdziwa eksplozja kolorów, szczególnie wiosną i latem. Poza tym, zapach deszczu, szczególnie po takiej prawdziwej burzy. Nie jestem nawet w stanie go dokładnie opisać, ale jest to jakaś mieszanka wilgotności, kurzu, trawy i sam nie wiem czego jeszcze. Ale jest tak specyficzny i kojarzący mi się właśnie z tobą. To w sumie śmieszne że to właśnie akurat deszcz i wszelakie załamania pogody podświadomie łączę z tobą. Chociaż... nie, ja właściwie wszystko łączę z tobą. Na niemal każdą rzecz, sytuację pogodową, wydarzenie czy dosłownie wszystko co mi przyjdzie do głowy, mógłbym wskazać jakiś moment z tobą lub twoje zachowanie. Czy po prostu cokolwiek, co naznaczone jest właśnie tobą, Peter.

Wytrzymasz jeszcze trochę, Pero? Myślę, że tak, bo naprawdę staram się streszczać, poza tym przeżyłeś już aż tyle moich jęków. Chciałem zawrzeć tutaj wszystkie te najważniejsze i najbardziej zapadające mi w pamięć wspomnienia, ale chyba dopiero teraz dotarło do mnie że takich nie ma. Bo każde jest właśnie takie. Każde jest tak samo ważne. I tego byłoby po prostu za dużo. Dlatego tutaj znajdziesz ich tylko parę. A resztę, jeśli będziesz chciał, przypomnę ci osobiście.

A teraz nie będę już przedłużał. Pamiętasz jak chcąc pokazać ci mój kraj i pojechaliśmy jesienią do lasu zbierać grzyby i jagody? Właściwie to skończyło się tylko na jagodach, bo żaden z nas nie znał się na grzybach. Na początku szło nam naprawdę nieźle, oprócz faktu że już po chwili oboje byliśmy ubabrani jak nieboskie stworzenia. Aczkolwiek nie musieliśmy się jakoś specjalnie tym martwić, bo pomimo prognoz zapowiadających słoneczny dzień, zaczęło lać jak z cebra. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do tamtego jak na słoweńskiej plaży, samochód mieliśmy zaparkowany zaledwie kilka metrów dalej oraz było dużo cieplej. Jednak i tak zanim znaleźliśmy się w aucie, byliśmy już dobrze zmoczeni. I podczas gdy ty jednocześnie śmiałeś się ze mnie, moich pomysłów i narzekałeś na niestabilność polskiej pogody, tak ja bez słowa wgapiałem się w ciebie, twoje mokre, lepiące się do czoła włosy i strużki wody spływające po twojej skórze.

Cieszyłem się że naprawdę lubiłeś przyjeżdżać do Zakopanego. Zarówno latem, jesienią, jak i zimą. Co prawda upał w górach to pojęcie bardzo względne, występujące z częstotliwością spadającej gwiazdy, ale parę razy nam się udało trafić na niemal tropikalną pogodę. Częściej jednak odwiedzałeś mnie w zimie, co wcale nie przeszkodziło mi pokazać ci cały urok Tatr. Mam nawet wrażenie, że to właśnie wtedy, zarówno ja, jak i ty, zakochaliśmy się w górach jeszcze bardziej. Szczególnie w nocy, kiedy spacerowaliśmy w ciemności, oglądając z oddali światła centrum miasta, czy pomniejszych wiosek, lub prawie zapadaliśmy się w głębokich zaspach, a czasem po prostu siedzieliśmy na balkonie, albo na ganku, pijąc kakao i obserwując jak śnieg rozjaśnia okolicę. A podczas największych śnieżyc, często siadaliśmy przy zgaszonych światłach czy tylko i wyłącznie rozpalonym kominku, śledząc za oknem grube płatki śniegu.

Mimo twojego zamiłowania do gór, postanowiłem w końcu zabrać cię gdzieś indziej niż tylko na zmianę do Wisły, Zakopanego czy też Szczyrku. Postanowiłem pokazać ci Kraków, kolejne moim zdaniem piękne miasto. Zatrzymaliśmy się w jednej ze starych kamienic, położonych w niemal idealnej lokalizacji – blisko centrum, jednak w przepięknej, spokojnej oraz doskonale zachowanej okolicy. Było duszno oraz upalnie, jednak w powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. W ogóle.... Dlaczego nigdy nie udało nam się zdążyć przed deszczem? Nawet jeśli jakimś cudem zdążyliśmy przed najgorszą ulewą, to i tak już byliśmy choć trochę mokrzy. Chyba jestem jakimś magnesem na niepogodę.

Ale tym razem nie uciekaliśmy, może właśnie dlatego, iż było tak gorąco, że deszcz stanowił prawdziwą ochłodę. Zresztą i tak nie był spektakularnie zimny. Po prostu dalej szliśmy spokojnie, powoli kierując się do mieszkania. Wyjątkowo nie ciągnąłeś mnie twierdząc że zmarznę, a ja co chwilę przystawałem i obserwowałem jak nagle zmienia się krajobraz. I w końcu przełamałem swoje opory – nawet teraz na myśl o tym pewnie się rumienię – i zrobiłem „najbardziej kiczowatą i tandetną rzecz na całym świecie" i w pewnym momencie, kiedy już prawie dotarliśmy do wejścia, przyciągnąłem cię do siebie i pocałowałem.

I kiedy potem siedzieliśmy na szerokim parapecie, przy otwartym oknie, wdychając właśnie zapach burzy i deszczu... to uświadomiłem sobie, że nie potrzebuję nic więcej. Bo to właśnie ty nauczyłeś mnie dostrzegać takie drobiazgi. Zawsze byłem nieco narwany, zbyt szybki i działający od razu, pod wpływem impulsu, a ty jakimś dziwnym sposobem, co nie udało się przez tyle lat nikomu z mojej rodziny ani nawet trenerowi, uspokoiłeś mnie. Sprawiłeś że zacząłem zwalniać, wręcz zatrzymywać się i wyciszyłem się. Że nauczyłem się doceniać każdą chwilę, każdą drobnostkę, rzeczy na które wcześniej nawet nie zwróciłbym uwagi. I naprawdę ci za to wszystko dziękuję, Peter.

I jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś, albo nie wyraziłem się wystarczająco jasno, to wiedz, że nie ważne co będę cię kochał. Pory roku mogą się zmieniać, a ja ciągle będę cię kochał tak samo.

_____________________

Tak, to jest przedostatni rozdział. Przed nami tylko jeszcze jeden i epilog. Na dłuższe refleksje przyjdzie jeszcze czas, więc enjoy! I zapraszam oczywiście do komentowania 

Jeśli przeczytałeś - zostaw coś po sobie!

Do zobaczenia,

Ola

Come what may | p.prevc x k.stochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz